.

.

Saturday 20 April 2013

Page 5.

Dzień dobry.
Nie bardzo wiem co dzisiaj mam powiedzieć. Boję się, ze po tym rozdziale znienawidzicie Louisa.
Poznacie jednak w zamian nową bohaterkę, która też ma swoją ważną rolę w tej historii. 

Chciałabym również powitać bardzo serdecznie nową czytelniczkę: NIALLISLOVINGUS.
Parskam radością na myśl, że tak spodobała Ci się ta historia.
Bardzo dziękuję za wszystkie wasze miłe słowa. Nawet nie wiecie ile znaczy dla mnie te kilka komentarzy. 
Spójrzmy prawdzie w oczy - nie ma tego wiele, ale mimo wszystko te sześć czy siedem komentarzy to dla mnie naprawdę wiele. Mam cichą nadzieję, że będzie w przyszłości przybywać mi czytelników. 
Po raz kolejny zapraszam do obejrzenia TEGO i pozostawienia opinii na ten temat w odpowiednim miejscu.
I dzisiaj obejdzie się bez muzyki. Nie potrafię dobrać nic stosownego. 

Tymczasem nie pozostaje mi nic innego jak życzyć wam Smacznego.

PS. Bardzo dziękuję mojej wspaniałej Ann, za pomoc i korekty. Kocham Cię.


~*~*~*~


PRZYJACIÓŁKA CHŁOPAKÓW Z ONE DIRECTION - DIANA MORRIS Z PRZYJACIÓŁKĄ W OXFORDZKIM THE BRIDGE.

Dwudziestoletnia przyjaciółka Harry’ego Stylesa i pozostałych członków zespołu One Direction widziana była wczoraj w Oxfordzkim The Bridge wraz ze swoją przyjaciółką Alexis McLaughlin (21). Dziewczyny świetnie się bawiły na co wskazują zdjęcia, które zostały zrobione przez fanki zespołu. 
Czy Diana aż tak odczuwa tęsknotę za swoimi przyjaciółmi? I kim jest tajemniczy chłopak z którym widzimy ją na zdjęciach? Czy grzeczne dotąd dziewczyny, postanowiły pokazać pazurki przez odważniejsze kreacje? Co o tym sądzicie? Pod spodem przedstawiamy zdjęcia z wczorajszej, gorącej imprezy.

   Na moich policzkach wymalowały się czerwone rumieńce na widok zdjęć. Nie podobało mi się to, że Diana była w tak obscenicznie bliskim kontakcie cielesnym z jakimś frajerem z klubu. 
Co było z nią nie tak? Z nią albo ze mną? Tu wyznaje mi miłość, a tu klei się do jakiegoś przygłupa. Jeden dzień. Jeden cholerny dzień. JEDEN.
Szczerze? Odczuwam zazdrość. Prawda jest taka, że Diana jest wyjątkową osobą. Jest tak wyjątkowa, że nie potrafię i nie chcę się do niej aż tak zbliżać, bo nie jestem idealny. Popełniam błędy i boję się, że jakiś z błędów mógłby zrobić jej krzywdę. A przy okazji ja bym za to oberwał od Harry’ego. Nie chcę kłótni z nikim. Dlatego to wszystko tak… och, Boże. To naprawdę jest tak skomplikowane, jak myślałem na początku. I co ja właściwie najlepszego wyrabiam? Mam nadzieję, że Diana nie powiedziała nic nikomu. Chociaż nie, Alexis już wie. Jestem tego pewien. I zapewne znowu ma do mnie jakieś wąty. Muszę się w końcu zdecydować. I przede wszystkim uświadomić Dianie, że jedyne czego dla niej chcę to to, żeby była szczęśliwa. Tylko niekoniecznie ze mną, bo ja nie do końca jestem jej wart.
Zatrzasnąłem mocno laptopa, nie patrząc na to, że mogę zniszczyć swój sprzęt. Odczuwałem straszną frustrację i nie potrafiłem w tym momencie tego ogarnąć. Odrzuciłem netbooka na poduszkę i wstałem, wychodząc z sypialni. Gotowało się aż we mnie. Dlaczego ona to robiła? Co miało jej to dać?
Wykrzywiłem usta w grymas, kiedy natrafiłem na chłopaków, którzy zadowoleni siedzieli i jak zwykle się wydurniali z Harrym na czele. Może jednak powinienem wrócić do sypialni?
      - Weźcie się, kurwa, ogarnijcie. Wieczne dzieciaki. – warknąłem, zatrzymując się przy fotelu w momencie, kiedy przed moją twarzą przeleciał kawałek pizzy. Poważnie? Nie no, rozumiem, wszystko pięknie ładnie, ja też jadam na śniadanie pizzę, ale żeby rzucać się nią na dzień dobry? 
      - Przestań pierdolić głupoty. I nie udawaj poważnego. – powiedział Niall pomiędzy gardłowym rechotem, a unikaniem ciosów składających się z jedzenia ze strony Liama. Wywróciłem oczami i odwróciłem się, żeby wyjść. Ruszyłem ponownie do sypialni i kiedy byłem już przy wyjściu, oberwałem czymś miękkim i lepkim, centralnie po głowie. Odwróciłem się i zobaczyłem na podłodze pizzę z keczupem. Wszędzie, ale nie we włosy.
      - Ja was, kurwa, zapierdole. – powiedziałem, podnosząc jedzenie z podłogi i z całą siłą cisnąłem nim w Harry’ego, który był sprawcą tego niecnego czynu. Kawałek ciasta doleciał do niego, trafiając centralnie w policzek. Z wrednym uśmiechem przyglądałem się, jak pizza zsuwa się z jego policzka na tors, zostawiając brudny ślad. Chwilę później wyszedłem, trzaskając mocno drzwiami. I latało mi koło nosa, czy będą się głowić nad moim humorem, czy nie. 
Może i jestem najstarszy, może i mam zawsze dobry humor, ale teraz nie miałem najmniejszej ochoty na wygłupy. Od razu udałem się do łazienki, by na nowo umyć głowę i ułożyć włosy. Idioci. Dobrze wiedzą, jak do końca zrujnować mój humor. Wykrzywiłem usta w grymas i ściągnąłem koszulkę. Chwilę później trzymałem w dłoni słuchawkę prysznica i namaczałem włosy po to, by w końcu zacząć wcierać w nie szampon. Najchętniej poszedłbym pobiegać, albo na siłownię. Miałem ochotę zrobić komuś krzywdę, autentycznie.
I ten dzień należał do tych, w których idę się centralnie upić. I niech piszą sobie w brukowcach, co chcą. 
Zabawy nigdy za wiele, prawda?
Po dwudziestu minutach w końcu skończyłem ogarniać włosy i wróciłem do sypialni, rzucając się na łóżko. Musiałem przemyśleć plan działania. Drugi i ostatni koncert w Glasgow. 

