.

.

Sunday 29 December 2013

Page 11.

Ponieważ dałam dupy na Święta, serwuję wam dawkę przyjemności na Nowy Rok. Liczę na to, że każde z was będzie zadowolone tym, że pojawia się kolejny rozdział.
Liczę na wasze szczerze opinie. I kocham was, dzieciaczki.
Smacznego!


~*~*~*~

Lipiec.

   Minęły prawie cztery tygodnie od moich urodzin. Kiedy upewniłam się, że po trzech dniach Alexis nie ma już w domu – wróciłam. W swoim pokoju znalazłam prezenty, które dostałam od chłopców. Nie jestem pewna, jak ja to wszystko przeżywałam, jak ja funkcjonowałam. Po prostu żyłam…

   Po wpadnięciu do domu pierwsze, co zrobiłam, to wyrzucenie z obecnej torby rzeczy na podłogę i zabranie tylko tego, czego najbardziej potrzebowałam. Dresy, dwie czy trzy koszulki i spodnie dżinsowe. Po co komu więcej? Chociaż faktycznie, mogłam spędzić tam więcej czasu. Ale nieważne. Pierwszy hotel, jaki przyszedł mi na myśl? The Grosvenor Hotel. Miejsce, w którym, kiedyś chciałabym bawić się na swoim własnym weselu w gronie najbliższych.
Zadzwoniłam po taksówkę i dwie godziny po wyjściu z domu One Direction, siedziałam w wynajętym pokoju.
Zamówiłam butelkę czerwonego, słodkiego wina, krem z warzyw z pesto, pieczoną wieprzowinę z kruchymi pieczonymi ziemniaczkami, marchewką i groszkiem oraz kremowy pudding z ryżem, wanilią i gałką muszkatołową.
                                                               To były moje urodziny.
Z takim oto zestawem siedziałam na hotelowym łóżku w ciszy, bo telefon postanowiłam wyłączyć i jadłam, popijając wino i modląc się o to, by mnie uśpiło dostatecznie mocno. Ale nie przynosiło mi to ulgi. Nawet wtedy, kiedy zaczęło mi szumieć w głowie. Moje ciało wciąż pamiętało bardzo wyraźnie dotyk Louisa, jego dłonie, rozgrzane usta. Bolało. Bolało mnie jak cholera, że w taki sposób pozwalałam się traktować, że to wszystko właśnie tak się skończyło. To nie powinno mieć miejsca. Penelope nie powinna nas zobaczyć w takiej sytuacji, my nie powinniśmy byli dopuścić się do czegoś takiego.
To wszystko było tak bezsensowne, że kiedy następnego dnia otworzyłam oczy, głowa pękała mi w szwach. Nie miałam przy sobie żadnych tabletek, ale nie ruszyłam się też po nie do apteki. Przebrałam się z dresu w luźną szarą koszulkę i dżinsy. Nie robiłam żadnego makijażu. Związałam włosy w niechlujnego koka i w takim oto stanie zeszłam na śniadanie. Było tam głośno, głowa mnie tak bolała, że aż robiło mi się słabo, ale siedziałam w najbardziej oddalonym miejscu przy stoliku dla dwojga i jadłam pieczywo z serem i jakąś wędliną, na koniec dopychając się maślanym croissantem z nutellą, pijąc trzecią z rzędu kawę. Postanowiłam sobie zrobić jeszcze kanapki do pokoju, więc ładnie poprosiłam jakąś kelnerkę, żeby dała mi coś, w czym mogę to zabrać do pokoju. Przyniosła mi jakieś kartonowe pudełeczko, w którym zabrałam kanapki i pieczone kiełbaski, które prawdopodobnie skonsumuję na zimno. Przed opuszczeniem sali śniadaniowej dorzuciłam do mojego super zestawu czekoladową muffinkę i jeszcze jednego rogalika z ciasta francuskiego. I tak mi było wszystko jedno, czy jedno o drugie się zamoczy. Wspięłam się na swoje drugie piętro i ponownie zamknęłam się w pokoju, odkładając wszystko na szafkę nocną. Nie ruszałam ani telefonu, ani laptopa. Bałam się włączać i jedną i drugą rzecz. Byłam pewna, że było tam mnóstwo nieodczytanych smsów, powiadomień o próbach połączenia się ze mną, wiadomości na twitterze czy innych portalach. Sądziłam, że zaatakowali również skrzynkę mailową. To było takie całkiem w ich stylu. Położyłam się na miękkim materacu i zamknęłam oczy, modląc się o to, żeby przyszedł sen, który ukoi ból mojej głowy, mojego serca i ciała. W jeden dzień, który miał być jednym z tych najlepszych, straciłam wszystko, co miałam. Co było dla mnie najważniejsze, najcenniejsze i najbardziej istotne. Zostałam poniekąd dzięki samej sobie na lodzie, pozbawiona każdego oparcia, jakie miałam przez tyle czasu w tych ludziach. Zastanawiałam się tylko, dlaczego od razu odepchnęłam też Liama, który zawsze dbał, żeby wszystko było w porządku i uspokajał mnie, kiedy stawałam przeciwko wszystkim, Nialla, który niczego nieświadom pobiegł za Penny, którego dopiero później reszta uświadomiła, co właściwie się stało, Zayna, który ostatnimi czasy był dla mnie największym oparciem w tej całej zagmatwanej sytuacji i Perrie, która była w dwupaku z Zaynem i była tak samo pomocną osobą jak i on. Oni nie zasłużyli na to wszystko, a jednak im też się oberwało. Beznadziejna ze mnie przyjaciółka. O pozostałej trójce, to jest o Harrym, Alexis i Louisie, starałam się nie myśleć, bo każde wspomnienie bolało mnie czterokrotnie mocniej niż głowa, po całej butelce wina. Pierwszy raz w życiu miałam kaca. Ale jednocześnie też byłam z tego powodu bardzo zadowolona. Dzięki niemu przespałam cały dzień. I tak samo stało się z kolejnym dniem. Ten sam rozwój sytuacji, ale nie piłam już. Czułam się tak przygnębiona, że zmęczenie wzięło nade mną górę i zwyczajnie usnęłam. I w taki oto sposób przetrwałam czterdzieści osiem godzin.
Ostatniego dnia pozwoliłam sobie włączyć telefon. Odczekałam aż wszystko się w nim załączy i zignorowałam wszystkie wiadomości. Wybrałam numer do mamy i odczekałam, aż odbierze.
      - Halo?
      - Alexis wyjechała?
      - Tak.
      - Wracam – oznajmiłam i na tym skończyła się rozmowa z moją mamą. Spakowałam swoje rzeczy i po zjedzeniu śniadania, wróciłam na górę, by zabrać torbę i wróciłam do domu.
Oczywiście mama po powrocie do domu z pracy udawała, że się interesuje tym, co się stało, ale zbyłam ją przyjemną dla ucha odzywką – jak zawsze. Zauważyłam, że w moim pokoju znajdowały się wszystkie prezenty, jakie od nich dostałam. Wzięłam do ręki pudełeczko z kluczami i adresem i zaczęłam się przyglądać jego wnętrzu. Postanowiłam skorzystać z tego, co mi już dali, więc w przeciągu dwóch tygodni, kiedy oni byli w trasie, ja zabrałam wszystkie swoje rzeczy z domu i wyprowadziłam się. Od razu jednak wymieniłam zamki w drzwiach, bojąc się, że któregoś dnia, któryś z nich pojawi się w mieszkaniu.
Teraz był czas na to, bym zajęła się w końcu sobą i zrobiła porządek z własnym życiem. Żałobę, o ile tak można to nazwać, miałam przez pierwszy tydzień. Później szło już znacznie lepiej. I to nie do końca było tak, że nie miałam żadnego kontaktu z nimi. Wysłałam tylko dwa smsy.
Do Zayna i Perrie. Oba brzmiały dokładnie tak samo.

