.

.

Wednesday 1 May 2013

Page 7.

Witam, witam i o zdrowie pytam. Moje zdrowie trzyma się jako tako - pomimo chorej mamy za ścianą.
Nie jestem pewna w ilu procentach ten utwór pasuje do tego co napisałam, ale do pewnych momentów... wydaje mi się być idealny. Co więcej mogę powiedzieć...

Jeśli uda mi się napisać scenariusz, streszczenie i scenopis oraz teczki obiektów i kalendarz zdjęciowy do niedzieli, postaram się napisać jeszcze jeden rozdział, a później znikam, na dwa, trzy tygodnie. Zobaczymy jak się wszystko potoczy.
Dziękuję wam wszystkim, za te wspaniałe komentarze. Wiedzie, że was kocham.

Ach! I fakt, zwalam to na mój badziewny humor ostatnio. Rozdział poprzedni wyszedł mi dobrze.
W sumie jak każdy na tym blogu. xD
+ Zapomniałam, as always. Zaglądajcie do galerii, którą uzupełniłam oraz do bohaterów, gdzie pojawiły się nowe postacie i zupełnie nowy wygląd. Kiss!

Smacznego! 


~*~*~*~


   Samolot w końcu wylądował i mogłam opuścić jego pokład. Na lotnisku czekał na mnie Niall, któremu wybitnie się nudziło tego dnia. I nie żeby był jakiś niemrawy przez zabawę poprzedniego wieczoru na rozdaniu nagród Professional Footballers’ Association. Pomachałam mu, widząc go już z daleka. Harry przyleciał dzień wcześniej. Ja miałam jeszcze kilka rzeczy do ogarnięcia wczoraj, więc niestety dopiero dzisiaj rano mogłam zapakować się do samolotu. Ściągnęłam z taśmy swoją walizkę i przeszłam przez te śmieszne bramki, w końcu podchodząc do blondyna i przytulając go na powitanie.
      - Jak lot? – spytał, obejmując mnie.
      - Całkiem nieźle. Dzięki, że po mnie przyjechałeś. Jesteś sam? – spytałam, odsuwając się i poprawiłam czarno-białą bluzę z kapturem, wzorowaną na tych bluzach z seriali czy filmów amerykańskich, co footballiści noszą te swoje „drużynowe”1.
      - Zayn z Perrie, Liam gada zapewne z Danielle, Harry się gdzieś szwęda, a Louis pewnie gra w FIFĘ czy coś tam. – wzruszył ramionami, a ja się tylko zaśmiałam. Przejął moje stwierdzenie „coś tam” i sam zaczyna go nadużywać. To takie zabawne.
      - Chodź, ty mój coś tamie. Chcę coś zjeść i napić się kawy. – uśmiechnęłam się do niego promiennie i chwyciłam za rączkę walizki. Chwilę później szliśmy ku wyjściu z lotniska. Na szczęście reszta chłopaków, a najbardziej zapewne Harry, ściągali uwagę wszystkich fanów, więc pod lotniskiem był święty spokój i nikt go nie wyczaił. A właściwie nas. Jakie to irytujące, kiedy tracisz swoje prywatne życie, tylko dlatego, że jesteś przyjaciółką pięciu idiotów. Nie możesz iść się nachlać, zabawić. Nie możesz w świętym spokoju kupić bielizny czy butów, bo robią ci zdjęcia. Paranoja.
I w sumie nie no, ok. Nie mam nic przeciwko, aczkolwiek są momenty jak w życiu każdego jednego człowieka na tej kuli ziemskiej i zapewne na innych globach również, że nie masz ochoty, by ktoś cię widział gdziekolwiek, jakkolwiek. A oni wszyscy właśnie wtedy cię znajdują.
      - Pamiętasz, że wisisz mi torcik? – spytał z nadzieją w oczach. Zaczęłam się śmiać i rozejrzałam się za jakimś pojazdem, którym mógłby przyjechać Niall. Zdziwiłam się, kiedy ruszył do taksówki. Uniosłam brwi do góry i posłusznie poszłam za nim.
      - Spokojnie, dostaniesz go w swoim czasie. Mamy tydzień dla siebie. Jeszcze się mną znudzisz.
I kupię ci nawet dwa albo i trzy. – uśmiechnęłam się pozwalając mu załadować swoją walizkę do bagażnika, wraz z torbą podręczną, którą trzymałam przedtem na bagażu.
      - Tobą się nie da znudzić, Diana. – powiedział, uśmiechając się szeroko i zatrzasnął bagażnik, otwierając mi drzwi.
      - Ależ z ciebie dżentelmen, Nialler. – zaśmiałam się, wsiadając do pojazdu. Przesunęłam się na dalszą część siedzenia, pozwalając, by Horan zajął miejsce obok mnie i podał adres, gdzie ma nas zawieźć taksówkarz. Najwyraźniej Harry go nauczył aż jednego zdania.
      - Jak zawsze. – uśmiechnął się szeroko i poprawił koszulkę. – Mam nadzieję, że jesteś gotowa dzisiaj na koncert. – uśmiechnął się szeroko, oblizując usta, patrząc na mnie.
      - Dawno was nie słyszałam, ale przez najbliższe kilka dni na bank uzupełnię sobie zapas tęsknoty za waszymi głosami. – zagryzłam wargę i odwróciłam twarz w stronę okna, patrząc na ulice, które mijaliśmy w drodze do areny. Czas zmierzyć się z rzeczywistością. Lada moment dojedziemy pod arenę Palais Omnisports de Paris Bercy i będę musiała się przywitać z każdym z nich. O ile tam gdzieś będą. Na pewno nie ominie mnie spotkanie z Louisem, a to może być ciężkie. Od momentu, kiedy Harry mi powiedział o wyjeździe z nimi w trasę, starałam się o tym nie myśleć. Teraz jednak nie dało się tego aż tak ominąć.
      - O czym myślisz? – usłyszałam i od razu spojrzałam na Nialla. Mam nadzieję, że żaden z nich nic nie odkrył w tym czasie. Zresztą nie mieli jak. Louis miał teraz super słodką Eleanor. I właściwie ciekawa byłam, skąd on ją wytrzasnął. Musiałam się spytać o to Hazzy.
      - Podziwiam widoki Paryża, wspaniałego miasta zakochanych. – chyba trochę za bardzo przesadziłam z tą ironią w głosie. Oblizałam usta i spojrzałam ponownie przez szybę, opierając się o nią czołem.
      - Jak to jest, że ktoś taki jak ty nie ma jeszcze nikogo? – spytał nagle Niall, na co ja jedynie się lekko uśmiechnęłam pod nosem. Nie musiałam na niego patrzeć, żeby widzieć wyraz jego twarzy i te piękne błękitne oczy.
      - Serce nie sługa. Zresztą to samo pytanie mogę zadać tobie. W końcu oprócz twoich bąków i wciąż pustej lodówki jesteś ideałem. – zerknęłam ukradkiem na chłopaka.
      - Bąki rzecz ludzka. Poza tym… naprawdę tak sądzisz? – spytał i przysięgam, że zrobił coś na zasadzie „awww”, ale tego już nie skomentowałam. Odwróciłam się w jego stronę i pogładziłam jego ramię.
      - Nialler. Gdybym tak nie sądziła, to raczej bym tak nie powiedziała. – uśmiechnęłam się i pociągnęłam jego rękę, żeby się przysunął, po czym przytuliłam go do siebie. Horan był jak taka jedna, wielka przytulanka. Jego zwyczajnie nie dało się nie kochać. Tak jak kiedyś Zayn powiedział - Niall jest jak taki miś. Kiedy naciśniesz na brzuszek, mówi „kocham Justina Biebera”. Jednak Niall po naciśnięciu na brzuszek zazwyczaj przytulał, mówił „kocham cię”, „daj mi jeść” albo obsypywał cię przeuroczymi buziakami gdzie popadnie, chociaż najczęściej były to policzki. Na samą myśl o Horanie robiło się człowiekowi ciepło na sercu. I do tej pory nie potrafiłam zrozumieć, jak niektóre fanki mogą go pomijać i nie przytulać. Szczerze? Ja tam mogłabym się do niego kleić cały czas. On jest tak wspaniałym człowiekiem, że mogłabym bez końca wymieniać wszystkie jego zalety. Ale wtedy nie starczyłoby mi czasu.