   Drzwi otworzyły się z rozmachem, co spowodowało, że musiałem podnieść głowę do góry i spojrzeć na sprawcę hałasu. Gniłem tu już drugą godzinę, nie zwracając na nikogo, ani na nic uwagi.
      - Louis. – usłyszałem i uniosłem brew do góry. Podniosłem się nieco, podpierając na przed ramionach. Harry. Wie? Czy o co mu tym razem chodzi?
      - Co? – mogłem się spodziewać, że czegoś będzie chciał ode mnie, tym bardziej, że o tym świadczył już ton jego głosu.
      - Dzisiaj na koncercie będzie Eleanor. Zajmij się nią lepiej jak należy. – prychnąłem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Na pewno Harry specjalnie ją ściągnął. Mogłem się tego spodziewać. – Na pewno się za tobą stęskniła. Znaczy. Na pewno się stęskniła. – uśmiechnął się szeroko, a w jego policzkach pojawiły się te „cudowne” dołeczki. One były największą zmyłką. Były tak przeraźliwie słodkie i urocze, że nikt nie zwracał uwagi na jego wzrok, kiedy tylko uśmiechał się szeroko.
      - Specjalnie ją tu ściągnąłeś? – spytałem, zaciskając zęby. Niszczył, wszystko niszczył. Zawsze po prostu zawsze wymyślał coś, żeby popsuć. Jak zaczynałem myśleć, jak chciałem zrobić coś w dobrym kierunku.
      - Dobrze wiesz, że ona cię lubi. – wzruszył ramionami i uśmiechnął się szerzej, wychodząc i zamykając za sobą drzwi. Pierdolony Styles. Był moim przyjacielem. W tym zespole najlepszym, ale robił wszystko od jakiegoś czasu, żeby to zniszczyć. Wykorzystywał moje „uwielbienie” jego osobą do sterowania mną. Nie chcę nikogo stracić i nie chcę stracić jego jako przyjaciela. Dlatego nie miałem wyjścia i w pewnych sprawach musiałem postępować inaczej niżbym chciał. No to będzie wesoło. 

   Krzyki fanek, skandowanie naszych imion, nazwy zespołu. Łzy, radość, spełnione marzenia. Lubiłem patrzeć na nasze fanki. Patrząc na ich twarze, w ich oczy mogłem zobaczyć wszystko, czego trzeba było mi na scenie. Ich spełnione marzenia były moimi. Przecież bez nich nie istnielibyśmy. Nie byłoby One Direction. Moje imię i nazwisko nie wzbudzało by nic, tak samo reszty chłopaków. Bylibyśmy ot zwykłymi chłopakami. Nigdy byśmy się nie poznali. Ewentualnie poznalibyśmy się w X-Factor i na tym by się skończyło. Później wrócilibyśmy do swoich domów i zapomnieli o sobie nawzajem. 
      - … you and all these little things. – usłyszałem dobiegający koniec refrenu, który śpiewał Malik wraz z Paynem. Uśmiechnąłem się pod nosem i przymknąłem powieki. Doskonale wiedziałem, o kim śpiewam. Ta piosenka doskonale ją opisywała.
      - You can’t go to bed without a cup of tea… - byłaby chora, jakby nie wypiła herbaty. I nieważne, czy wróciła właśnie z klubu, czy nie. Musiała dostać herbatę. - …and maybe that’s the reason that you talk in your sleep. And all those conversations are these secrets that I keep… - nie mówiła zawsze podczas snu, ale czasami się jej to zdarzało. Co śmieszniejsze, zazwyczaj wtedy była pełnia. Ale lubiłem jej słuchać. - … though it makes no sens to me. – teraz Harry. A na moich ustach ciągle malował się uśmiech. Na szczęście chłopaki nie do końca mogli to zauważyć zbyt zaaferowani tym co działo im się przed nosem. A to było najważniejsze. Żeby tylko nie patrzyli na mnie. Nie dzisiaj. 
Byłem tak zajęty własnymi myślami, że nie zauważyłem, kiedy śpiewał Niall, a po nim pierwszy refren znów Harry. Dopiero kiedy blondyn mnie szturchnął, ocknąłem się i włączyłem do refrenu. 
      - … it’s you... It’s you they add up to. I’m in love with you. And all your little things. – włożyłem w to całe swoje serce. Chciałem, żeby o tym wiedziała. Ostatnie dźwięki i koniec piosenki. Kolejne piski rozgorączkowanych fanek. Otworzyłem oczy i uśmiechnąłem się szeroko. Miałem nadzieję, że wie, że będzie wiedziała, że to do niej. 
Starałem się aż tak nie odłączać podczas koncertu. Chociaż nie do końca mi to wychodziło. Harry co chwilę komentował to na zasadzie, że jest tu ktoś, kto mnie rozprasza. A mnie szlag trafiał. Pieprzony idiota. Przysięgam, że kiedyś za to wszystko oberwie.
W końcu koncert dobiegł końca. Zeszliśmy ze sceny i jeszcze długo słyszeliśmy piski i nawoływania. I nawet jeśli bardzo byśmy chcieli tam wrócić i dać tym wszystkim ludziom nacieszyć się nami – nie mogliśmy. Zwyczajnie nie mogliśmy. Były kwestie, których musieliśmy przestrzegać. 
Byliśmy w trakcie zbierania się i ogarniania w międzyczasie, kiedy nagle Eleanor pojawiła się w pomieszczeniu. Uśmiechnąłem się szeroko, kiedy tylko poczułem wzrok Stylesa na sobie i odwróciłem w jej stronę. Pomachałem jej, a ona podeszła i się przytuliła. Objąłem ją i pomasowałem delikatnie jej plecy. Wiedziałem, że chłopaki chcą iść dzisiaj do klubu. Miałem iść z nimi i chciałem się zabawić, ale nie bardzo wiedziałem, co jej powiedzieć. Na szczęście nie kto inny, jak sam Harry wybawił mnie z całego zastanawiania się nad tą kwestią.
      - El, idziemy z chłopakami do klubu. Przyłączysz się do nas? – spytał, a brunetka odsunęła się ode mnie, patrząc na niego z uwagą. Ja w tym czasie skorzystałem z okazji i skończyłem chować wszystko do torby.
      - Dlaczego nie. Z chęcią. – powiedziała, na co ja niezauważalnie wywróciłem oczami. No tak, jakżeby inaczej. Byłem pewien, że to też wszystko było zaplanowane dużo wcześniej. W końcu Harry zawsze miał takie sprawy podopinane na ostatni guzik. Inaczej nie byłby sobą.
      - Wspaniale! Musimy tylko iść się trochę  ogarnąć czy coś. Zresztą jeszcze jest wcześnie. Trzeba też poczekać, aż fanki się porozchodzą, bo inaczej będziemy mieć problem. – zaśmiał się zielonooki, a ja podszedłem do stolika i porwałem z niego butelkę z wodą, od razu ją odkręcając i zatykając sobie nią usta. 
Dzięki Styles.