„Jestem w nowym mieszkaniu. Jeśli będziecie chcieli, możecie wpaść. Tylko wy. XXX Diana”

   I w taki oto sposób, czekałam właśnie na przybycie jednej z najbardziej uroczych par, jakie kiedykolwiek poznałam. I chociaż wyjątkowo nie miałam ochoty na spotkania, bo czułam się wręcz fatalnie, nie odwoływałam go, czując, że tęskniłam za nimi. A całkiem sporo się wydarzyło przez ostatni miesiąc. Dzięki temu mieszkaniu pierwszy raz w życiu poczułam się niezależna. I zostało mi tylko trzydzieści godzin do skończenia kursu na organizatorkę przyjęć. To było coś, w czym zawsze dobrze się czułam, dlatego chciałam się tym zająć. I tak szybko, jak ta myśl mi przyszła do głowy, tak szybko ją zrealizowałam.
   Siedziałam na kanapie i oglądałam telewizję. Wszystko, co miałam tego dnia wykonać – wykonałam. Ogarnęłam mieszkanie, zjadłam obiad i nauczyłam się dokładnie wszystkiego, co miałam zapisane z wszelakich notatek czy dopisków. Musiałam przyznać, że byłam z siebie dumna. Z siebie i tego, co zrobiłam i w jaki sposób ogarniałam swoje życie w momencie, kiedy wiele osób na moim miejscu byłoby pewnie załamanych. Ale chciałam być silna. Dla samej siebie. Chciałam pokazać wszystkim, że chociaż zostałam sama – dawałam sobie radę. I właśnie to chciałam, by Zayn i Perrie zobaczyli, kiedy w końcu przybędą do mnie.
Podniosłam się z kanapy, kiedy usłyszałam dźwięk dzwonka. Powolnym krokiem podeszłam do drzwi i najpierw spojrzałam przez judasza, a po chwili dopiero otworzyłam drzwi. Jak dostali się na teren? Nie wiem, ale nie interesowało mnie to. Kiedy tylko uchyliłam drzwi, poczułam jak czyjeś ramiona mocno mnie oplatają. Aż zrobiło mi się przez to duszno.
      - Zayn, udusisz ją za moment – powiedziała ze spokojem Perrie, uśmiechając się ciepło do mnie, kiedy uniosłam na nią swój wzrok. Weszła tuż za chłopakiem i zamknęła drzwi. Malik poluźnił uścisk i po chwili jego ramiona przestały mnie oplatać.
      - Mamy coś dla ciebie – mruknął zażenowany swoim nagłym wybuchem uczuć i tego, jak pokazał mi jak bardzo tęsknił. Zabrał od Perrie kwiaty, które wyciągnął w moją stronę.
      - Poczekaj, daj mi ją uściskać – uśmiechnęła się blondynka szerzej i podeszła do mnie, przytulając ją. Objęłam ją, ciesząc się z obecności tej dwójki, chociaż na początku myślałam, że będę bardziej się stresować. Chyba najwyraźniej się pomyliłam, bo w obecnej chwili czułam się naprawdę w porządku.
Albo jednak nie do końca, bo kiedy poczułam nieco wyraźniej jej kwiatowe perfumy, odczułam, jak cały obiad podchodzi mi do gardła.
      - Przepraszam na chwilę – burknęłam, wyplątując się z jej objęć i, ślizgając się po jasnych panelach, pobiegłam w stronę łazienki, gdzie od razu rzuciłam się do muszli klozetowej, klęcząc na podłodze i pochylając się nad nią, wyrzuciłam z siebie prawdopodobnie wszystko, co tego dnia skonsumowałam. Co, do cholery? Przecież kupiłam wszystko świeże, nawet nie zjadłam tego przeterminowanego jogurtu, tylko go wyrzuciłam!
Gardło niemiłosiernie mnie piekło od moich własnych kwasów żołądkowych, a oczy zaszły mi łzami przez częstotliwość wypluwania wymiocin.
      - Diana, wszystko w porządku? – usłyszałam przyjazny głos Perrie, dobiegający z korytarza. Nie słyszałam nawet jej kroków, bo sama siebie zagłuszałam. Nie potrafiłam jej nawet odpowiedzieć, bo poczułam kolejną falę obiadu, który cały wpadł do wody. A może to te surowe warzywa? Może nie powinnam była ich jeść? Nawet by się zgadzało. Bo od dwóch dni czułam się fatalnie. Wciąż było mi zimno, chciało mi się spać i wszystko mnie bolało. Albo to wina tego, że ostatnio przemokłam kompletnie na deszczu. To też mogło mieć sens.