      - Kocham cię. – powiedział, a ja mentalnie przywaliłam sobie w czoło. Zacisnęłam mocniej usta, żeby nie ryknąć śmiechem i pomasowałam czule jego plecy. – I ładnie pachniesz.
      - Ty też, Nialler. – powiedziałam, wciągając mocno powietrze, co go rozbawiło. I w sumie faktycznie dobrze pachniał. Musiał najwyraźniej zmienić perfumy. Ostatnie były mdłe, a te… te działały tak, jak powinny działać męskie perfumy na kobietę. Odsunął się ode mnie i posłał mi jeden z tych swoich najsłodszych uśmiechów na świecie.
      - Dasz mi się później pobawić telefonem? – spytał, mrugając szybko oczami. Spojrzałam na niego dosłownie z niewidzialnym znakiem zapytania wymalowanym na twarzy. Musiałam wyglądać trochę przygłupio, bo zaczął śmiać. Jednak nie ruszyło mnie to zbytnio.
      - A co ty, w podstawówce jesteś? – zaśmiałam się, kręcąc z niedowierzaniem głową. On tak na poważnie?
      - Może. – miał szczęście, bo zatrzymaliśmy się na miejscu i kierowca czekał na zapłatę. Spojrzałam na Nialla, który dopiero po chwili zreflektował się i wyciągnął z kieszeni spodni portfel, a z niego wydostał banknot, który podał kierowcę, mówiąc coś na zasadzie „bez reszty”. Wysiadłam z taksówki i jęknęłam, słysząc fanki. Zapowiada się doprawdy „spokojny” dzień. Niall wysiadł tuż po mnie, szybko podchodząc do bagażnika, żeby zabrać mi walizkę, bym jej nie dźwigała. Musiałam przyznać, że to bardzo miłe z jego strony.
Wzdrygnęłam się, czując chłodny wiatr na odkrytym przez krótki, opięty, biały t-shirt z długim rękawem brzuch, który komponował się idealnie z szarymi dżinsami i czarnymi tenisówkami1. Zapięłam bluzę do połowy i poprawiłam wysoką kitkę, zabierając chociaż moją torbę. Od razu poprowadził mnie w stronę ich wielkiego autokaru, w międzyczasie machając rozgorączkowanym fankom. Uśmiechnęłam się do nich lekko i również im pomachałam. Starałam się zawsze być miła i zaspokajać wszystkie potrzeby ich fanów, jeśli przyszło co do czego i musiałam to robić. To takie niesamowite widzieć w oczach drugiej osoby ogrom szczęścia tylko dlatego, że powiedziałeś do niej „cześć”, czy napisałeś swoje imię i nazwisko na kawałku kartki. A już nie daj Boże, jak pozwoliłeś na zrobienie ze sobą zdjęcia. Te dziewczyny, bądź w niektórych skrajnych przypadkach dziewczynki, o mało co nie mdlały z wrażenia. I to była reakcja na mnie. Na chłopaków to był po prostu kosmos.
      - A teraz o czym rozmyślasz? – Boże. Czy Niall dosłownie zawsze musi być taki ciekawski i zadawać pytania w momentach mojej największej zadumy? To było nie fair.
      - O tym, czy jest gdzieś tu w pobliżu Starbucks i kogo będę mogła wysłać po kawę i croissanta do jakiejś piekarni. Albo kilka croissantów. – uśmiechnęłam się niewinnie do niego.
      - Wyślemy kierowcę. Bo ochrona musi być na miejscu. Kocham je wszystkie, ale nigdy nie wiadomo co którejś strzeli do głowy, prawda? – wtaszczył moją walizkę do środka, chowając się w wielkim autokarze. Weszłam do środka za nim. Pusto. Dosłownie.
      - Myślisz, że nie będzie miał nic przeciwko? – spytałam, ziewając przeciągle. W sumie to było głupie pytanie. Im nikt niczego nie odmawiał.
      - Oczywiście, że nie. Kiedy Niall jest głodny, nikt mu nie odmawia. – zaśmiał się, a ja ryknęłam śmiechem tuż po nim. Może mając tego słodkiego Irlandczyka pod ręką, jakoś przetrwam ten tydzień i nie będzie to aż tak złe?
      - Brakowało mi ciebie, Niall. – skwitowałam, starając się przestać śmiać. Posłusznie szłam za nim, chcąc wiedzieć, gdzie wyląduje w ostateczności moja walizka. Chociaż nie musiałam się o nią chwilowo martwić, bo jeśli znowu pochowają mi jakieś moje rzeczy, mam do wyboru garderobę każdego z nich.
      - Uwierz mi, że mnie ciebie też. Okej. Zostawiam tu to, czuj się jak u siebie, a ja pójdę ogarnąć nasze zamówienie. – chciałam coś powiedzieć, ale nie zdążyłam. Zostałam sama z walizką. Jednak po chwili dotarło do mnie, że musi tu gdzieś być Louis. Oczy automatycznie mi się powiększyły. I prawdę powiedziawszy, wolałam się szybko wycofać i iść z Niallem i trzymać się jego. Odwróciłam się na pięcie, zamierzając wcielić mój plan w życie i tak szybko jak o tym pomyślałam, tak samo o tym zapomniałam. Dosłownie przywaliłam w nikogo innego jak w Louisa. Serce automatycznie podskoczyło mi do gardła. Jak zwykle w ostatnim czasie przy nim zalała mnie gigantyczna fala gorąca. Moja niezdarność sprawi któregoś pięknego dnia, że dostanę zawału. Znowu trzymał mnie w objęciach i znowu czułam, jak jego dotyk mnie parzy. Prawie automatycznie wróciły mi wspomnienia z tamtej jednej nocy. Zagryzłam wargę, starając się wyplątać z tego uścisku, ale coś nie do końca mi wychodziło. W zamian poczułam, jak Lou tylko mnie do siebie dociska i wtula się we mnie. Normalnie, gdyby to było te parę miesięcy wcześniej, nie do końca byłabym zdziwiona, ale teraz? Jego zapach mnie prawie zabił. Kilkanaście sekund zajęło mi przyswojenie faktów i ulegnięcie mu. Chwilę później już jak głupia stałam i się do niego przytulałam. Tęskniłam za nim przez cały ten czas. Brakowało mi go. Jego, rozmów z nim, jego śmiechu, żartów, głupich docinek, walki na jedzenie, bądź poduszki, przekomarzania się, przytulania i czucia się tak wyjątkowo bezpiecznie w jego ramionach. I coś mi podpowiadało, że zaczynałam właśnie w tym momencie bredzić. Powinnam się ogarnąć, w końcu halo. Louis Tomlinson jest zajęty przez nijaką Eleanor Calder. Skądkolwiek się ona wzięła czy tam urwała. Ten na górze jedyny wie.
      - Nawet nie wiesz, jak ja cholernie się cieszę, że przyjechałaś. – powiedział cicho. Czy mnie zamurowało? Oczywiście, że tak. Stałam i słuchałam go, zastanawiając się czy to mnie padło na mózg i słuch, czy jemu na mózg i język. I właściwie nie doszłam do żadnego wniosku. Objęłam go tylko rękoma w pasie i mocniej się do niego przytuliłam. Ta chwila, kiedy byliśmy sami i nikogo innego w pobliżu nie było, była dla mnie wytchnieniem. Przez moment mogłam sobie odpuścić udawanie, że wszystko jest w porządku i jestem ze wszystkimi we wspaniałych kontaktach. Nikt poza mną, Louisem i Harrym nie wiedział nic. I wolałam, żeby tak zostało, bo nie miałam pojęcia, jak mogłaby zareagować cała reszta na to, że mogę coś czuć do bruneta. Tym bardziej teraz, kiedy oficjalnie było wiadomo, że jest zajęty przez nią.