   Nie wiem, ile czasu to wszystko zajęło, tak się wkręciłem w robotę, że nawet nie zauważyłem, jak w końcu znaleźliśmy się w jakimś klubie. Szybko zadomowiłem się przy barze. Nikt nie zwracał na to uwagi, bo to ja i Harry zawsze lubiliśmy sobie wypić. A tego wieczoru najbardziej tego potrzebowałem. 
Ale w tym momencie jeszcze nie wiedziałem, że to będzie jedna z najgorszych rzeczy, jakie mogłem zrobić. Drink za drinkiem, zanim w ogóle dotarło do mnie, że ktoś coś do mnie mówi, wypiłem już piątego albo szóstego drinka.
      - Louis, zatańczysz? – usłyszałem. Odwróciłem się i zobaczyłem ją. Stała z tym super słodkim uśmiechem i patrzyła na mnie, odgarniając swoje długie, brązowe włosy do tyłu. Uniosłem brew do góry i ponownie odwróciłem się w stronę baru.
      - Zaraz. – odpowiedziałem i zamówiłem kolejnego drinka. Kiedy tylko otrzymałem szklaneczkę z trunkiem, uniosłem ją do góry i opróżniłem jednym duszkiem. Odstawiłem pusty kieliszek na blat i wstałem. Nawet się nie zachwiałem, a to był duży plus. Mogłem później jeszcze trochę wypić. Pozwoliłem jej złapać swoją dłoń i pociągnąć się gdzieś w stronę środka parkietu. Obecnie było mi wszystko jedno. Czułem się rozluźniony przez alkohol, który szybko przepływał w moim organizmie, uderzając w poszczególne części ciała. Oparłem dłonie na jej biodrach, pozwalając jej głównie tańczyć, kierować tym. Póki co, ja sam nie wiedziałem czego dokładnie chcę.  Mój mózg zaczął produkować już nawet pomysły, że ten wieczór z Eleanor nie będzie taki zły. W tle leciała jakaś piosenka Rihanny o ile się nie mylę. „Where have you been”. Chyba. Ale nie dam sobie ręki uciąć, bo przyjemnie mi zaczynało szumieć w głowie. Uniosłem tylko brwi w zdziwieniu, kiedy poczułem jak dziewczyna odwraca się do mnie tyłem i przylega ciałem do mnie, poruszając się powoli. Cokolwiek to miało być, zaczynało działać jak należy. Przestawałem myśleć trzeźwo. Alkohol coraz bardziej działał, a ja stawałem się podatny na każdy bodziec zewnętrzny.
Zacisnąłem mocniej dłonie na jej biodrach, chcąc zatrzymać dziewczynę przy sobie. Zamknąłem oczy i sam w końcu ruszyłem z nią do tańca. I właśnie w tym momencie straciłem jakąkolwiek rachubę czasu. Od tego momentu wszystko działo się na zmianę za szybko albo za wolno. Raz byłem tu, zaraz tam, a chwilę później tkwiłem tam przez jakiś czas. Przynajmniej tak mi się wydawało. Wiem, że wypiłem jeszcze kilka drinków. 
Nie mam pojęcia, która godzina była, jak zawinęliśmy się z Eleanor. Mogliśmy zostać jeszcze jeden dzień w Glasgow, dlatego wróciliśmy do hotelu, w którym wcześniej zatrzymaliśmy się z chłopakami. Nasze rzeczy dalej tu były. Wyciągnąłem portfel z tylnej kieszeni spodni, a następnie podpierając się ściany zacząłem szukać karty hotelowej. W końcu ją odnalazłem i uśmiechnąłem się zwycięsko. Wsunąłem ją do czytnika, a drzwi od pokoju ustąpiły i rozchyliły się lekko. Przepuściłem ją w drzwiach i sam wszedłem tuż za nią, zatrzaskując za sobą wrota i odetchnąłem z ulgą. Rzuciłem gdzieś portfel na jakąś komodę i dopadłem pierwszy lepszy fotel, by ściągnąć z nóg buty. 
      - Chcesz drinka? – spytałem, w końcu podnosząc się, kiedy dotarło do mnie, że moje stopy są w końcu nagie. 
      - Z chęcią. – uśmiechnąłem się lekko i podszedłem do barku otwierając go. Odnalazłem wzrokiem butelkę z wódką. Wyciągnąłem ją wraz z dwiema szklaneczkami i rozejrzałem się w poszukiwaniu jakiegoś soku. Zagryzłem wargę i zmarszczyłem czoło odnajdując na niewielkim stoliku stojącym przed kanapą butelkę z colą.
      - Nie ma soku. Może być cola? – spytałem, chociaż dobrze wiedziałem, co ona odpowie. Zaśmiałem się pod nosem i rzuciłem się na stolik. Od razu porwałem butelkę i nalałem napoju do szklaneczek. 
      - Zapomniałeś o wódce. – powiedziała, śmiejąc się. Nienawidziłem, jak ktoś się ze mnie śmiał. Prychnąłem i odkręciłem butelkę z przeźroczystą cieczą, nalewając jej do ustawionych szklaneczek, specjalnie nalewając Eleanor więcej. Owszem, byłem złośliwy. Odstawiłem butelkę i zakręciłem ją, dobrze wiedząc, że inaczej może się zwietrzyć i nie będzie później sensu picia czegoś, co będzie pozbawione procentów. Uniosłem szklanki do góry i ruszyłem w jej stronę, wyciągając przed siebie rękę. Uśmiechnąłem się zachęcająco, czekając, aż dziewczyna odbierze ode mnie swojego drinka.
      - Dziękuję. – powiedziała, a na jej ustach rozciągnął się jeszcze szerszy i bardziej rozkoszny uśmiech. – Za co pijemy? – spytała, na co ja się zaśmiałem. Zaczynało mnie wszystko bawić. Przekrzywiłem głowę lekko na lewą stronę, patrząc przed siebie i lekko mrużąc oczy. 
      - Za najwspanialszą dziewczynę na świecie! – uniosłem lekko głos zadowolony ze swojego pomysłu. Nie zwróciłem nawet na nią uwagi. Usłyszałem tylko, jak nasze szklaneczki zetknęły się ze sobą, wydając charakterystyczny dźwięk. Uniosłem szkło do góry i zanurzyłem usta w cieczy. Nie czułem już nawet gorzkiego posmaku alkoholu. Odwróciłem się lekko, by odstawić puste naczynie na stolik, po czym opadłem obok Eleanor, która… oblała się w tym samym momencie drinkiem. Głównie z mojej winy, bo nie patrzyłem gdzie siadam i chyba musiałem ją nieco mocniej szturchnąć, niż odczułem. Usłyszałem zrezygnowany jęk dziewczyny. 
Spojrzałem od razu na nią przepraszającym wzrokiem. 
      - Przepraszam! Zajmę się tym… - powiedziałem od razu, uśmiechając się szerzej i patrząc na jej bluzkę. Pochyliłem się nad nią, zwyczajnie zlizując mokry ślad z jej odkrytego dekoltu. 
Najwyraźniej się jej to podobało, bo odchyliła lekko głowę. Nie zauważyłem, kiedy moje zlizywanie cieczy zmieniło się w delikatne pocałunki, którymi ją obdarzałem. Wędrowałem coraz wyżej, w końcu dopadając jej ust. 
Mruknąłem zadowolony, czując miękkie wargi na swoich ustach. Jednak to nie było to, co być powinno. Miałem świadomość, że to jednak nie jest ta osoba. Mimo wszystko brnąłem w to dalej. Usiadłem normalnie na kanapie, ciągnąc ją za sobą tak, by zajęła miejsce na moich kolanach. Moje ręce automatycznie znalazły się na jej biodrach, zaciskając się na nich. 
I chyba nie do końca byłem świadom tego co robię, kiedy jej koszulka powędrowała do góry i odleciała gdzieś do tyłu. Nie przejmowałem się nawet tym, że chłopcy mogą lada moment wrócić i zastać nas w salonie w takiej, a nie innej sytuacji. Chociaż to zapewne by ich ucieszyło.
Jakimś cudem podniosłem się, trzymając ją mocno za pośladki i przeszedłem do swojej sypialni. Ten apartament był naprawdę olbrzymi. 
I od momentu zatrzaśnięcia się za nami drzwi, wszystko poszło z górki. Moja koszulka, jej spodnie. Moje spodnie, jej stanik. Nie byłem w stanie nawet powiedzieć, czy coś czułem, bo nie potrafiłem sobie tego za nic przypomnieć. Zagryzłem mocno jej wargę, kiedy poczułem jej dłonie na swoim przyrodzeniu. Najwidoczniej bardziej ogarniała temat, niż przypuszczałem. A wydawała się być taka… grzeczna i ułożona. Chociaż nie wiem, dlaczego tak myślałem. Piła, paliła i… i właściwie nie wiem, co jeszcze. Boże, właśnie zamierzałem przespać się z dziewczyną, którą ledwo znałem. Ale mój testosteron wziął jednak nade mną górę, bo nie byłem w stanie się oprzeć jej kobiecemu ciału, które w tym momencie tak bezbronnie pode mną leżało. I wszystko byłoby okej, gdyby nie ten jej słodziutki uśmiech na twarzy, który wyjątkowo sprawiał, że robiło mi się niesmacznie. Ale znalazłem na to sposób – zwyczajnie na nią nie patrzyłem. 
I musiałem przyznać, że mój pomysł na dłuższą metę był całkiem niezły. Spełniałem się z myślą zupełnie inną, niż mieć powinienem. Ale nikt oprócz mnie nie musiał tego wiedzieć, prawda? No i zapewne skończy się na tym, że rano będę miał ogromnego kaca. Moralnego.