Czy ja mogę przestać już wymiotować? Od tego zapachu jeszcze mi gorzej…
      - Diana? – Perrie musiała wejść do środka, bo zbyt wyraźnie ją słyszałam. Uklękła obok mnie, łapiąc rękoma moje włosy i zwalniając mnie z podtrzymywania ich. Czułam, jak oblewa mnie zimny pot i zażenowanie. – Ciii… nie płacz, skarbie – wyszeptała, kiedy z moich oczu zaczęły spływać łzy. Czułam się naprawdę źle. Wyglądałam jak gówno w momencie, kiedy ona jak zwykle tak pięknie się prezentowała, chociaż miała na sobie rurki i biały t-shirt, a włosy ot tak rozpuszczone i delikatny makijaż. Wypluwałam już tylko ślinę, dławiąc się własnymi łzami. Od trzech tygodni nie płakałam. Dlaczego akurat dzisiaj? Nawet teraz nie mogłam w spokoju spędzić czasu z przyjaciółmi. Oparłam się przedramieniem o ubikację i zalałam się łzami. Perrie urwała kawałek papieru i podała mi go. Wytarłam usta i po raz kolejny wybuchłam płaczem. Przyciągnęła mnie do siebie i mocno przytuliła. Od miesiąca nikt mnie nie przytulał. Od miesiąca byłam sama i chociaż wmawiałam sobie, że jest dobrze, wiedziałam, że jak zwykle się oszukuję. Bo nie było dobrze. Było fatalnie. Każdego jednego dnia dotkliwie odczuwałam brak tych wszystkich osób, które zazwyczaj były wokół mnie. Od miesiąca byłam pozostawiona samej sobie. Ale nie chciałam się do nich odzywać. Dla mnie to było zdecydowanie za wcześnie. O ile tak można to ująć.
Tuliła mnie i pozwalała płakać.
      - Wszystko w porządku? – usłyszałam głos Zayna. Perrie się nie odezwała. Poczułam tylko, jak zabiera rękę, prawdopodobnie go wyganiając. Usłyszałam jego kroki na panelach.
      - Wypłacz się, jeśli to ci pomoże. – Jej głos był tak łagodny.
Po chwili do moich uszu dobiegł jej melodyjny głos - They said I couldn't, they told me that I wouldn't, but if they could see me now. They say I'm something, that I'm not scared of nothing, and the world will hear me shout. We say Oh oh oh oh Oh oh oh oh oh, might call me crazy, but I've been thinkin maybe you would change your mind. If you could see me now…* - powtarzała refren jej własnej piosenki, cicho śpiewając. Dodawała mi otuchy, pokazywała, że mogę na nią liczyć. A jednocześnie wciąż powtarzane słowa jak zacięta płyta uspokajały mnie. Przynosiły ulgę. Jej dłonie pocierały moje przedramiona, rozprowadzając po nich ciepło, uspokajając ciało i duszę. Perrie była dla mnie w tym momencie lekarstwem. Dobrze, że się pojawili. Potrzebowałam ich. I dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo.
Odsunęłam się w końcu od niej w momencie, kiedy przestałam już płakać, a moje ciało przestało drżeć. Chyba się uspokoiłam. Przetarłam rękawami szarej bluzy oczy, zapominając zupełnie o tym, że wcześniej znajdował się na nich tusz, którego resztki wytarłam w materiał. Kiedy to zauważyłam, jęknęłam gotowa ponownie się rozpłakać.
      - Spokojnie. Zostaw bluzę i idź założyć coś innego na siebie. Spiorę to, żeby nie było plam – uśmiechnęła się ciepło i pomasowała dłonią moje plecy. Spojrzała się zachęcająco, a ja niepewnie wyciągnęłam ręce z materiału, po chwili go ściągając i podając dziewczynie. Podniosła się i pomogła mi wstać. Do czego to doszło? – Uciekaj, ja się tym zajmę – dodała, a ja przytuliłam się do niej z wdzięcznością. Przynajmniej w swojej sypialni umyję zęby. Odsunęłam się i wyszłam z pomieszczenia, od razu kierując się do pokoju.