      - Ja też się z tego cieszę, ale czy ty nie powinieneś się opanowywać? – spytałam, puszczając go w końcu i odsunęłam się w momencie, kiedy poluźnił uścisk. No tak, moje słowa go zapewne zgasiły. Myślał, że nie wiem czy co? Opuściłam głowę w dół i spojrzałam na swoje buty. Natrafiłam również wzrokiem na jego. Wolałam podziwiać nasze obuwie, niż spojrzeć mu w oczy. Nie zamierzałam płakać, a prawdopodobieństwo, że tak by się to moje spoglądanie na jego nieperfekcyjnie perfekcyjną twarz skończyło, było dość wielkie.
      - Harry ci powiedział, prawda? A powiedział ci też, że sam ją ściągnął? – spytał Lou, a moje brwi automatycznie wystrzeliły do głowy. Moment, jakim cudem Harry zna Eleanor? I jakim prawem w ogóle to zrobił? Spojrzałam na Louisa, oczekując odpowiedzi.
      - O co ci chodzi? – spytałam zaskoczona. Byłam pewna, że Louis coś ukrywa, a ja jak to ja – musiałam wiedzieć.
      - Nieważne. Niech on ci to sam wytłumaczy. Ja to nie on, że mówię za innych. – wzruszył ramionami i minął mnie, idąc do swojego łóżka. Odwróciłam się, śledząc jego ruchy.
      - Co tu się, do jasnej cholery, dzieje? Dlaczego nikt nic mi nie mówi? To jest, do cholery, nie fair. I dla własnego zdrowia powinnam się trzymać najwyraźniej z daleka od ciebie i Harry’ego. Nie wiem, o co wam chodzi. – skrzyżowałam ręce i wbiłam w niego wzrok, nie odpuszczając.
      - Spytaj się swojego przyjaciela. Nie mnie. – jęknęłam przeciągle i opuściłam ręce w geście poddania. Nie będę tego dalej ciągnąć, bo to jest bez sensu. On i tak mi nic nie powie, a ja nie wiem, co miałabym zrobić, żeby go przekonać.
      - Okej, odpuszczam. – wzruszyłam ramionami i ponownie opuściłam wzrok, kiedy na mnie spojrzał.
      - To dobrze. Idziesz na zewnątrz z nami? Będziemy grać z Niallerem w nogę. – uśmiechnął się. I chociaż nie patrzyłam na jego twarz, dobrze wiedziałam, że jego usta rozciągają się w szerokim uśmiechu. Czułam jego spojrzenie na sobie.
      - Idę. I tak nie mam co z sobą zrobić, skoro nikogo innego nie ma. – odwróciłam się i wycofałam w stronę wyjścia. Chciałam już dostać swoją kawę i croissanta.
      - Poczekaj chwilę. – poczułam jego dłoń na swoim ramieniu i odwrócił mnie w swoją stronę. Westchnęłam cicho, zamykając oczy i zaciskając usta. – Spójrz na mnie. – powiedział i podniósł dłonią mój podbródek do góry. Poczułam ucisk w dołku i cicho jęknęłam niezadowolona, otwierając lekko oczy.
      - Daj mi spokój. Proszę. – powiedziałam, wykrzywiając usta w grymas. Nie byłam zadowolona z bliskiego kontaktu z Louisem.
      - Będziesz mnie teraz unikać? Diana… Lepiej dla nas, że jestem z Eleanor. Lepiej dla ciebie. -  pokręciłam lekko głową z niedowierzaniem.
      - Nie mogę cię unikać przy reszcie, żeby niczego nie podejrzewali, dlatego zwyczajnie będziemy udawać, że wszystko jest w porządku. I wszyscy są obrzydliwie szczęśliwi jak zawsze. – uśmiechnęłam się szeroko i sztucznie. Ale aż mnie to zabolało.
      - Przestań. – powiedział stanowczym głosem. – Jak masz być tak sztuczna, to wolę już wszystkim powiedzieć. – on żartował w tym momencie, prawda? No przecież nie powiem im nagle „cześć, słuchajcie. Nie zwracajcie na mnie i Louisa uwagi. Wkurza mnie fakt, że jest z Eleanor skoro przed wyjazdem przyssał się do mnie jak pijawka i tak, kocham go, ale on ma to w dupie i wybrał jakąś pustą, przesłodzoną laleczkę, tylko dlatego, że dobrze daje dupy po pijaku.”
      - Możemy skończyć rozmawiać ze sobą, jeśli chcesz. Możemy iść, zanim Niall tu przyjdzie? Naprawdę nie mam ochoty na takie rozmowy. Niech będzie jak przedtem, tylko nie zbliżaj się do mnie za bardzo, jeśli sytuacja tego nie wymaga. Nie chcę mieć bardziej pod górkę, niż mam teraz. – spojrzałam mu w oczy. Nie miałam pojęcia, co miało znaczyć jego spojrzenie, ale to było coś innego, niż dotychczas.
      - Przepraszam. – od razu mnie puścił z cichym westchnięciem. – Pamiętaj tylko, że zawsze możesz na mnie liczyć. Bez względu na wszystko. Zawsze, kiedy będziesz potrzebować, możesz do mnie przyjść, czy zadzwonić.
      - Będę pamiętać, Lou. – odpowiedziałam i odwróciłam się, wychodząc z pomieszczenia sypialnego i szybko zmyłam się z tourbusa, by stanąć na twardym gruncie na zewnątrz. Rozejrzałam się w poszukiwaniu Nialla. Miałam nadzieję, że gdzieś tutaj się kręci. I nie myliłam się.
      - Łap! – krzyknął i w ostatnim momencie odwróciłam się i przejęłam od niego piłkę. Nie byłam może fanką tego sportu, chociaż osobiście, jeśli miałam decydować, czy wolę grać w nogę czy siatkę – wybierałam nogę. Przynajmniej jest mniejsze prawdopodobieństwo, że zarobisz piłką w głowę, oko czy nos. Kopnęłam ją w jego stronę, uśmiechając się pod nosem. Nie byłam aż tak dobra jak oni, ale to i tak jakoś mi nie przeszkadzało. Czasami miałam szczęście, a czasami zwyczajnie dawali mi fory. Zaśmiałam się, kiedy Horan musiał pobiec dalej za piłką. W tym momencie wyrósł za mną Louis. Przesunął mnie lekko w bok po to, by podbiec do Niallera i odebrać mu piłkę. I szczerze? Może to udawanie nie będzie aż tak straszne. Uśmiechnęłam się na ich widok. Byli jak dzieci. Cieszyli się z takiej zwykłej przyjemności, jaką była gra w nogę. Odeszłam na bok i usiadłam na krawężniku, chowając dłonie między nogami. Musiałam się trochę ogarnąć. Znowu się zamyśliłam, nie spostrzegając nawet, że uśmiecham się właściwie sama do siebie. Ale czy komuś to przeszkadzało? Mnie na pewno nie.
      - Śpiąca królewno, kawa. – powiedział ktoś, dzięki czemu wyrwał mnie z zamyśleń. Spojrzałam do góry i zobaczyłam kierowcę chłopaków.
      - Dzięki! Moje życie uratowane, a mój organizm naładowany! – zaśmiałam się, odbierając swoją kawę i ciastko. Chwilę później siedziałam, wpatrując się w chłopaków i wcinając swojego croissanta, który jak się okazało był z dżemem truskawkowym wewnątrz. Zdecydowanie lubiłam widzieć ich wszystkich szczęśliwych. I nawet nie przeszkadzała mi wizja znoszenia Louisa przez najbliższe kilka dni i życie z nim w tym pojeździe bez możliwości ucieczki gdziekolwiek.