~*~

   Weszłam do pokoju Alexis, gdy akurat rozmawiała na skypie z Harrym. Wiedziałam, że mają z sobą kontakt. Chciałam nawet tego, bo wiedziałam doskonale, jaki on ma na nią wpływ, a ona na niego. I chyba nie powinnam była im przeszkadzać, chyba nie powinno mnie tu teraz być, ale coś mnie zatrzymało. Urywek ich rozmowy, ostatniego zdania, które powiedział Harry…
      - Czego ma mi nie mówić? – spytałam, odstawiając szklankę z sokiem na szafkę nocną i władowałam się obok Alexis, pojawiając się jednocześnie na ekranie u bruneta w laptopie. Spojrzałam prosto w kamerkę, wiedząc że to zadziała tak jak należy. Zda sobie sprawę,  że patrzę na niego.
      - Nie chcesz tego wiedzieć. A ja wolę ci oszczędzić tego. Powinnaś się sama dowiedzieć, albo przynajmniej nie ode mnie. – mruknął zielonooki, ale ja nie przestawałam na niego patrzeć. Czekałam, aż wydusi to z siebie. Dobrze wiedział, że i tak się dowiem. Jak nie od niego, to jakimś cudem od Alexis, chociaż jeśli ona się zaweźmie, to nigdy nic nie powie.
      - Louis spał z Eleanor i wydaje mi się, że chyba są parą… - powiedział to na jednym wdechu. Moje źrenice od razu się powiększyły, a w oczach pojawiły się łzy. Mógł mi tego oszczędzić. Louis wybrał. Wstałam i zabrałam z oparcia krzesła swoją bluzę i wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami. Na dole założyłam na nogi tenisówki i wyszłam z domu. Nie wzięłam nawet telefonu. Zatrzaskując za sobą drzwi, zakładałam w międzyczasie bluzę, której kaptur naciągnęłam na głowę i zapięłam ją pod samą szyję, wciskając dłonie w kieszenie dresów i czym prędzej oddaliłam się od domu Alexis, pozwalając na to, by łzy swobodnie spłynęły mi po policzkach. 
O czym ja głupia myślałam? Przecież mogłam przewidzieć, że nie wybierze mnie, mając kogoś takiego jak Eleanor, która była słodziutka, milutka i w ogóle och, ach, ech. Nikt nigdy nie miał nic do zarzucenia tej dziewczynie. Studiowała na uniwersytecie w Manchesterze, była piękna i miała klasę. A ja? 
Czułam się jak nic nie warte gówno przy niej. Byłam nikim i miałam zwykłe szczęście, że Harry był moim przyjacielem. Nie patrzyłam, dokąd idę i po co. Miałam tylko nadzieję, że nikt mnie nie rozpozna w zwykłych dresach, bez makijażu i w stanie w takim, jakim byłam. Wtedy Louis by się dowiedział, jak ta cudowna wiadomość na mnie podziałała. Inni też by załapali, dodając do siebie fakty. A nie tego mi było trzeba. 
Nogi same mnie poniosły do Merton Field. Na szczęście padało, więc nikogo nie było, ławeczki stały puste. Zajęłam jedną z nich, podciągając nogi pod sama brodę. Bolało mnie serce i szumiało mi w głowie. 
To był zdecydowanie jeden z najgorszych dni w moim życiu. I nigdy więcej nie chciałam czegoś takiego przechodzić. Bolała mnie każda część ciała na samą myśl o tej informacji. A co z tym pocałunkiem? Po cholerę to zrobił, chociaż wybór podjął zupełnie inny? Dlaczego pozwolił mi myśleć, że będzie inaczej?