~*~

   Kiedy Zayn zauważył, że brunetka wyszła z łazienki, sam od razu poszedł do swojej dziewczyny.
      - Co z nią? – spytał cicho, stojąc w drzwiach, patrząc jak blondwłosa piękność spiera za pomocą wody i mydła rękawy. Nie chciał nawet wiedzieć, czym były ubrudzone. Słyszał, jak Diana wymiotowała i chyba nie chciał tego widzieć po raz kolejny. Dlatego nawet się nie zbliżał.
      - Nie wiem. Źle wygląda, myślisz, że to przez Louisa?
      - Harry skutecznie zadbał o to, żeby się nie zbliżał. Oni nawet nie wiedzą, że ona tu mieszka. Powiedziałem, że zajmę się tym i sprzedam mieszkanie. Oddałem im wszystkim pieniądze, myślą, że się rozpłynęła w powietrzu – westchnął, opierając się ramieniem o framugę.
      - Wiesz, że jesteś wspaniały? – Uniosła wzrok znad umywalki, spoglądając na swojego chłopaka, który uśmiechnął się, posyłając jej spojrzenie pełne miłości. Malik i Edwards byli definicją najpiękniejszej miłości, jaka istniała. Byli idealnie stworzeni dla siebie. Byli tymi dwoma puzzlami, które idealnie do siebie pasowały.
      - Ale masz rację, Pezz. Coś z nią jest nie tak.
      - Porozmawiam z nią. Zrobisz w tym czasie herbaty?
      - Jasne. Zajmę się sobą. Przyjdziecie, jak wszystko będzie okej – i wyszedł, pozostawiając blondynkę samą wraz z szarą bluzą. Chciała jak najszybciej zeprać materiał i ogarnąć łazienkę, by nie narażać brunetki na kolejne mdłości. Musiała ją dopaść w jej sypialni, nim jeszcze się stamtąd ruszy. Obydwoje chcieli jej pomóc. Wzięli sobie za cel pomocy w stanięciu jej na nogi, skoro najwyraźniej w tym momencie tylko im ufała. Jak mogli odmówić osobie, która była koło nich od zawsze? Od momentu, kiedy tylko ich poznała, wciąż była aktywna w ich życiu, pocieszając, pomagając na tyle, na ile potrafiła. Nie mogli jej nie dać tego samego. W końcu od tego są przyjaciele. By sobie pomagać, prawda?