  Kiedy reszta się zjawiła, nie mogłam przestać się cieszyć na widok Zayna i Liama. Harry jako ostatni dotarł pod arenę. I za nic nie chciał nikomu powiedzieć, co robił, gdzie był, po co i dlaczego. Nawet mnie. I irytowało mnie to strasznie. Przed koncertem wcisnęli mi bilet na trybuny tuż obok sceny i kazali tam siedzieć aż do końca, kiedy ochroniarz po mnie przyjdzie, żeby cała reszta mnie nie staranowała. Śmiałam się z nimi, doskonale rozumiejąc ich dziwne poczucie humoru. Najbardziej rozwalił mnie popis Harry’ego z tym francuskim. Po tym pierwszym koncercie chłopcy byli naładowani energią. Kiedy wróciliśmy do tourbusa, nie mogli z tyłkami usiedzieć w miejscu.
Teraz zmierzaliśmy w kierunku Amnéville. To miał być zaraz drugi i ostatni koncert we Francji. Szkoda, że nie udało mi się przyjechać tu dzień wcześniej i nie zobaczyłam za wiele z Paryża, ale obiecali mi, że jeszcze kiedyś tu przyjedziemy wszyscy razem. Trzymałam ich za słowo.
I kiedy dotarliśmy na miejsce, ja zostałam w tourbusie – spałam, a później korzystałam z ich gier i zwyczajnie się bawiłam, podczas gdy oni kręcili coś do THIS IS US. I wolałam nie wiedzieć co to będzie, bo chciałam mieć z tego filmu taką samą niespodziankę jak ich fani.
Popołudniu powiedzieli, że nie ma opcji, żebym tu siedziała i siłą wcisnęli mi ubrania i wyrzucili mnie z tego ciepłego miejsca tylko po to, żebym była obecna na ich kolejnym koncercie. Ponownie dostałam przepustkę i zajęłam swoje miejsce. Dzięki nim byłam ubrana prawie cała na różowo. Poddałam się, pozwalając przegrzebać swoje rzeczy i wyciągnąć różowe szorty z ćwiekami, brzoskwiniowe tenisówki oraz kremowy sweterek z nadrukowanym różowym lodem z wisienką na czubku.2 Sama dobrałam do tego koralową czapkę, która idealnie współgrała z resztą. Wybitnie nic mi się nie chciało, dlatego nawet włosy zostawiłam rozpuszczone. Muszę przyznać, że kiedy byłam na backstage i spojrzałam w gigantyczne lustro, pierw pozbywając się sprzed niego Malika, wyglądałam wybitnie słodko, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Niall też skorzystał z tej okazji i z tego, co zdążyłam zauważyć, w ostatniej chwili przegrzebał mi telefon i coś z niego sobie przesłał. Jednak kiedy chciałam zobaczyć co, Harry odciągnął mnie szybko na bok atakując czym? Bananem. Tak, dokładnie. Żółtym, podłużnym owocem.
W tym czasie Nialler zniknął za drzwiami, które prowadziły do toalety. I znów coś przede mną ukrywali. Tylko nie do końca wiedziałam co. I w końcu będą musieli mi to powiedzieć, miałam cały koncert na znalezienie w swojej głowie wspomnień, którymi mogłabym ich szantażować, mając jakiś dowód. Na pewno coś takiego musiałam mieć, bo za długo ich znałam i zbyt wiele czasu z nimi spędzałam, żeby nie mieć. Ewentualnie skontaktuję się później z Alexis. Ona miała dobrą pamięć i była moim „sejfem” na przeróżne śmieszne i żenujące wspomnienia. Coś na pewno byśmy razem wymyśliły.
      - Ja się jeszcze dowiem co wy knujecie, dzieciaki. – zagroziłam, mierząc ich wszystkich groźnym spojrzeniem.