~*~

   Początek czegoś nowego. Tak nazywają nowe życie, z nową osobą, prawda? Dla mnie to może i był początek nowego, ale nie wnosił nic dobrego. Czułem się strasznie z tym, że tak skrzywdziłem Dianę. Nie odzywała się do mnie. Zresztą czego mogłem się spodziewać po tym, co zrobił Harry? Mógł to zostawić mnie. Ja bym to załatwił, powiedziałbym jej, wytłumaczył. Cokolwiek. Teraz byłem świadom tego, że żeby z nią porozmawiać nie wystarczy telefon w środku nocy, by zeszła na dół. Nawet nie byłem pewien, czy wróciła już do domu, czy jest w Londynie.
Ten miesiąc był dla mnie… straszny. Wszyscy się cieszyli, non stop gratulowali mi, że mam tak wspaniałą dziewczynę. Ale czy ja naprawdę chciałem ją tak nazywać? Będąc w Manchester przez prawie tydzień, bo wliczałem do tego nasze trzy dni wolnego, codziennie się z nią widywałem. Nie chciałem jej przedstawiać mamie ani siostrom, ale niestety Eleanor uparła się, że chce ze mną pojechać do Doncaster na ten jeden dzień. Dokładnie trzynastego marca. Szkoda, że to była akurat środa, a nie piątek. Moja mama ją pokochała, moje siostry również. Szkoda, że ja jednak nie czułem tego wszystkiego. 
Ostatni raz widziałem się z Dianą trzydzieści sześć dni temu. Ledwo wróciliśmy do Londynu, na dzień dobry mieliśmy trzy koncerty. Dzisiaj mamy wolne. Chciałbym się z nią spotkać, ale na pewno jest teraz z Harrym, który wyleciał z domu już wcześnie rano, co nie do końca było normalne w jego przypadku. Liam wyszedł nieco później, miał zobaczyć się z Danielle. Zayna też gdzieś wcięło. Nie miałem zamiaru siedzieć sam, dlatego liczyłem na Nialla. Niestety on nie miał dla mnie czasu. Dzisiaj miał ściągać aparat, więc i on mnie zostawił. 
Napisałem do Diany kilka wiadomości, ale bez odzewu. Nie chciała mnie widzieć. Trudno, najwyżej utnę sobie krótką przejażdżkę, jak tylko Styles zjawi się ponownie w domu. 
Nim zdążyłem zareagować i spytać Nialla, czy mogę się zabrać – wyszedł. Zostałem pozostawiony sam sobie w oczekiwaniu na cud i jakąś wiadomość od brunetki. Tęskniłem za nią.