~*~

   Wyszłam akurat z łazienki, ubrana już w kolejną bluzę, kiedy do pokoju ktoś zapukał. Nie zdążyłam odpowiedzieć, a do wewnątrz weszła Perrie. Na jej twarzy malowało się zmartwienie. Nie lubiłam, kiedy dostrzegałam akurat to, szczególnie w obecności tylko mojej osoby. Nie chciałam, by się o mnie martwiła. Ani ona ani Zayn.
      - Możemy porozmawiać? – spytała niepewnie, wchodząc w głąb pokoju. Wzruszyłam ramionami. Czy ja miałam jakieś wyjście? Raczej nie. I tak prędzej, czy później by mnie przekonała do rozmowy. Miałam tylko nadzieję, że nie poruszy tematu o nazwie Louis, który ostatnio stał się zdecydowanie tabu.
Podeszłam do łóżka, na którym usiadłam, zachęcając ją do tego samego gestem ręki. Zamknęła za sobą drzwi i już po chwili siedziała obok mnie.
      - O co chodzi? – spytałam, przecierając twarz dłońmi.
      - Co się dzieje? – złapała moją dłoń, ściskając ją lekko, kiedy położyłam ją na łóżku, nie do końca wiedząc, co mam z sobą w tym momencie zrobić.
      - To znaczy?
      - Czy wszystko z tobą w porządku? – Boże, błagam. Perrie, nie drąż, nawet nie próbuj się nad tym zastanawiać.
      - Oczywiście. – Nawet ni wiedziałam, że kłamstwo w sumie przyjdzie mi z taką łatwością. Chociaż sama nie wiedziałam, czy to jest bujda, czy jednak nie. Miałam problem z rozróżnieniem. Czy ja byłam żałosna, czy tylko mi się tak wydawało? Egzystowałam, wypierając się wszystkich uczuć.
      - Diana. Znam Cię już trochę czasu. Nie musisz kłamać. Nic nikomu nie powiem. Zayn zresztą też nie. Jesteśmy tu dla ciebie. Nikt nie wie, że tu mieszkasz, nikt nie wie, że się z tobą spotkaliśmy. Jesteś bezpieczna, nam możesz zaufać – odgarnęła moje włosy do tyłu, które opadły na moją twarz.
      - Pezz, ja po prostu – nabrałam powietrza w płuca i pochyliłam głowę w dół, nie potrafiąc sklecić zdania w całość. Jedyna osoba, z którą rozmawiałam, była moją sąsiadką. To była starsza kobieta, która w momencie, kiedy się tu wprowadziłam, powitała mnie dokładnie tak, jak jest to pokazywane w tych wszystkich kolorowych, amerykańskich filmach. Przyszła do mnie z czekoladowym ciastem nafaszerowanym jakimś kremem, wpraszając się na herbatkę. Okazało się, że była pół Brytyjką, pół Amerykanką. Jej matka pochodziła ze Stanów, ale przeprowadziła się tutaj, gdzie poznała ojca pani Elizabeth. Przemiła kobiecina. Zawsze służyła pomocą. Jedna z najmilszych osób, jakie tutaj poznałam.
      - Spokojnie. Mamy czas – ścisnęła w geście wsparcia moją dłoń. Uniosłam wzrok do góry i uśmiechnęłam się do niej delikatnie. Byłam za to tak cholernie wdzięczna.
      - Nie jestem pewna, czy jestem tak silna, jak myślę, że jestem…
      - Oczywiście, że jesteś. Zobacz, gdzie jesteś. Mówiłaś, że poszłaś na kurs, tak? Bardzo dobrze sobie radzisz, skarbie.
      - Boję się – szepnęłam, ciężko wzdychając. Faktycznie, bałam się. Bałam się, że przyjdzie w końcu taki moment, że jednak się załamię. Że nie będę potrafiła sobie dać rady sama z niczym.
      - Nie bój się, Diana. Pamiętaj, że zawsze masz mnie i Zayna. Pomożemy ci, jeśli tylko powiesz, że tego potrzebujesz, rozumiesz mnie? Bardziej powinnaś się chyba bać o swoje zdrowie, bo nie wyglądasz najlepiej.
Poczułam, jak na moje policzki wpływają rumieńce – sama nie wiem, z jakiego powodu. Prawdopodobnie, dlatego, że poczułam się zawstydzona faktem, że tak źle wyglądam, że aż to widać. Nie tak to miało być.
      - Od dawna tak masz? – spytała, uważnie na mnie patrząc. Doskonale czułam jej wzrok na sobie.
      - Od paru dni się źle czuję… Może się przeziębiłam, albo podtrułam czymś. Przejdzie pewnie niedługo – mruknęłam, wzruszając ramionami.
      - W razie czego daj znać, postaram się pomóc w jakiś sposób, dobrze?
      - Jasne, dziękuję. – Uśmiechnęłam się do niej ciepło, a po chwili mocno objęłam, przytulając się do niej.
      - Poprosiłam Zayna, żeby zrobił herbatę, chodź. Napijesz się czegoś ciepłego – odpowiedziała, gładząc moje plecy. Dokładnie w taki sam sposób, w jaki głaskał mnie Louis. Cholera. Tylko nie płacz, tylko nie płacz, tylko nie płacz.
Odetchnęłam kilka razy głęboko i odsunęłam się od blondynki, wstając z łóżka. Chwilę później obydwie znalazłyśmy się w salonie, gdzie siedział Zayn, przeglądający moje notatki, wyraźnie zaciekawiony tym, co to jest.
      - Nie mogłeś się oprzeć, żeby nie grzebać? – spytała Perrie, uśmiechając się szeroko.
      - Co? Nie… - mruknął, uśmiechając się niewinnie.
      - Spokojnie. To tylko durne notatki.