~*~

   Zniknął za drzwiami toalety ściskając w dłoni swojego iPhona. A na wyświetlaczu widniał numer, którego jeszcze nie miał wpisanego do książki telefonicznej, ale to za chwilę miało się zmienić. Nim zapisał te cyferki w pamięci telefonu, nacisnął zieloną słuchawkę i przytknął ją do ucha, czekając, aż usłyszy głos po drugiej stronie słuchawki. Oparł się biodrem o porcelanową, białą umywalkę i czekał.
Jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał, czwarty sygnał, pią…
      - Słucham? – uniósł brwi do góry, słysząc mało przyjemny ton głosu. Nie tego się chyba spodziewał. Liczył na to, że osoba po drugiej stronie telefonu będzie nieco milsza. Jak na przykład w rzeczywistości, kiedy widzieli się twarzą w twarz.
      - Myślałem, że będziesz trochę milsza. – powiedział w końcu, unosząc jedną brew do góry i spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Jego własna mina go rozśmieszyła, przez co parsknął śmiechem.
      - Skąd masz mój numer? – spytała, a on uśmiechnął się szeroko zupełnie tak, jakby dziewczyna miała zobaczyć ten uśmiech.
      - Wziąłem sobie od Diany. Nie martw się, nikt więcej go nie dostanie. – nie dość, że nikt go nie dostanie, to nikt się nie dowie, że on go ma.
      - Możesz jej powiedzieć, że na następne zajęcia przyjdę z piłą mechaniczną. Więc może zacząć uciekać, ale ja i tak ją znajdę. – zaczął się śmiać. Ta dziewczyna go rozbrajała. Jak nie nadmierną wstydliwością, to buntowniczym tonem głosu.
      - Ona nie jest niczemu winna. To ja sobie wziąłem numer. – powiedział przez śmiech, nie mogąc się opanować.
      - Właściwie po co dzwonisz, Niall? – spytała, a on odetchnął ciężko.
      - Tak sobie pomyślałem, że może mógłbym ci pomóc trochę z tym hiszpańskim zamiast Diany, jak tylko będę w Londynie? Całkiem za darmo. Na przykład przy kawie. Albo ciastku. – zakłopotany podniósł rękę do góry i oparł dłoń o szyję, delikatnie ją pocierając. Na jego policzkach zaczęły się pojawiać czerwonawe wypieki, spowodowane lekkim zawstydzeniem.
      - Czy ty mi proponujesz randkę, Niall? – spytała, a on momentalnie spalił buraka. W sumie to to miał na myśli. Wydał z siebie coś na zasadzie cichego jęknięcia. Na co ona odpowiedziała mu śmiechem. – No to jak?
      - Można to tak nazwać, ale jeśli chcesz możemy się pouczyć hiszpańskiego czasami przez Skype’a. W sumie oprócz koncertów nie mam zbyt wiele do roboty…
      - Zastanowię się nad tym. Do usłyszenia, Niall. – powiedziała, zdecydowanie go spławiając. Zrobiło mu się trochę przykro, bo pokładał jakieś ciche nadzieje w tej dziewczynie.
      - Miłego wieczoru, Penny. – usłyszał jeszcze przez chwilę jej śmiech, ale inny. Jakby lekko nerwowy, po czym w głośniku rozbrzmiewało już tylko pikanie. Odkręcił wodę i przemył twarz zimną wodą, by ochłonąć. Chwilę później wytarł ręce w papierowe, zielone ręczniki i zapisał szybko numer dziewczyny. Nie odpuści, chociaż go tak ładnie spławiła. Nie da jej żyć, jeśli nie umówi się z nim na głupią kawę. Obruszony wyszedł z łazienki, zamykając za sobą drzwi.