~*~


   Otworzyła kalendarz w miejscu, które wcześniej zaznaczyła fioletową tasiemką. Przesuwała beznamiętnym wzrokiem po jednej i drugiej stronie, mając problem z odnalezieniem właściwej daty. Przypominając sobie o zawartości torby, która spoczywała na krześle obok niej i lekcjach, jakie już odsiedziała, a jakie jeszcze ją czekały, doszła do wniosku, że mieli dzisiaj środę, miesiąc kwiecień, dzień trzeci. Dotknęła palcem wytłuszczonej cyfry, ciekawa, jakie przyjemności miała zaplanowane na popołudnie i wieczór. 
6 lekcja, angielski: - . Kolejny raz z rzędu będą mieli wolną rękę, nauczycielka wolała przeprowadzać lekcję z biurkami pod oknem, nie z uczniami, zajmującymi miejsce pod ścianą.
7 lekcja, chemia: test. Przygotowywała się do niego systematycznie, nie martwiła się o ocenę, powinna bez większego wysiłku umysłowego załapać się na dobrą ocenę.
8 lekcja, fakultety medyczne. Ostatnio zszywali zapakowane w styropianowe pudełko, owinięte folią części piersi kurczaka. Może tym razem wcisną im do ręki noże i będą musieli amputować kurzą łapkę?   Westchnęła głośno, przeklinając w duchu  myśl o tułaczce autobusem przez zatłoczone ulice Londynu, aby dostać się do miejsca pracy swojej rodzicielki i wrócić z nią do domu. Żałowała, że nie posiada umiejętności teleportowania się, by móc skrócić czas cierpienia podczas przemieszczania się po mieście i zaoszczędzić kilka chwil więcej dla siebie. Odwracając głowę w stronę okna, za które wyjrzała, zahaczyła spojrzeniem o nie najmniejszych rozmiarów szyld butiku Dorothy Perkins i wróciła wspomnieniami do Petts Wood, w którym się wychowywała i z którego wyniosła nawyk docierania w każde miejsce na rowerze. W Londynie groziło to wypadkiem po niecałej minucie jazdy. Potrząsnęła głową, wprawiając w ruch luźno puszczone wzdłuż jej ramion włosy, przyczepiające się do materiału burgundowego swetra. Chciała pozbyć się rozpraszających ją myśli.  Z pomocą przyszedł jej głos kelnera, który zawisł nad jej głową.
      - Dzięki – uśmiechnęła się lekko, skinąwszy głową. Zerknęła na twarz mężczyzny, dopatrując się w niej sympatycznego uśmiechu i kilkudniowego zarostu, którego prawdopodobnie nie miał czasu się pozbyć, śpiesząc się do pracy.  Dygnął nieznacznie, stawiając przed nią duży, biały kubek z logiem kawiarni, po czym ruszył po zamówienie któregoś z klientów, zajmującego miejsce przy stoliku w lokalu.
Odprowadziła go wzrokiem. Usunęła brązowy kosmyk włosów z twarzy, zaczesują go za ucho i odwróciła się z powrotem do stolika, opierając na nim łokcie, a na dłoniach głowę. Była zmęczona. Pierwszy raz od dawna, nie spała dobrze i tym razem powodem nie było pochłonięcie książką albo zaległe prace domowe, które mimo wszystko starała się wykonywać systematycznie. Tyle, co spała, to kilkudziesięciu minutowa jazda z Mc Donalda na obrzeżach miasta do początku jej ulicy. Dlatego też pracownik, przyjmujący jej zamówienie, zrobił zdziwioną minę, słysząc, że prosi o kawę, a nie koktajl z malin i kanapkę z masłem orzechowym. Potrzebowała otrzeźwienia, którego szukała pełnym nadziei wzrokiem w tafli brunatnego napoju.
   Przycisnęła po raz kolejny kciuk do ekranu telefonu, który leżał na stole, by sprawdzić godzinę. Do zajęcia miejsca w autobusie, który miał ją z powrotem zawieść pod szkołę, miała ponad trzydzieści minut, dlatego nie śpieszyła się w opróżnianiu kubka z kawy. Leniwie przesuwała wzrokiem po sylwetkach, krzątających się wokół stolika, obliczając, że Mandy spóźniała się siódmą minutę. Nie pozwalało to dziewczynie spokojnie siedzieć na krześle. Dłoń nerwowo wyrywała się ku telefonowi, który jednak za każdym razem odkładała z powrotem na blat, tłumacząc sobie, że jeżeli nie wróci do szkoły z dziewczyną, będzie mogła wyciągnąć nogi na siedzeniu i zreflektować się po nieprzespanej nocy, dając zmęczonym powiekom chwilę wytchnienia.
   Przytknęła plecy do oparcia krzesła, oplatając palcami obu dłoni kubek i przytknęła jego brzeg do ust, chcąc upić z niego kolejny łyk kawy. Odstawiła go jednak prędko na stolik, w obawie, że obleje nią materiał skórzanych spodni, gdy jej ciało bezwarunkowo podskoczyło. Wystraszyła się krzykami dochodzącymi zza jej pleców. Odruchowo, niesiona ciekawością, odwróciła się, zaczepiając palce na krześle i zmrużyła oczy, uważnie obserwując całą sytuację. W miejscu, gdzie normalnie klienci tworzyli kolejkę do kasy, utworzył się krąg składający się z piszczących dziewczyn, krzyczących jedno imię, którego jednak Penelope nie była w stanie usłyszeć. Szumiało jej w głowie, była zdezorientowana i nie przychodził jej do głowy żaden racjonalny powód, który mógł wywołać zamieszanie w lokalu. Ktoś zemdlał? Ukradziono komuś portfel? Zginęło kogoś dziecko?
Podniosła się z miejsca, zasuwając za sobą krzesło i złapała w jedną rękę worek, do którego po kolei wrzuciła portfel, kalendarz, zeszyt i książkę. Telefon postanowiła trzymać przy sobie, w razie potrzeby. Kto wie, co tam się wydarzyło i czy nie będzie konieczności zadzwonienia po pomoc? Zebrała również bordową czapkę, zaciskając na niej palce wolnej dłoni. Westchnęła ciężko, niechętnie zostawiając biały kubek z wciąż parującym trunkiem i odwróciła się przodem do tłumu powiększającego się z każdą chwilą.
Zacisnęła dłoń na rączce od torby, która wisiała na jej ramieniu, bojąc się, że przy przeciskaniu się między ludźmi, ktoś może wytrącić ją z jej rąk, a co gorsza ukraść. Przybrała zaciętą minę i ruszyła pewnym krokiem ku dwóm, niższym od niej, a przede wszystkim młodszym, dziewczynom, skaczącym w miejscu i łkającym o przepuszczenie ich do przodu. Próbowała wytężyć słuch, skupić się na słowach wyrzucanych raz po raz przez każdą z dziewczyn, między którymi się przepychała, jednak nie była w stanie wyłapać żadnego mądrego słowa, które naprowadziłoby ją na właściwy trop. Słyszała za sobą nieprzyjemne komentarze kierowane do jej osoby, czuła nieprzyjemne pieczenie skóry głowy wywołane ciągnięciem ją za włosy, odpychała od siebie natrętne dłonie, zaciskające się na materiale jej swetra i ciągnące je do tyłu. Torowała sobie łokciami drogę, omamiona potrzebą zaspokojenia ciekawości. Gdy stanęła z  przodu tłumu, pierwszą rzeczą, jaką zrobiła, było głębokie wciągnięcie powietrza. Nieźle się namęczyła i nawdychała różnych zapachów, przedzierając się przez mur dziewczęcych sylwetek. A to wszystko po to, żeby… 
Żeby uchylić usta z wrażenia i zacisnąć palce mocniej na telefonie i czapce, aby nie upadły i nie zostały rozgniecione przez nogi stojących za nią ludzi. Była nieczuła na to, że jej palce, gdy zdejmie buty, okażą się spuchnięte z powodu siły, z jaką deptali jej po nogach. Przekrzywiła głowę na bok, mrugając kilkukrotnie, dla wyostrzenia obrazu. Albo dla upewnienia się, że powód hałasu, jaki zapanował w lokalu, był prawdziwy. Jej serce zatrzymało się w momencie, kiedy Niall Horan unosił dłoń ku górze, machając nią wesoło w jej stronę, zapraszając ją do podejścia bliżej i zrobienia sobie z nim zdjęcia. 
Została popchnięta, więc by nie upaść i zachować równowagę, postąpiła kilka niezgrabnych kroków do przodu, zmniejszając odległość między nią a blondynem. Czuła, jak oblewa ją ciepło, wypalające dziurę w jej karku. Zdała sobie sprawę, że przez brak koordynacji ruchów i wytrącenie z równowagi wyglądała, jakby była zupełnie pozbawiona umiejętności chodzenia na nawet najniższych obcasach. Jej botki mierzyły dokładnie pięć. Spięła się i uniosła głowę, nie mogąc pozwolić na krzywe spojrzenia i podśmiewywanie. Po pokonaniu dzielącego ich dystansu, zatrzymała się dwa kroki od chłopaka i spuściła głowę. Co ona najlepszego robiła?
Stała onieśmielona przed jedną piątą najsławniejszego boysbandu w Anglii, powstrzymując się od zrobienia pół obrotu i staranowania ludzi, między którymi przed chwilą lawirowała. Wstrzymała oddech, kiedy poczuła ciepło czyjegoś ciała. Nim się zorientowała, stała wklejona w bok Nialla i została pozbawiona przez niego telefonu.
Czekał z wyciągniętą ręką, aż dziewczyn odblokuje urządzenie i włączy opcję kamery, a on wykonana standardowo kolejne zdjęcie z fanką, do którego uśmiechnie się szeroko i obejmie dziewczynę w pasie.
Penelope nie zareagowała od razu. Wpatrywała się tępo w jego dłoń i telefon, zmuszając się z trudem do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Poruszyła się niespokojnie, co wywołało rozbawienie u chłopaka. Chyba wyczuł, że jego bliskość ją krępowała, dlatego poluźnił uścisk, opierając dłoń pomiędzy jej łopatkami. Stała zgarbiona, więc mógł wyczuć pod swetrem dwie wystające kości. W końcu wyciągnęła dłoń, odbierając od chłopaka komórkę i po kolei wykonała każdą z czynności, aż na ekranie nie pojawił się poruszony obraz jej palców. Przez cały czas trzymała w mocnym uścisku urządzenie, co kolejny raz rozśmieszyło Nialla. Zachowywała się, jakby chłopak nie był piosenkarzem, a znanym w całym Londynie kieszonkowcem.
Oddała chłopakowi telefon, przygryzając wargę i nieśmiało zerknęła na jego twarz pierwszy raz od momentu, w którym dzielił ich mniej niż metr dystansu. Niall Horan był rzeczywiście farbowanym blondynem. Skóra na jego policzkach była lekko zaróżowiona, co tłumaczyła sobie skaczącą temperaturą i zaduchem, który zapanował w pomieszczeniu wraz z pojawieniem się w nim chłopaka. Wąskie, spierzchnięte usta rozciągały się w uśmiechu, ukazując białe, proste jak od linijki zęby. Dziewczyna przesunęła odruchowo koniuszkiem języka po swoich zębach, zastanawiając się, czy pita wcześniej kawa nie odjęła im koloru.
Czując na sobie spojrzenie kilkudziesięciu par oczu, westchnęła ciężko i wróciła wzrokiem do jego twarzy, rezygnując z przesuwania nim po kołnierzyku jego czarnej bluzy. Odchrząknęła znacząco, zauważając, że chłopak również się jej przygląda i przestąpiła z nogi na nogę, podając mu telefon. Uniosła głowę do górę, kierując ją ku wyciągniętemu przed nimi telefonowi i poprawiła włosy, zanim palec blondyna trafił w odpowiedni przycisk, a ich wspólne zdjęcie zapisało się na karcie pamięci. Próbowała skupić się na wskrzeszeniu chociaż cienia uśmiechu i zatuszowaniu rumieńców, jednak rozpraszała ją ręka Nialla owinięta wokół jej pasa.
Czuła się nieswojo, dlatego wyplątała się pospiesznie z jego objęć i poprawiła torbę na ramieniu z zamiarem odejścia po uprzednim wyrwaniu swojego telefonu, na którego tyle Niall składał właśnie swój autograf pożyczonym z tłumu markerem. Zaskoczona, po raz kolejny uchyliła wargi, spomiędzy których wyrwał się jęk, stłumiony przez dłoń, którą przytknęła sobie do twarzy. Potarła nerwowo policzek, zdobywając się w końcu na odebranie swojej własności, którą obejrzała z grymasem i wrzuciła ją na dno torby.
Przez cały ten czas nie odezwała się słowem do chłopaka, jednak nie przejmowała się tym. Zwłaszcza, że on sam nie kwapił się do rozmowy. Potraktowała całą tę sytuację jako pomyłkę, której się dopuścił przy wykonywaniu standardowej pracy i karę za swoją ciekawość. Skinęła głową, obrzucając blondyna ostatnim spojrzeniem i minęła się z rudowłosą dziewczyną, szczerzącą zęby w szerokim uśmiechu. Nie do Penelope, rzecz jasna. Wywróciła oczami, naciągając na głowę czapkę i już chciała wtargnąć pomiędzy tłoczących się ludzi, kiedy zatrzymała się, słysząc swoje imię wypowiadane przez znajomy głos.
      - Penny! – usłyszała ponownie i odwróciła się w kierunku, skąd niósł się dźwięk. Zauważyła  blondynkę, której włosy ledwo sięgały podbródka. Machała w jej kierunku, wychylając się zza ciała barczystego mężczyzny, jednocześnie zatroskana i podekscytowana. Zatroskana, ponieważ prawdopodobnie zauważyła irytację u koleżanki. Podekscytowana, ponieważ za chwilę złapie w dłonie telefon należący do niej i przyjrzy się świeżo pozostawionemu autografowi, odpali galerię zdjęć i przyjrzy się dokładnie twarzy Nialla Horana.
Penny burknęła pod nosem, odwracając się z powrotem w kierunku chłopaka, który robił sobie zdjęcie z rudą dziewczyną. Przeszła szybkim krokiem obok nich, by móc zabrać stąd ze sobą Mandy i zaczerpnąć świeżego powietrza. Takiego, które nie będzie wibrowało od głośnych krzyków fanek. 