      - Organizatorka przyjęć? Dobrze wiedzieć – na twarzy Zayna wymalował się szeroki uśmiech, którego ani ja, ani Perrie nie zrozumiałyśmy. Uśmiechnęłyśmy się do siebie, myśląc, że prawdopodobnie coś mu odbiło.
   Jednak po tygodniu nic się nie zmieniło. Codziennie było to samo. Czułam się źle, bolała mnie głowa, wciąż było mi zimno, a na dworze jak nigdy ponad dwadzieścia stopni. I codziennie musiałam uważać na to, co jem i co wącham, bo byle co sprawiało, że lądowałam nad toaletą i to nie było dobre. Nie miałam siły na to, by ciągle klęczeć nad ubikacją i wyrzucać z siebie resztki tego, co zjadłam.
Czułam się tym naprawdę poważnie zmęczona. Miałam dość wszystkiego. Nawet chodzenie na kurs nie sprawiało mi przyjemności i sama nie wiedziałam dlaczego, skoro tak bardzo podobał mi się mój własny pomysł. Wracałam z kursu do domu i kładłam się spać. To było takie bezsensowne. Ciągle mnie mdliło, chciałam spać i traciłam ochotę do czegokolwiek.
Był środek lipca, a ja spędzałam popołudnie na kanapie przed telewizorem. Bolał mnie brzuch i jak zwykle cycki przed okresem. Tylko sęk w tym, że okres powinnam była dostać na początku miesiąca, jak zwykle. Normalnie bym nie zwróciłam na to uwagi, ale ostatnimi czasy myślałam dość intensywnie. I nagle mnie olśniło.
Nie zabezpieczyliśmy się z Louisem ani razu. Ale, kurwa, to nie było możliwe. Po prostu nie było możliwe. Nawet nie dopuszczałam do siebie takiej myśli. Nie mogliśmy wpaść, nie mogłam być w ciąży.
Zerwałam się z kanapy w poszukiwaniu telefonu. Perrie. Potrzebowałam Perrie. Natychmiast.
Zaczęłam przeszukiwać cały salon, ale jebanego telefonu nie było. Czułam, jak szumi mi w głowie z nerwów, jak robi mi się niedobrze. To byłaby najgorsza rzecz na świecie, jaka by mnie w tym momencie spotkała. Nie mogłam być w ciąży, będąc sama, odpychając wszystkich wokół. Nie mogłam być w ciąży, jeśli ojciec dziecka był ostatnią osobą, która powinna nim zostać, szczególnie w takim momencie.
Gdzie ja ostatni raz byłam z telefonem? Kuchnia!
Pobiegłam do kuchni, czując, jak oczy zachodzą mi łzami. Ja pierdole, jakie bagno. Nie, nie, nie, nie, nie!
Telefon leżał na blacie. Rzuciłam się do niego jak wygłodniały wilk do zwierzyny. Drżącymi dłońmi odblokowałam ekran i od razu wyszukałam w książce telefonicznej „Perrie”. Przyłożyłam komórkę do ucha i czekałam. Jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci, czwarty, piąty, szósty. „Proszę zostawić wiadomość” Po raz kolejny nacisnęłam zieloną słuchawkę. I znowu to samo, jeden, dwa, trzy, cztery, pięć… I za szóstym odebrała.
      - Co się stało?
      - Powiedz, że jesteś w Londynie – powiedziałam równie drżącym głosem, jak drżały moje dłonie.
      - Jestem, mam przyjechać?
      - Proszę…
      - Diana, co się stało?
      - Potrzebuję cię, natychmiast.
      - Będę za pół godziny. I uspokój się, nie płacz…
      - Mam problem, Pezz.
      - Spokojnie, skarbie. Już jadę.
I tak po czasie, o którym wspomniała Perrie, dotarła do mnie. Kiedy tylko otworzyłam drzwi, od razu rzuciłam się jej w ramiona, zalewając łzami.
To wszystko było tak irracjonalne, że aż w głowie się nie mieściło. Nie mogłam być w ciąży. Nie mogłam. Nie potrafiłam nawet dopuścić do siebie tej myśli.
      - Co się stało? – spytała, przytulając mnie do siebie.
Ciągle dławiąc się łzami, wydusiłam z siebie w końcu, co się stało, a ona ze skupieniem słuchała wszystkiego, co mam do powiedzenia. Widziałam na jej twarzy, jak niezrozumienie zamienia się w zdezorientowanie, a następnie w zaskoczenie.
      - Robiłaś test? – spytała, a ja pokręciłam głową przecząco. – Nie możesz być pewna, dopóki go nie zrobisz. Usiądź i się uspokój. Pójdę go kupić. Tylko proszę, przestań płakać, bo to nic nie da. Spokojnie.
Minęło kolejne piętnaście minut. Siedziałam i dosłownie wegetowałam. Perrie wróciła z apteki z siedmioma testami chyba. I była tuż obok, kiedy je robiłam. I to ona je odczytywała. Nie byłam w stanie nawet wziąć ich do ręki. Nie byłam w stanie nawet myśleć o tym, że coś takiego miałoby mieć miejsce.
Trzy minuty. Te pierdolone trzy minuty dłużyły się w nieskończoność. Bałam się, nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Chociaż mój mózg cały czas mi podpowiadał, że to ciąża. Bałam się. Nawet bardziej niż wtedy, kiedy po wyznaniu uczuć Louisowi, miałam z nim stanąć twarzą w twarz.
      - Diana? – Perrie wbiła we mnie spojrzenie, kiedy siedziałam nieruchomo na kanapie. Spojrzałam na nią po raz kolejny bliska płaczu. Boże, proszę…