~*~

   Znowu siedziałam gdzieś na trybunach. Z początku mogłam odetchnąć z ulgą, nikt mnie nie rozpoznał, ale niestety po jakimś czasie ktoś się zorientował. I przestało być spokojnie. Ale nie przeszkadzało mi to. Byłam w całkiem dobrym humorze, bo Harry zaserwował mi moje ulubione skittles. W dodatku wcisnął mi w rękę butelkę coli i wyrzucił za drzwi, prosto w ramiona wielkiego, misiowego ochroniarza, który mi pomógł przemknąć niezauważoną na trybuny, gdzie po raz kolejny zajmowałam miejsce. Tym razem byliśmy w Galaxie Metz Amnéville. Siedzenia były tutaj jeszcze mniej wygodne, niż wczoraj w Paryżu.
      - Ty jesteś Diana? – spytała łamanym angielskim jakaś dziewczynka. Na oko miała z dziesięć lat. Więcej na pewno nie mogła mieć. Uśmiechnęłam się do niej radośnie. Za Chiny nie mogłam sobie przypomnieć nic z francuskiego. Od tego był Harry. Westchnęłam ciężko i pokiwałam twierdząco głową.
      - Możesz? – spytała mnie wyciągając rączkę z aparatem. Uśmiechnęłam się rozczulona i wzięłam od niej aparat, pierw jednak unosząc ją do góry i sadzając sobie na kolanach. Na pewno była tu z rodzicami. Postanowiłam zrobić jej niespodziankę. Była tak urocza, że to się w głowie nie mieściło. Włączyłam aparat i przytuliłam ją do siebie, robiąc sobie z nią zdjęcie.
      - Dziękuję! Jesteś super! – uśmiechnęła się szeroko. Zeskakując z moich kolan.
      - Gdzie są twoi rodzice? – spytałam, zatrzymując ją jeszcze na chwilę. Pokazała rączką w stronę trybun, gdzie siedziała jej matka. Nie mogła mieć więcej, niż trzydzieści lat. Wstałam i złapałam małą za rękę, prowadząc do kobiety.
      - Dzień dobry… - zaczęłam, zerkając na dziewczynkę. Nie byłam pewna czy zna angielski. W końcu różne przypadki chodziły po ludziach.
      - Dzień dobry, przepraszam za kłopot, ale Rose tak strasznie nalegała. – a więc znała angielski. Uśmiechnęłam się promiennie.
      - To nie problem. Rozczuliła mnie strasznie i… po koncercie, podejdźcie do mnie. Mam dla niej niespodziankę. – powiedziałam z szerokim uśmiechem. I nim kobieta zdążyła mi odpowiedzieć, odeszłam, wracając na swoje miejsce. Jeden zero dla mnie, bo akurat wszystkie światła zgasły. Koncert się zaczynał. Wszystko szło całkiem szybko i sprawnie. Oprócz kilku wygłupów. Nieświadomie, nie mogąc się powstrzymać, w dalszym ciągu od szerokiego uśmiechania się na głos Louisa.
   Ostatnie dźwięki, donośne „Merci” od chłopców w stronę fanów, zejście ze sceny, piski, łzy, nawoływania, włączanie świateł na arenie. Koniec. Fanki jeszcze czekały, jakby liczyły, że chłopcy wyjdą na scenę jeszcze na chwilę, chociaż na kilkanaście sekund. Wstałam, czekając na kobietę z małą Rose. Pomachałam do nich, kiedy zobaczyłam je z odległości. Poczekałam i ruszyłam dopiero kiedy doszły do mnie.
      - Uważajcie i chodźcie za mną. – powiedziałam, w międzyczasie pisząc smsa do Hazzy, że idę z małą dziewczynką. Oni nigdy nie mieli nic przeciwko. Otrzymałam tylko smsa z odpowiedzią „ok.”.
      - A one? – spytał ochroniarz, do którego podeszłam.
      - One są ze mną, mam zgodę. – pokazałam mu smsa do Hazzy i jego odpowiedź. Bez słowa je przepuścił i pozwolił przejść za mną. Chwilę później przedarliśmy się do korytarza prowadzącego tuż do pomieszczenia, w którym znajdowali się chłopcy. – Rose, daj rączkę. – powiedziałam, wyciągając do niej wolną rękę, bo w drugiej trzymałam butelkę z resztką coli. – Mam dla ciebie super prezent. – uśmiechnęłam się, zagryzając lekko wargę. Dziewczynka ścisnęła moją dłoń, a jej mama tylko uśmiechnęła się szeroko do mnie, mówiąc „dziękuję”. Przysięgam, że widziałam w jej oczach łzy. – Zamknij oczy. – powiedziałam, pilnując, by to zrobiła, kiedy dochodziłyśmy do dużego „pokoju”. Zobaczyłam w wejściu Harry’ego i od razu nakazałam gestem ręki, żeby się uciszył. Pilnowałam, by nie potknęła się o nic do momentu, aż weszłyśmy do środka. Uśmiechnęłam się szeroko, widząc jak chłopaki ustawiają się obok siebie tuż na wprost nas. – Możesz otworzyć. – powiedziałam, nie mogąc się doczekać jej reakcji. Najpierw usłyszałam pisk, a za moment się rozpłakała. Chłopcy zaczęli się śmiać i podeszli całą piątką, by ją przytulić. W międzyczasie odstawiłam butelkę na stolik i zabrałam jedno ciastko z talerzyka, pakując je do ust. Patrzyłam z radością, jak każdy z nich z osobna robi sobie z nią zdjęcie, później wszyscy razem. Nie miała nic, na czym mogliby się podpisać. Harry mówił do niej po francusku, więc łatwiej było mu się z nią dogadać. Spytał, kogo lubi najbardziej, wywnioskowałam to z jej odpowiedzi „Zayn”. I w taki oto sposób Zayn pozbył się jednej ze swoich koszulek, na której złożyli wszyscy podpis. Jej mama stała w drzwiach i patrzyła na swoją córeczkę szczęśliwa. Podeszłam do niej, przełykając resztki ciastka.
      - Nie wiem, jak ci dziękować. – powiedziała, a ja tylko wzruszyłam ramionami.
      - Cała przyjemność po mojej stronie. Lubię spełniać marzenia innych. Ale mam prośbę. Niech to zostanie w miarę możliwości między nami. – poprosiłam, nie chcąc, by nagle cała rzesza fanek zleciała się i mnie prosiła o coś takiego. Mogłam winić się za swoją słabość do dzieci.
      - Oczywiście. Nie wiem, jak ci się odwdzięczyć.
      - Wystarczy szczęście Rose. – uśmiechnęłam się szeroko. Jakiś czas później pożegnaliśmy się z dziewczynką i jej mamą. Chłopcy opadli na kanapę, a ja przysiadłam na jakiejś skrzyni pod ścianą.
      - Skąd ty ją wzięłaś? – spytał Harry z szerokim… bananem na twarzy. Dosłownie wyglądał tak, jakby ktoś mu przykleił ten owoc do twarzy.
      - Podeszła do mnie z prośbą o zdjęcie, jak siedziałam… I pomyślałam sobie, że mogę zrobić jeden dobry uczynek i spełnić czyjeś marzenie. – uśmiechnęłam się i wyciągnęłam rękę po butelkę, którą sobie podawali upijając z niej po trochu przeźroczysty płyn. Od razu poczułam jej zapach, kiedy do mnie dotarła. – Serio?
      - Pijesz czy nie? Jak nie, to oddawaj. – powiedział Zayn, na co ja mu tylko wytknęłam język i przytknęłam gwint do ust, starając się nie skrzywić na sam smak czystej wódki. Tak się bawi One Direction i przyjaciele w dniach takich jak ten. Oni byli już lekko zrobieni. Musieli zacząć jakimś kosmicznym cudem na scenie, dlatego spiłam więcej, niż mi się należało i oddałam im butelkę. Nie chciałam być w tyle.
   Jakiś czas później siedzieliśmy już w tourbusie w drodze do Belgii, czy gdzieś tam. Nie wiem. Nie byłam w stanie już zbytnio kontaktować. Każde z nas wypiło całkiem sporo. Mieliśmy wspaniałe humory. No, może oprócz Liama, który nagle dojrzał łyżkę i uciekł do sypialni powtarzając pod nosem  „spoon, spoon, spoon, aaa, spoon!” No i tyle po nim. Zostaliśmy w piątkę. Chociaż Zayn już zaczął odpadać. Niedługo później zwyczajnie usnął, opierając się o ściankę. Harry i Louis w ostateczności zlitowali się nad nim i zaciągnęli go do jego łóżka. Harry wrócił, ale Louis został. Nie ukrywam, że chwilowo lepiej dla mnie. Nie wiem, co mi się wkręciło. Znaczy… Byliśmy zalani, wszyscy. Jednak nie przestaliśmy pić. Z naszej trójki, która została – Niall był jako pierwszy w kolejce do „odpadnięcia”. I nie pomyliłam się, niedługo potem prawie leżał na siedzeniu, pochrapując, a ślina zaczęła mu powoli ściekać po policzku. Nie mogliśmy się z Harrym oprzeć i porobiliśmy mu kilka zdjęć. No i od tego zaczęła się dopiero prawdziwa głupawka. Opróżniliśmy jeszcze półtorej butelki alkoholu, przez co nie mogłam sobie odpuścić, by nie wejść na twittera. I szczerze? To chyba jako jedyne tym razem i w sumie pierwszy raz w życiu będzie moją skarbnicą pamięci.