6 comments:

  1. Wybacz,że dzisiaj napiszę mało i bezsensownie, ale najprawdopodobniej będę tą jedyną, która nabluzga na Lucka i na Dianę, a zadziwiająco nie na Hazzę. Trzeba być mną, ot co. Tak jak już mówiłam, Lucek to debil do entej. Autentycznie brak mi słów co do jego toku rozumowania, z resztą gadałyśmy o tym wczoraj, to nie będę się jakoś szczególnie powtarzać na ten temat o_O dzisiaj na dodatek odkryłam, że Diana też jest fajna. Każe mówić Hazzie o co kaman, a ten jak mówi, to ona, że mógł sobie to odpuścić. Pozdro. Możesz zwalić to na moją frustrację. I syf w pokoju. I skoro się z nią przespał, nie oznaczało to, że od razu muszą się ze sobą spotykać. Najwyraźniej nie dość, że jest pierdolnięty, to jeszcze słaby psychicznie (patrz JA), skoro nie potrafi odmówić. Mmmm... i wiesz co? Tak se myślę, że to nawet dobrze, że Hazza robi to wszystko na złość. Najwyraźniej on wie, co jest dla Diany dobre i może oni nie powinni być razem, skoro Lucek ma nierówno pod sufitem. Ej, rzadko mi się to zdarza, że coś czytam i jakiś bohater mi tak podpada. Gratulejszyn w takim razie i jestem z cię prałd :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ale przynajmniej nie nabluzgałam ^ ^ Jestem osom.