__________________________
* See me now - Little mix.

10 comments:

  1. Powiem Ci szczerze, że nie spodziewałam się, że to się skończy tak szast prast. Myślałam, że może na arenę wkroczy E. że może w tym kierunku będzie jakaś drama, ale podoba mi się to, co tutaj zaczynasz kreować.
    I Perrie. Ona wygląda na taką osobę, jaką ją opisujesz. Wygląda na taką ciepłą, cierpliwą i kochaną. Uwielbiam ją tu u ciebie.

    ReplyDelete
  2. Wiesz co... Może ty jednak nie dodawaj rozdziałów na bloga tylko od razu wydaj książkę, bo dla mnie to jest straszne czekać na kolejny rozdział, nawet po jednym dniu. I znowu mam niedosyt, i znowu tak całą sobą pragnę kolejnej części. Co z tego, że nie było mojego Lou, nie było namiętnej sceny, po prostu ja tak kocham ich wszystkich i tą historię, nie pamiętam kiedy się tak strasznie wkręciłam, po prostu ciekawość za ciekawością. W ogóle czy będą razem, czy będzie to dziecko. Bo jakoś sobie tego nie wyobrażam. Ale już od początku wiedziałam o ciąży, jakaś taka intuicja kobieca, i nagle napisałaś haha. Jeden mózg! Ale fakt, wzruszające chwile, aż serce ściska. W ogóle Perrie to taka cudowna osóbka że aż nie mogę tego znieść, kocham ją całym sercem. Dobrze, że Diana ma kogoś takiego w swoim życiu zwłaszcza w momencie, kiedy przejechała się na wszystkim. Biedna dziewczyna, mogła nie godzić się na takie traktowanie ale miała szanse u faceta, w którym zakochała się po uszy i jak widzi zainteresowanie z jego strony to szkoda nie korzystać. Kocham Lou i jednocześnie nienawidzę, nie rozumiem, dlaczego on jeszcze nie jest zdecydowany, przecież to oczywiste że Elka nie jest dla niego i nie czuje do niej tego, co czuje do D. więc niech się sprawy jakoś ułożąąąąąą no. Ale zaskakujesz i to coraz bardziej, choć nie wiem, czy się jeszcze da :D
    KOCHAM CIĘ I KUBKA TEŻ BARDZO KOCHAM!

    @belikehepburn

    ReplyDelete
  3. super , kocham ten blog !!

    ReplyDelete
  4. wow a jednak coś przeczuwałam że będzie jakiś moment w którym wyjdzie jakieś ale co do niezabezpieczania ^^ czyli wychodzi na to że będzie Diana w ciąży ^^ fiuuu

    ReplyDelete
  5. Witaj!

    Od jakiegoś czasu przyglądam się tej historii i... Jestem w niebo kurwa wzięta! Zdajesz sobie sprawę, że z pośród tych wszystkich opowiadań, które już wyszły o 1D, żadne nie ma za bardzo ładu ani składu, ani tu...? Mistrzostwo! No po prostu cudeńko! Od pierwszej linijki opowiadania polubiłam Dianę za jej ciepło i naturalność. Jest osobą, która mogłaby istnieć naprawdę. Ta dziewczyna nie jest przerysowana! Nie mogę znaleźć na nią słowa. Z taką Dianą, można byłoby spokojnie wyskoczyć na kawę i pogawędzić na wszystkie tematy! Kreacja dziewczyny na wielkiego plusa!
    Może ten komentarz nie będzie idealny, bo dawno nic nie komentowałam, ale... Mam szczere chęci wyrazić swą opinię ;D
    Wszyscy z zespołu i nawet Penny i Perry, są normalne. Mają osobne charaktery, nic nie jest pisane pod jedną krechę. Trudno mi się dzisiaj wysławiać, jednak natarczywie chcę wyrzucić z siebie wszystko ^^ Zakochana w kreacji Twojego Louisa, natchnęłaś mnie swoim pisaniem, taką weną, że sama postanowiłam coś napisać. Serio, dodajesz mi skrzydeł każdym rozdziałem, tylko ciężko mi się wziąć i w końcu coś opublikować, ale...
    Mam nadzieję, że tak ułożyłaś sobie w głowie tę historię, że zakończy się choć w minimalnym stopniu szczęśliwie? Miłość to nie przelewki, więc liczę, na to, iż Louis się ogarnie! Za to co robi z tą biedną dziewczyną, jak szarga jej uczuciami mam ochotę kopnąć go w tyłek! W jego seksowny tyłek ^^ Pomimo... Eleanor powinna raz na zawsze zniknąć ze sceny i poszukać szczęścia gdzie indziej, ot co!
    Diana w ciąży, czy nie i tak będzie moją ulubioną postacią;D

    Przesyłam morzeeee weny :)
    Od dziś Wierna Czytelniczka!
    Sorbecik

    ReplyDelete
  6. Twój blog jest najlepszy! uwielbiam go, uwielbiam Ciebie! <3
    czekam na następny rozdział!

    ReplyDelete
  7. Kocham twój blog . Dodawat proszę rozdział
    . <3

    ReplyDelete
  8. Przeczytałam wszystkie rozdziały, które do tej pory się pojawiły. Całość jest świetna, jednak bardzo nie lubię opowiadań w których już po kilku rozdziałach pojawia się ciąża. Jest to dla mnie nudne i powtarzalne np ciąża -> wypadek i utrata dziecka / ciąża->wyjazd gł bohaterki i po x czasu pogodzenie się z partnerem / ciąża -> i momentalnie wszystko pięknie i kolorowo. Każda taka opowieść i tak zazwyczaj kończy się różowo i pięknie. 11 rozdział jest zbyt wczesnym wg mnie na takie tematy, jednak to Ty jesteś jego autorem i zapewne, cokolwiek się będzie dalej działo czy będę się zgadzać czy nie z tym co piszesz, to i tak będę czytać bo ciekawość mnie zżera :)
    Taka moja uwaga :)
    Pozdrawiam
    L.

    ReplyDelete
  9. Najlepszy blog jakiego czytałam
    E
    V
    E
    R
    !
    !
    UBÓSTWIAM ;) dziewczyno, ty to masz talent! Czekam na Next!

    ReplyDelete
  10. Ale się dzieje, jestem w szoku. Miałam taką cichą nadzieję, że Louis jej zacznie szukać albo coś. Ciekawe czy jest w ciąży czy nie, cholera chcę już następny:) Podoba mi się zachowanie Zayna i Perrie, są prawdziwymi przyjaciółmi. Do następnego! :)

    ReplyDelete