DianaMorris92: with the best. @Harry_S121994
@AlexisMcLaugh Miss you so much, sweetheart. ♥
DianaMorris92: @AlexisMcLaugh dont sleep! just fun! and drink some wine. hehehe
DianaMorris92: ;D
DianaMorris92: shit.
DianaMorris92: maybe some wine? who wants to drink with us? :D
DianaMorris92: me!
DianaMorris92: hehehe :D
DianaMorris92: Haz wants drink with me too. and Niall, but he is dead.
DianaMorris92: and Liam is afraid of a spoon.
DianaMorris92: and Zayn is sleeping ninija. as always.
DianaMorris92: and where is Alexis? I want to be with her! right now!
DianaMorris92: Lou.
DianaMorris92: where is his babysitter El?
DianaMorris92: el. come to us. your puppy needs some sex.
DianaMorris92: el el come from hell.
DianaMorris92: yaaay! I have some cookies.
DianaMorris92: do you want some cookies? I dont give them to u! :D
DianaMorris92: hehehe ;D
DianaMorris92: I see that Niall needs to pee.
DianaMorris92: och no! my cookies are wet!
DianaMorris92: Horan you bad ass!
DianaMorris92: hmmmm cookies with vodka are delicious. yummy!
DianaMorris92: Haz said that I must go to bed. I dont want to do this!
DianaMorris92: noooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo!
DianaMorris92: he told me that I would sleep on the floor if i dont go to bed right now. he is sooooooo evil.
DianaMorris92: ;c
DianaMorris92: I think that Haz has a "little problem". If you know what I mean. Hazza put your pants on.
Harry_S121994: Diana is dead.
DianaMorris92: Haz. I see you.
Harry_S121994: wiggle wiggle wiggle wiggle wiggle yeah!
Harry_S121994: I'm sexy and i know it!
DianaMorris92: @Harry_S121994 you bad curly boy.
Harry_S121994: @DianaMorris92 no. you are bad. bad bad bad girl. And i thnik that you need some spanking.
DianaMorris92: @Harry_S121994 I'm not Alexis.
Harry_S121994: @DianaMorris92 she likes it? yaaaay :D I can give her some.
DianaMorris92: @Harry_S121994 I think that she would love it from you.
Harry_S121994: @DianaMorris92 I can give her the best night and sex of her whole life.
DianaMorris92: @Harry_S121994 I can tell her about it. hehehe :D
Harry_S121994: @DianaMorris92 no. u must go to bed. *burp* right now. good night my child.
DianaMorris92: yhh. Horan's scent.
DianaMorris92: @Harry_S121994 no. fuck you. with your hand. bye, baby.
Harry_S121994: @DianaMorris92 my hand is better than your... "you touch my tralala"
Harry_S121994: @DianaMorris92 and youre not sleeping with me tonight.
DianaMorris92: @Harry_S121994 ooooooh my ding-ding-dong.
DianaMorris92: @Harry_S121994 ok. I'm going to Louis' bed. ;p
Harry_S121994: @DianaMorris92 your a heating on me. I hate you. You suck.
DianaMorris92: @Harry_S121994 no. you suck. "suck my cockiness, lick my persuasion eat my words and then and swallow your pride down, down"
Harry_S121994: @DianaMorris92! where is my pizza?! give it back!
DianaMorris92: @Harry_S121994 do u want me to throw it up? ok. I can do this. watch me!
Harry_S121994: @DianaMorris92 noooo! Wasted Horan is enough.
DianaMorris92: @Harry_S121994 okay.  So I can go to Louis' bed. night night my babyborn.
Harry_S121994: @DianaMorris92 bayborn babyborn *humming*
DianaMorris92: @Harry_S121994 go to the doctor, Hazz. He'll give u some pills for your curly head.
Harry_S121994: @DianaMorris92 poor Hazz. You evil girl :c
DianaMorris92: @Harry_S121994 hehehe. :D I give you my vodka cookie. And i can see smile on your face. but remember! dont throw it up. it to precious. ;D
Harry_S121994: @DianaMorris92 okay. I will. I love you, honey. <3
DianaMorris92: @Harry_S121994 I love you too. goodnight. sweet nightmares. <333333333333333333333333333333 ;*
Harry_S121994: @DianaMorris92 mhrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr. ;********************** <333333333333333333 #LoveDiana
DianaMorris92: @Harry_S121994 #LoveHarry
DianaMorris92: okay. goodnight. I love you all. Time for bed. And time for Louis. Dont be mad, el. el el come from hell! <3
DianaMorris92: hehehe ;D Hazza is dead. I won! I'm the strongest and i'm the best! yeeeeah :D