      Delete
  2. Jaki jest Louis Tomlinson? Na pewno zagubiony. Nie będę rzucała w jego kierunku wyzwiskami, postawię dzisiaj na tolerancję. Co prawda wciąż nie pałam do niego dużą sympatią, jednak staram się go zrozumieć i zdaję sobie sprawę, że w życiu każdego człowieka przychodzi moment zwątpienia, pomylenia, zagubienia, niezdecydowania. Podejmowanie decyzji to jedna z najtrudniejszych rzeczy, jakich musimy w życiu dokonywać. Jestem tego przykładem w ostatnim czasie i wiem, że przyznajesz mi rację. I mimo pomocy, na przykład Twojej, to wciąż jest trudne. Dla Louisa również. Mimo tego, że Harry próbuje mu ułatwić wybór między Dianą a Eleanor, podtykając mu pod nos Calder. Czy go bronię? Nie, chociaż tak to wygląda. Ja zwyczajnie staram się postawić w jego sytuacji i chociaż nie doświadczyłam nigdy czegoś podobnego (mam nadzieję, że nie doświadczę), to myślę, że miałabym równie duży problem, co on. Na jego miejscu pierdolnęłabym wszystko i zajęła się dziewczyną numer trzy. Bycie singlem jest równie przyjemne, więc to też jakieś wyjście.
    Tak naprawdę, to Louis Tomlinson chyba już tak ma, że spostrzegany jest jako ten rozchwiany, zagubiony i nie do końca wiedzący, czego chce od życia. Cóż, miejmy nadzieję, że przejdzie swoją przemianę, że żarówka nad jego główką zaświeci i ułoży się w niej jasny plan działania, za którego wypełnianie się zabierze. Czy czerpanie korzyści ze zbliżeń z Eleanor, wystawiając na zbesztanie jej uczucia, jest w tym przypadku pomocne? Powiedziałabym, że ryzykowne i boję się, że narobi to takiego bałaganu, że nawet całe One Direction nie poradzi sobie z porządkami.

    To, że dzisiaj nie rzucam w Ciebie przekleństwami, Tommo, nie znaczy, że Cię lubię. Bo nie lubię. Jesteś pieprzonym egoistą, zresztą... Masz chyba zły wpływ na swoich przyjaciół, bo podłapali co nieco od Ciebie. Nie gap się na mnie, jakby zwariowała. Nie zwariowałam. Mam nadzieję, że znajdzie się ktoś odważny, kto powie Ci, gdzie popełniłeś błąd, co Cię zgubiło. I nie unoś się wtedy facet dumą tylko korzystaj z rady i staraj się, jeżeli jest szansa na odpokutowanie. Pytanie: po takim wyczynie śmiesz jeszcze liczyć na jakieś wyjście? No tak, nadzieja matką głupich.

    Harry. Przykład oddanego przyjaciela. Zazdrościłam w duchu Dianie takiego towarzystwa, chciałabym być oczkiem w głowie swojego przyjaciela tak jak oczkiem w głowie Stylesa jest Morris. Szkoda tylko, że młody nie do końca opanował umiejętność odpowiedniego dobierania słów w przekazywaniu informacji. To było dosyć ostre i dosadne. W takich momentach wolę chyba owijanie w bawełnę - mniej boli, wciąż masz nadzieję, że może sprawa nie wygląda tak źle, jak odnosisz wrażenie. Później jedynie uświadamiasz sobie, że to było zgubne, że ten zabieg był wykonany jedynie dla wydłużenia chwili przed wbiciem sztyletu w brzuch. Sprawnie poszło powiedzenie, czy równie sprawnie pójdzie mu podniesienie na duchu Diany, której się nie dziwię. Teraz jestem nieczuła, ale osiem miesięcy temat byłam w identycznej sytuacji. Czekałam, a gdy decyzja zapadła, zalałam się łzami, bo... Przegrałam.

    Nowa postać. Penelope. Czy rzeczywiście rozzłościła się za zdjęcie, za autograf na telefonie? Naprawdę uważała spotkanie z idolem miliona nastolatek za karę za swoją cierpliwość? Wydaje mi się, że ta dziewczyna się broni, tylko nie wiem przed czym. Jeżeli przed Niallerem, to po pierwsze: czego się, przepraszam, boi? Przecież to złote dziecko. Po drugie: która dziewczyna oprze się jego spojrzeniu? Wnioskuję, że nie skończy się na jednym spotkaniu, a więc jestem ciekawa, jak dziewczyna poradzi sobie z oszukiwaniem samej siebie i bronieniem się przed urokiem Horana. Pewnie piszczy z radości na wspólne zdjęcie i jego autograf.

    Dziękuję Ci za kolejną dawkę dobrej lektury. Ściskam. Kocham Cię. Buziak.
    Twoja, Liv.

    ReplyDelete
  3. Zabieram się do komentarza, chociaż nie jestem do końca przekonana czy mi to wyjdzie że względu na moją obecność na telefonie. Ale do odważnych świat należy, spróbować nie zaszkodzi hahaha

    Po pierwsze: dziękuję za wspomnienie o mnie na początku. Tak mi się miło na serduszku zrobiło, zupełnie się tego nie spodziewałam :')

    Staram się nie lubić Lou, ale jakoś nie potrafię. Mam do niego dziwną słabość. Co rusz próbuję jakoś usprawiedliwić sobie jego dziecinne zachowanie. Przecież na pierwszy rzut oka widać, że on nie czuje nic do Eleanor (która btw nie wzbudziła mojej sympatii). Tęskni za Dianą, wiem, że mu na niej zależy, po prostu wpakował się w tą dziwną relację z Calder i teraz nie wie jak się z niej wyplątać.

    No i rozumiem, że Harry troszczy się o przyjaciółkę i chcę ją chronić, ale nie podobało mi się to, że ściągnął El. W pewnym sensie przyczynił się do cierpienia Diany.

    Perspektywa Penelope powaliła mnie na kolana. Pięknie to napisałaś! Nie wiem czemu akurat w tym momencie, ale zapachniało mi kunsztem Twojego talentu w pełnej okazałości. I od razu polubiłam dziewczynę. Coś mi mówi, że Horan napisał jej tam swój numer telefonu. Może to tylko moja wyobraźnia, ale nawet jeśli nie teraz to jeszcze ich jakoś na pewno spikniesz i coś mi się wydaje, że będą moją ulubioną parą!


    A teraz do roboty, bo potrzebuję kolejnej dawki herbaty. Uzależniasz

    ReplyDelete
  4. Nie znienawidzilam Louisa. Cos takiego w nim jest, ze chyba troche go rozumiem. Hmmm, mialam tu napisac jakas madra mysl, ale ja zapomnialam -.- Taa, cala ja :D haha, w kazdym badz razie rozdzial jest cudny!
    -@andzelikaab

    ReplyDelete
  5. Ciekawa sprawa z Louisem, poniekąd go rozumiem i ciekawa jestem jakie będą dalsze jego działania. Zadziwia mnie ta postać

    ReplyDelete