Tak, i to by było na tyle.
Najwyraźniej wszystko, co napisałam tam, było zgodne z prawdą, bo obudziłam się z niesamowicie wielkim kacem moralnym – to przede wszystkim. Ale co lepsze – leżałam na nikim innym jak na Louisie. W dodatku półnaga. Wklejona w jego nagi tors. I czułam jego rękę na swoim biodrze. A palce jego dłoni wsunięte były pod moje majtki. A kiedy zaciągnęłam się powietrzem, poczułam jego zapach zmieszany z wonią alkoholu, która unosiła się z nas wszystkich. Musiałam wydusić od niego, co się stało i dlaczego jesteśmy w samej bieliźnie, a nasze ubrania leżą zwinięte w naszych stopach. W końcu on skończył pić wcześniej, niż ja i Hazza. Co tu się do kurwy nędzy stało?!



__________________________

7 comments:

  1. Jestem pierwsza, przeczytałam pierwsza i wszystko pierwsza, więc jestem se osom. I pewnie wiesz, że i i tak najbardziej mi się podobała ta twórcza konwersacja na tłycie, ale no ;x Ej, nie mogę się przekonać do Horana i ZGADNIJ WHY. Lol, fluff mnie przeraża. I tak prawdę powiedziawszy, to pewnie jestem ewenementem, co by się do niego nie tulił ;x I zgadnij co, mój entuzjazm spadł do zera, bo se właśnie zdałam sprawę, że mój pomysł jest naprawdę badziewny. Ale nieważne, ja tu nie o tym.
    NIE LUBIĘ LUCKA.
    I nie, jednak nie napiszę zbyt wiele. Mój mózg wziął i się wylał na podłogę, więc zw, muszę się wyemigrować, żeby spróbować go zainstalować z powrotem ;x

    ReplyDelete
  2. Za dwie minuty Top Model, zazwyczaj czekam w łóżku już pół godziny przed, ale jak mogłam przegapić kolejny Kubek Herbaty? O Jezusie, mogłabym to czytać codziennie, ale ogarniam, że nie masz czasu i w ogóle i jakoś muszę trenować cierpliwość. I tak jesteś świetna, pisząc tak szybko, ja tak nie potrafię.

    Po pierwsze, kocham Niallope (ukradłam shipname od Oli, ona jest w tym dobra, Narlie też wymyśliła). Domyśliłam się, że Niall chce sobie przepisać numer dopiero jak wszedł do kibla, ale to nic, jaram się nimi. Chcę więcej. I więcej Lou z Dianą!

    Boże, co oni robią w jednym łóżku? Ucieszyłam się jak do tego doszłam, naprawdę. Podejrzewam, że to dopiero początek jakichś kłopotów, ale i tak bardzo podoba mi się perspektywa półnagiej Diany leżącej w objęciach Louisa. To jest to na co czekam. W sumie to czekam na coś więcej, ale cicho, mam dopiero 17 lat, nie powinnam czekać na takie rzeczy. O ile w ogóle one się tu pojawią. A mogłyby.

    Nie wiem czy to konsekwencja mojego dzisiejszego humoru czy Twoich słów, które zachwalam w każdym komentarzu, ale na kilku scenach, między innymi na tej z małą fanką miałam wilgotne oczy. Jednocześnie parę zdań później trzęsłam się ze śmiechu, bo Liam uciekał przed łyżką.

    Podobało mi się to, że poczułam się bliżej chłopców. Jakbym była tą siódmą, spędzającą z nimi czas.

    Muszę uzbroić się w cierpliwość, co będzie dość trudne. Ale jakoś muszę dać radę. Muszę być silna. Życzę powodzenia we wszystkich rzeczach do wykonania, od tego zależy moja przyszłość!
    Po raz kolejny dziękuję za miłą lekturę!

    ReplyDelete
  3. Ten rozdzial jest taki idealny *.*
    Duzo w nim zabawnych momentow + watek z Lou! :) Uwielbiam! Ciekawe co tam sie wydarzylo pomiedzy Diana, a Lou... Hmmm? Dodaj szybko kolejny rozdzial! Ja musze wiedziec! :)

    PS: Widzialam galerie i bohaterow :) Niesamowite :) Bardzo mi sie podoba! Widac, ze wkladasz cale serce w tego bloga! :))
    -@andzelikaab

    ReplyDelete
  4. Obiecałam więc jestem! :)
    Bardzo podoba mi się pomysł dorzucenia twittów na koniec, w ogóle co ja mówię bardzo podoba mi się cały rozdział, a o zakończeniu już nawet nie wspomnę!
    Jestem pod wrażeniem charakterku Diany i jej zachowania wobec Lou.
    A to sprowadza się znów do punktu wyjścia czyli: wielkiego, napiętego i niecierpliwego wyczekiwania kolejnego rozdziału.

    Jeśli każesz mi teraz czekać miesiąc na kolejny rozdział to przysięgam, że Cię znajdę i zmuszę żebyś go napisała szybciej przynosząc ze sobą coś mocniejszego niż likier czekoladowy! :D

    Powodzenia raz jeszcze przy scenariuszu!
    I później też, wszystko będzie dobrze!:)
    P.S. mam dzieję że moja motywacja a raczej bezceremonialne przeszkadzanie Ci w pisaniu ( choć to śmieszne) choć odrobinę pomogły :)
    @ZoeyHole

    ReplyDelete
  5. Oj ubawiłam się bardzo czytając ten rozdział ;) i przyznam się, czytałam go 3 razy!
    Hmm.. trzymasz w napięciu i sprawiasz, że człowiek chce więcej i więcej Twojej twórczości.
    Końcówka świetna! Można sobie samemu zacząć wyobrażać co się mogło stać.. ;)
    Czekam na więcej!

    xoxo
    chocolatejam

    ReplyDelete
  6. O kurczę, już 7 rozdział! Dużo mam do nadrobienia...
    Cieszę się, że prolog tak się spodobał, nie liczyłam nawet na tak duży odzew, a jednak! :)
    Zgodnie z prośbą informuję- jest już rozdział 1.
    Pozdrawiam!
    [whisper-of-destiny.blogspot.com]

    ReplyDelete
  7. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete