.

.

Friday 12 April 2013

Page 4.

Przepraszam, że musieliście czekać tak długo. Chciałam wszystkim, którzy czytają i komentują moje wypociny gorąco podziękować za tak wspaniałe opinie, które wywołują u mnie naprawdę wiele uśmiechu.
Nie będę rozwodzić się nad każdym, bo obawiam się, że mi miejsca nie starczy na rozdział. Bez zbędnego owijania zapraszam na Page 4., który jest pierwszym rozdziałem od chyba sześciu lat w mojej pisarskiej karierze o takiej długości. Równe jedenaście stron w wordzie. Mam nadzieję, że to wam wystarczy na jakiś czas. I bardzo przepraszam za wszelkie błędy...
PS Bardzo proszę wszystkich, którzy chcieli być informowani o pozostawienie jakiegoś kontaktu do siebie w dziale Informed., ponieważ mogłam kogoś pominąć. Starość nie radość i pamięć siada.

Smacznego!

PS. Serdecznie zapraszam do obejrzenia TEGO i pozostawienia opinii pod spodem.


~*~*~*~



   Kiedy tylko upewniłam się, że drzwi od klatki zamknęły się za mną, oparłam się o zimną ścianę i zwyczajnie rozpłakałam. Usta niemiłosiernie mnie piekły, tak samo miejsce na szyi, gdzie chwilę temu znajdowały się jego wargi. Udało mu się mnie złapać jeszcze bardziej. Nie miałam pojęcia, co miało znaczyć to wszystko, dlaczego to zrobił, co chciał osiągnąć. I chociaż starałam się przy nim uśmiechnąć, czułam jak moje serce podeszło do gardła, chcąc się wydostać i zostać przy nim. Nie docierało do mnie to, że mogła to być zwykła próba sprawdzenia mnie. Nie docierało do mnie to, że może jednak wybrać Eleanor. Mój mózg nagle opróżnił się kompletnie. Moje ciało bezwiednie osunęło się po ścianie w dół, aż w końcu poczułam pod cienkim materiałem spodenek zimną posadzkę klatki schodowej. Schowałam twarz w dłoniach, zanosząc się szlochem. To wszystko, co się we mnie działo w tym momencie, było nie do odróżnienia. Kiedy siedziałam w samochodzie i pierwszy raz poczułam jego usta na swoich wargach, zadrżałam. To wydało mi się tak nierzeczywiste, że wystraszyłam się, iż Louis jest jedynie zwykłą zjawą, pięknym snem, który za moment zniknie, jak tylko otworzę oczy. Ale nie zniknął. Nie powinnam była mu pozwalać na to, ale nie potrafiłam się powstrzymać od oddania mu pocałunku, bo prawda była taka, że pragnęłam takiej chwili. Pragnęłam czuć jego usta na swoich, rozkoszować się ich ciepłem, miękkością, słodkim smakiem. Pragnęłam mieć świadomość, że w jakimś stopniu jest mój. I chociaż nie raz przytulał mnie, teraz jego dotyk dosłownie parzył. W dalszym ciągu czułam jego dłonie na swoich policzkach, na swojej talii. Czułam się tak jakbym dalej stała z nim przed klatką, wtulona w jego tors, jak gdyby nigdy nic. Jak gdyby była to najnormalniejsza rzecz na świecie.
Powinnam się cieszyć, prawda? Powinnam skakać pełna szczęścia, cała w skowronkach, bo w końcu osoba na której tak mi zależało, dała mi pewność, że w jakiś sposób też zależy jej na mnie. A tymczasem siedziałam zalewając się łzami. Dlaczego? A dlatego, że jakaś część mnie dalej doskonale wiedziała o tym, że Eleanor nie jest jedynie koleżanką. Ona jest, istnieje i raczej szybko nie zniknie.
Czy mnie skrzywdził? Właściwie sama nie wiem. Z jednej strony upewniłam się dzięki temu, że moje uczucie jest naprawdę prawdziwe, a z drugiej strony rozpadłam się. Czułam, jak się kruszę, dosłownie.
Nie miałam pojęcia, czy on dalej tam stoi, czy pojechał. Mój wewnętrzny krzyk zagłuszał wszystko.
Nigdy nie czułam czegoś takiego.
Wewnętrzne rozdarcie. Byłam pewna, że to co czuję śmiało może nazywać się miłością. Ale wiedziałam też, że powinnam ostatkami sił się powstrzymać przed tym, żeby nie zachorować, dosłownie. Ale czy ja miałam jeszcze na to siły? Czy na pewno nie wpadłam już zbyt głęboko, żeby wydostać się na powierzchnię i spróbować się otrząsnąć?
W mojej głowie przewijały się w tym momencie przeróżne obrazy. Głównie jednak była to jego twarz; uśmiechająca się szeroko, patrząca szczęśliwie na wszystko wokół. Ale nie tylko. Widziałam jego smutne spojrzenie, zaciśnięte usta. Przed śmiercią ponoć widzi się całe swoje dotychczasowe życie przelatujące przed oczami.
A w momencie rozpadu? Co właściwie się powinno widzieć?
Ktoś powinien zrzucić mnie na ziemię, zafundować lodowaty prysznic, uderzyć mnie z taką siłą, bym zapomniała o większości rzeczy.

 Podaj mi rękę, proszę pomóż. Widzisz jak tonę, widzisz, że nie daję rady się podnieść i wydostać o własnych siłach z tych sideł. Wciąga mnie wir. Wir, w który nigdy nie chciałam wpaść. Zawsze udawało mi się wyjść z niego cało.Zamykasz oczy, odwracasz się. Nie chcesz tego widzieć, chociaż doskonale wiesz, że to Twoja wina. Ty mnie popchnąłeś, przez Ciebie się potknęłam i upadłam. Udajesz, że Cię nie ma, że zniknąłeś – ale tak się nie da. Pozwalasz mi utonąć, chociaż przedtem to Ty pomagałeś mi wstać i wyciągałeś z każdego jednego bagna. Nie grasz teraz fair w stosunku do mnie. Wiesz o tym?
   A miało być tak pięknie. Słońce miało świecić cały czas i nie zachodzić jakimiś szarymi chmurami – a jednak. Nie udało mi się przed tym uchronić. To moja wina, nasza. Chciałam dobrze – wyszło jak zwykle. Ale proszę. Zamknij oczy i daj się jeszcze raz porwać tej dziwnej magii. Poczujmy jeszcze raz to, co było. Mamy niewiele czasu, za moment spadnę w tą cholerną otchłań. Wyciągasz do mnie rękę? Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. Nie puszczaj mnie, proszę.
   Czujesz to? Pamiętasz? Przenosimy się w czasie na tę krótką chwilę. Dajmy się zaczarować...1


Nie wiedziałam jak długo siedziałam tak na tej lodowatej posadzce. Postanowiłam się podnieść dopiero w momencie, kiedy dosłownie przestałam czuć dolną część ciała, która dość skutecznie się wyziębiła.
Niezgrabnie podniosłam się do góry i powoli zaczęłam się wlec na górę. Nie zamykałam na zamek drzwi, bo dobrze wiedziałam, że za chwilę wrócę. Moja chwila trwała jednak nieco dłużej najwyraźniej, bo kiedy weszłam do ciepłego mieszkania usłyszałam, jak zegar wybija trzecią w nocy. Przekręciłam zamki, wchodząc nieco w głąb holu.
Ściągnęłam z gołych stóp tenisówki, wspomagając się rękoma i rozpięłam bluzę, kompletnie bez większej ochoty kierując swoje kroki w stronę pokoju. Byłam pewna, że nie usnę. Nie po czymś takim.
I ponownie powinnam się zacząć cieszyć. W końcu dzięki niemu odkryłam, że potrafię kochać.
Usiadłam na łóżku włączając lampkę nocną, która stała na szafeczce tuż obok łóżka i wyciągnęłam z szuflady gruby zeszyt, do którego był przytwierdzony na różowej wstążeczce długopis. Otworzyłam go za pomocą błękitnej wstążki, która robiła mi za zakładkę.  Ostatni wpis był dokładnie tego dnia, w którym Louis się wszystkiego dowiedział. Najwyraźniej nie byłam aż tak pijana, jak myślałam, skoro to wszystko było napisane z takim sensem.
To śmieszne, że czytałam właśnie własne słowa, a mimo wszystko miałam łzy w oczach. Pisałam o księciu z bajki, który dzisiejszego dnia sprawił, że na nowo uwierzyłam, że może któregoś dnia jednak będzie inaczej, lepiej. Głupi Louis. Jak zwykle wszystko się posypało. Przez dwa tygodnie prawie ogarniałam samą siebie, po to, żeby przyszedł i popsuł wszystko. Ktoś powinien jemu też w końcu porządnie przydzwonić, żeby się ogarnął i przestał robić to wszystko, co robi, co nie koniecznie jest takie dobre, jak mu się może wydawać.
Poczułam kolejną łzę, spływającą po moim policzku. Skapnęła prosto na kartkę papieru, rozmywając na niej delikatnie dawno zaschnięty długopis. Ponownie poczułam gorąc na ustach i szyi. Jego usta wypaliły na moim ciele dziury. Inaczej nie dało się tego nazwać.

Czwartek (07.02.2013), Londyn
23:00
Miłość.
Czy to jest to, o czym każda z nas marzy? A może jest to jedynie uczucie, które próbuje zaślepić nas samych przed tym, co rzeczywiście się dzieje.

Dlaczego zawsze, kiedy kogoś pokochamy, kiedy oddamy mu własne serce, to do nas nie wraca, tylko zostaje zawieszone gdzieś w przestrzeni?
A może to nasza wina, że osoby, które wybieramy, nie chcą tego?
Codziennie, kiedy patrzę na niego, coś w dole brzucha mnie ściska. Szczególnie wtedy, kiedy z taką radością rozmawia z innymi. Nasze wspólne zdjęcia schowałam głęboko, nie chcąc na nie patrzeć. Zamknięte szczelnie w dużej, białej kopercie za szafą. Nie potrafię wyciągnąć ich na wierzch. Może to obawa przed tym maleńkim pajączkiem, który tak pilnuje dostępu do nich, a może to strach przed uświadomieniem sobie tego, że to nigdy nie będzie moje. Strach ma wielkie oczy. A ja jestem idealnym przykładem tego zjawiska. A może to, co czuję, to jedynie inne uczucie, które podszywa się pod miłość?
Co, jeśli miłości uczymy się od innych? Co, jeśli to czego nam brak to właśnie miłość, przez co nie potrafimy się dokładnie określić i nie potrafimy dojść do porozumienia z własnym ja w sprawie uczuć?
Mieszkając z rodzicami powinniśmy być szczęśliwi, bo przecież to oni powinni nas obdarzać tym wielkim uczuciem.
 A jeśli nie bardzo wychodzi im pokazywanie tego, jak wiele dla nich znaczymy? Co zrobić w takim momencie, jeśli jesteśmy świadomi tego, że ktoś nas kocha, a jednocześnie nie potrafi nam tego przekazać?
Dlaczego ten temat jest taki trudny? Dlaczego z chęcią mówimy o osobach, które nam się podobają, a uciekamy przed rozmową na temat osób, do których coś czujemy?
Dlaczego tak trudno przychodzi nam mówienie o uczuciach?
Od dawna zbierałam  się, żeby powiedzieć to prosto w twarz podczas rozmowy w cztery oczy. A kiedy już tego dokonałam, poczułam, że to był błąd. Nie powinnam była tego robić, wiedząc, że może to popsuć nasze stosunki. Wiedząc, że mogę stracić jednego z najlepszych przyjaciół, jakich posiadam. Powinnam była najpierw spróbować to napisać, ale jednak nie jest to to samo, co powiedzenie tego prosto w oczy, nie bojąc się tego, że się rozkleję, czy nagle zabraknie mi tchu.
Mogę czuć się dumna z siebie. Zrobiłam to, wyznałam miłość jednemu z najwspanialszych mężczyzn w moim życiu, których nie ma za wielu. Pierwszym jest Harry. Przyjaciel, brat. I chociaż płynie w naszych żyłach inna krew, jesteśmy dla siebie jak rodzina. Drugim jest Louis. I to raczej się nie zmieni.
Powinnam za każdym razem się cieszyć z każdej chwili spędzonej z nim. I właściwie robię to, ale na swój własny sposób, bo zwyczajnie spędzanie czasu z kimś kogo kocham, kto o tym wie, a jednocześnie nie potrafi się zrewanżować tym samym, nie jest czymś, co wywołuje uśmiech na twarzy. I chociaż czasami jego obecność sprawia mi ból, coś w głębi mnie w dalszym ciągu cieszy się, że jest obok, że nie ucieka.
I chociaż popsułam poniekąd nasze relacje, chcę żeby został. Chcę móc wziąć do ręki telefon, wykręcić ten doskonale znany mi numer i poczekać aż odbierze, żebym mogła wyrzucić z siebie wszystkie zbędne uczucia, wiedzieć, że się nie rozłączy i wysłucha mnie tak jak zawsze.

Codziennie zastanawiam się, czy ta bajka zakończy się tak jak bajka o Kopciuszku, jak to kiedyś ktoś mi powiedział. 
W końcu to on jest księciem. Pochodzi z dobrego domu, ma pieniądze, jest kimś. A ja? Zwykła dziewczyna, która mieszka gdzieś w centrum wyjątkowo pokręconego miasta i w dodatku nie ma nic szczególnego, co pozwoliłoby tę zwykłą dziewczynę zauważyć gdzieś na środku ulicy. Ani modna, ani mnóstwa kasy, nawet ładnego uśmiechu! Liczę jednak na coś, chociaż nie wiem sama, na co dokładnie.
Nie ukrywam, że chciałabym, żeby moje życie w ostateczności skończyło się „Happy Endem” z księciem na białym koniu i cudowną suknią oraz zgubionym pantofelkiem.
Właściwie jestem zdolna oddać wszystkie pantofelki, byle tylko tak to się skończyło. Ja wręcz błagam o to…

Diana M.
Louis T. 2

   Prychnęłam cicho pod nosem po przeczytaniu tego tekstu. Może rzeczywiście powinnam na nowo zacząć w to wierzyć? Może jednak teraz jest większa szansa na zakończenie tej historii happy endem?
Westchnęłam cicho słysząc jak mój telefon wibruje. Sms.
Odblokowałam klawiaturę i otworzyłam wiadomość. Och! Znowu on.
„Nie wiem, czy to było dobre. Będę za Tobą tęsknił. Przepraszam, jeśli Cię skrzywdziłem.”
Miałam ochotę przywalić sobie w twarz. Louis i jego powalająca inteligencja. Nawet nie zamierzałam mu odpisywać. Nie jestem tak głupia jak on. Chociaż z drugiej strony właśnie to sprawiło - oczywiście w jakiejś jednej miliardowej - że nie jest już zwykłym kolegą. Jego głupota jest urocza i dość często wywołuje u mnie uśmiech.
Och! I moja ręka właśnie poszybowała do góry, uderzając centralnie w czoło z głośnym „plask”.
Ta noc zapowiada się na naprawdę długą, jeśli moje myśli raz będą uważały, że jest zwykłym kretynem, a po chwili zmieniały zdanie, że w sumie to jest fajne u niego. Czułam się tak, jakby to, co było w mojej głowie, było jedną wielką mieszanką, która lada moment przerodzi się w bombę i wybuchnie. A wtedy nie będzie już tak fajnie jak do tej pory. Ale na szczęście za cztery godziny mam pociąg do Oxfordu. I w końcu zobaczę się z Alexis.
Chciałam pisać, ale to nie miało sensu. Mój własny tekst, zrobił mi sieczkę z mózgu. A kiedy nagle mi się na nowo przypomniały jego usta na moich, po prostu czułam się kompletnie odmóżdżona. Włączyłam laptopa i czekając aż się załaduje wstałam z łóżka chcąc nalać sobie herbaty do kubka. Walizka już od popołudnia dnia poprzedniego stała spakowana w kącie pokoju. Wystarczyło teraz, żebym się sama poszła umyć i ogarnąć, w ostateczności zjeść śniadanie i spakować sobie coś na podróż. Ale to zdążę zrobić. Do wyjścia z domu mam około trzech godzin jeszcze. Obejrzę ze dwa filmy i akurat mama wyjdzie do pracy, a ja wstanę i pójdę się ogarnąć. To wcale nie był taki głupi pomysł. Wróciłam na łóżko z kubkiem i zajęłam miejsce przed laptopem od razu włączając przeglądarkę, gdzie następnie odszukałam stronę z darmowymi filmami online. Znalazłam jakąś komedię romantyczną i włączyłam ją na moment, by po chwili wcisnąć pauzę i poczekać aż się naładuje. Wygodnie ułożyłam się na łóżku, opierając plecy o poduszki i ułożyłam na kolanach laptopa, naciągając na brzuch kołdrę. W międzyczasie sprawdziłam portale społecznościowe, czy są jakieś nowe powiadomienia dla mnie. Cisza. Ale to nawet dobrze.
Powyłączałam wszystko i odpaliłam film, wyłączając mózg na myślenie.
Spędziłam moje trzy godziny do pobudki na oglądaniu filmów. Ale komedie romantyczne nie były zbyt dobrym pomysłem, bo w międzyczasie wykorzystałam sporo chusteczek. Patrząc na pocałunki bohaterów, nie muszę chyba mówić, co czułam gdzieś tam w środku siebie, prawda?
Mimo wszystko czas zleciał mi znośnie szybko dzięki temu. O szóstej wstałam i spakowałam laptopa do torby, po czym zgarnęłam naszykowane wieczorem rzeczy z krzesła i poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic i zrobić lekki makijaż. Nie czułam zbytniej potrzeby wyglądania dobrze. Miałam na sobie koszulę w kolorze khaki, zapiętą pod samą szyję, wciśniętą w dżinsowe, jasne rurki
A. Mocniej wytuszowałam jedynie rzęsy, bo nie bawiłam się tym razem w cienie czy kreski na powiekach. Musnęłam bronzerem policzki, a jedną z ulubionych szminek w kolorze malinowym wsunęłam do kieszeni. Spakowałam kosmetyczkę, włosy splatając w warkocz na boku i wyprowadziłam walizkę do holu upewniając się najpierw, że wszystko zostawiam w pokoju tak, jak być powinno, żebym nie musiała się przejmować ewentualnym telefonem od mamy z pretensjami, że zostawiłam bałagan czy coś w tym stylu.
Poszłam do kuchni i zrobiłam sobie aż jedną kanapkę z keczupem i masłem. Najlepsze i najszybsze śniadanie. No, może oprócz płatków albo kulek czekoladowych z mlekiem. Setna herbata od godziny trzeciej w nocy i schowanie do torebki mini marchewek oraz soku, który jakby nie patrzeć również był marchwiowy, jednak z dodatkiem jabłka i bananów. Kochałam tę mieszankę. Miałam jeszcze jakieś pięćdziesiąt minut do pociągu. Wróciłam do łazienki, żeby upewnić się, że wyglądam jednak znośnie i poszłam do pokoju, bo zwyczajnie zapomniałam o zabraniu stamtąd okularów. Jakiś czas później wyszłam w końcu z mieszkania i poszłam na autobus, żeby dotrzeć na dworzec.
Byłam dwadzieścia minut przed czasem. Kiedy dostałam się na peron, pociąg stał już podstawiony. Znalazłam wolne miejsce i usiadłam na nim, czekając aż pojazd ruszy. Wsadziłam słuchawki w uszy i włączyłam muzykę wbijając wzrok w peron. Patrzyłam, jak ludzie się żegnają, mówiąc sobie zapewne do zobaczenia, albo coś w tym stylu. Westchnęłam cicho przez moment, zastanawiając się co robi teraz Louis. Czy już wstał, czy wyjechali, czy jednak jeszcze śpi tak jak i reszta chłopaków. A może on tak jak i ja nie spał dzisiaj? Te myśli były nieco natrętne, ale muszę się przyznać, że dość często zastanawiałam się nad tym co on właściwie robił w tym samym czasie, kiedy ja na przykład gotowałam, uczyłam się czy sprzątałam, albo robiłam chociażby zwykłe zakupy w pobliskim sklepie. Po raz kolejny musiałam stwierdzić, że powinnam się iść leczyć.

   Podróż jak podróż. Jak zwykle minęła mi szybko. Byłam nieprzytomna w sumie. Od momentu kiedy Louis mnie obudził, nie spałam. Całą podróż tępo patrzyłam się w szybę i widoki, jakie miałam po drodze. Śnieg powoli znikał, a zieleń pomału wychodziła na wierzch. Nie znalazłam nic ciekawego w krajobrazie za szybą pociągu przez całą drogę, którą znałam już na pamięć. Czułam się kompletnie oczyszczona z wszelakich uczuć. Nie czułam smutku, żalu, złości. Ale nie czułam także radości, szczęścia ani przyjemności. Wysiadając z pociągu, jakiś miły starszy pan pomógł mi z moją walizką. No cóż, była wielka, wypchana po brzegi, a co za tym idzie – ciężka.
Stojąc na peronie wygładziłam płaszczyk poprawiając na ręce torbę i ruszyłam, ciągnąc za sobą walizkę w stronę postoju taksówek. Nie chciało mi się iść na autobus. Alexis nie wiedziała, o której dokładnie będę, bo chciałam jej zrobić mimo wszystko jakąś tam niespodziankę.
      - Magpie Lane poproszę. – Powiedziałam, kiedy załadowałam do pierwszej lepszej taksówki torbę i wsiadłam, zajmując miejsce pasażera z tyłu. Od razu zaczęłam szukać w torebce portfela, żeby zapłacić kierowcy. Zaczynałam powoli czuć zmęczenie od braku snu. Oparłam się o siedzenie i westchnęłam cicho, wbijając wzrok w ulice, którymi jechaliśmy. Najpierw wjechaliśmy w Park End Street, następnie New Road. Wyciągnęłam telefon i napisałam krótkiego smsa do Louisa. Dotrzymywałam mu w tym momencie słowa. Zresztą ja zawsze to robiłam. „Dotarłam.” Nacisnęłam przycisk „wyślij” i schowałam telefon do torebki. W międzyczasie mojego pisania smsa minęliśmy Bonn Square i wjechaliśmy w Queen Street, a następnie w Hight Street. Mężczyzna zatrzymał się w końcu przy Magpie Lane. Zapłaciłam mu 10funtów, nie chcąc reszty i wysiadłam, zabierając walizkę. Wystarczyło się teraz przedrzeć przez uliczkę i dotrzeć do numeru 8. Czerwone drzwi, które też znałam całkiem dobrze, od razu rzuciły mi się w oczy. Z uchylonych okien słyszałam dźwięki jeden z piosenek Rihanny – Cockiness. Cała Alexis. Dzień bez Rychy to właściwie nie dzień. Wyciągnęłam z kieszonki wewnątrz torebki telefon, doskonale wiedząc, że może nie usłyszeć mojego pukania do drzwi i wybrałam do niej numer. Po pierwszym sygnale muzyka ucichła.
      - Taaak? – przeciągnęła blondynka. Westchnęłam cicho.
      - Otwórz mi. – i rozłączyłam się nie czekając na odpowiedź. Oparłam się ręką o rączkę walizki i wrzuciłam do torebki telefon zerkając leniwie w stronę drzwi, które dość szybko się otworzyły i zobaczyłam w nich ciut niższą ode mnie blondynkę z szerokim uśmiechem.
      - Cześć! – wykrzyknęła ze śmiechem.
      - Moshi, moshi. – skwitowałam, zmuszając się do uśmiechu. Chwilę później przytulałam się do niej, wzdychając z ulgą. Cieszyłam się, że ją zobaczyłam. Cieszyłam się nawet na samą myśl, że spędzę z nią dwa tygodnie albo więcej. I chociaż Alexis nie należała do fanów przytulania, nie narzekała zbytnio na moje dość częste klejenie się. Była to zapewne sprawa tego, że zwyczajnie się już przyzwyczaiła. Co prawda sądzę, że gdyby chodziło o Harry’ego, to nie miałaby większych oporów do przytulenia się do niego. Ale nie ma się co przejmować. Ona się nigdy do tego nie przyzna. To śmieszne.
Odsunęłam się w końcu od niej, czując się nieco lepiej. Ulżyło mi. Złapałam za walizkę i weszłam do środka. Jej dom wyglądał tak jak zawsze. Od mojej ostatniej wizyty nic się nie zmieniło. Przynajmniej w holu, który był długi i prostokątny. Po lewej stronie znajdowały się wieszaki i półka na buty, oraz komoda, w której było dosłownie wszystko, co potrzebne bardziej lub mniej. Rzuciłam torebkę na podłogę i ściągnęłam z ramion beżowy płaszczyk, który odwiesiłam na wolny wieszak. Chwilę później ściągnęłam ze stóp równie beżowe, chociaż wpadające bardziej w odcień khaki botki na jasnym obcasie
A. Pewnie każdy się teraz zastanawia po jasny gwint mi na drogę obcasy, czy jest mi w nich wygodnie. Owszem. Jedne z wygodniejszych butów, jakie miałam. Kochałam je i nawet w podróży mi nie przeszkadzała wysokość tych sześciu – siedmiu centymetrów.
      - Misiu, zrób mi kawę, błagam. Ale mega mocną i najlepiej ze wstawką. – ziewnęłam przeciągle, prostując się i patrząc na dziewczynę. Kochałam ją. Dosłownie ją kochałam. Była dla mnie jak starsza siostra, chociaż nie odczuwałyśmy w żaden sposób różnicy wieku. Co prawda była bardzo mała, bo zaledwie rok, ale jednak była.
      - Nie spałaś. – stwierdziła i od razu poszła do kuchni. Za to też ją kochałam. Nie musiałam mówić, by wiedziała o co chodzi.
      - Skąd wiesz? – spytałam, idąc za nią tuż po tym, jak założyłam na stopy ukochane bambosze, wcześniej wyciągając je oczywiście z walizki.
Jej brat i ojciec byli w pracy. Jak zawsze zresztą. Zajęłam miejsce przy stole i wbiłam w nią swój zmęczony wzrok.
      - Aż tak mocną kawę pijesz z dodatkami tylko wtedy, kiedy coś się dzieje, albo nie śpisz. Co tym razem? – zauważyłam jak blondynka coś robi przy ekspresie do kawy. Och tak, uwielbiałam kawę spod jej łapek. Zawsze była pyszna. Chwilę później poszła do maleńkiej spiżarenki obok kuchni, którą można było nazwać prędzej schowkiem, ale dla mnie to było bardziej jak spiżarnia, dużo jedzenia i różnych napoi było tam poukrywanych. Zawsze tam kończyłyśmy.  – Mam tylko likier czekoladowy otwarty. – powiedziała z pomieszczenia.
      - Może być. Wszystko mi jedno. – wzruszyłam lekko ramionami i rozłożyłam się na stole, podpierając się czołem o przedramiona. – Louis mnie obudził w nocy. A później mnie pocałował. – powiedziałam oblizując usta i cicho westchnęłam.
      - Co zrobił?! – Alexis nagle znalazła się obok mnie. Uniosłam głowę do góry i cicho się zaśmiałam na widok jej miny, która była zdecydowanie bezcenna. Gdybym tylko mogła zrobić jej w tym momencie zdjęcie i utrwalić ten wyraz twarzy.
      - Pocałował mnie. – powtórzyłam, patrząc na nią, a po chwili ponownie położyłam się na stole.
      - Ale jak to?! – jęknęłam przeciągle, słysząc jej podniesiony głos.
      - Opowiem ci to w skrócie, Al. – mruknęłam i podrapałam się po ramieniu. – Obudził mnie w nocy, bo sobie stwierdził, że nie odpuści tej rozmowy. Zeszłam na dół siedzieliśmy i rozmawialiśmy w jego samochodzie, a właściwie to on mówił, a ja… ja nie wiem co, bo byłam w szoku to raz, a dwa, nie zdążyłam się rozbudzić. Później mnie pocałował, pierdoląc coś o tym, że on nie umie się zdecydować. Poszłam sobie i złapał mnie pod klatką jak już miałam wchodzić i znowu mnie pocałował…
      - Oddałaś mu pocałunek? – przerwała mi zaciekawiona. Ponownie uniosłam głowę do góry i spojrzałam na nią spod uniesionych lekko brwi.
      - A jak myślisz? Oczywiście, że tak i to było takie… Wiesz, te wszystkie bajkowe fajerwerki, motylki i Bóg raczy wiedzieć, co jeszcze. I upewnił mnie tylko w tym, co czuję do niego. A później nie mogłam spać, więc właściwie od około drugiej, chwilę po jestem na nogach.
     - Och, Diana! – zdziwiłam się, bo byłam pewna, że trudniej przyjdzie mi powiedzenie o tym zdarzeniu. Myślałam, że gdzieś w międzyczasie poczuję kluchę w gardle, głos mi się załamie czy będę miała łzy w oczach. Tymczasem byłam tak obojętna na to, że przeszło to moje najśmielsze oczekiwania.
      - Kawa. – mruknęłam, przypominając jej o tym, co obiecała mi przed dłuższą chwilą przygotować. Wstałam od stołu i poszłam do holu, gdzie ze swojej torby wyciągnęłam marchewki i wróciłam do kuchni zajmując poprzednie miejsce. Wyciągnęłam małe warzywo i zaczęłam je chrupać rozkoszując się zapachem kawy, którą postawiła mi Alexis przed nosem.
      - Harry wie? – spytała siadając naprzeciwko i utkwiła swój wzrok w mojej twarzy.
      - Oszalałaś? Nie zamierzam się przyczynić do ich kłótni. On jest narwany i sobie ubzdurał, że chociaż jestem starsza, jestem młodsza. Idiota.
      - Idiotą to jest Louis. Po jasną cholerę on cię całował? Jeśli zrobi ci się jakieś kuku przez niego, to ja mu zrobię kuku, jak go zobaczę. – zacisnęła usta, które stworzyły prostą, wąską linię. Wywróciłam jedynie oczami wzdychając ciężko.
      - Alexis, on zrobił mi kuku dawno temu i dobrze o tym wiesz. Ja mam to kuku od momentu, kiedy go poznałam. – wzruszyłam po raz kolejny ramionami. Dla mnie to było coś najzwyklejszego i najnormalniejszego w świecie. Pewnie dlatego, że byłam już do tego przyzwyczajona, no ale.
      - Ale jeśli się to powiększy, to mu jaja urwę. – odpowiedziała zbuntowanym głosem, na co od razu na nią spojrzałam, a moje oczy powiększyły się nagle.
      - Nie! A co, jeśli się kiedyś zejdziemy i jak urwiesz mu jaja to zero seksu dla mnie i brak dzieci?! – spytałam podniesionym tonem. Alexis strzeliła sobie tylko dłonią w czoło z głośnym „plask”.
      - Diana, ogarnij się. – jęknęła tylko przeciągle, ale ja mimo wszystko dalej patrzyłam na nią przerażonym wzrokiem. Mogłaby go skrzywdzić? Naprawdę?!
      - No co? – powiedziałam w końcu i głośno mi się czknęło. – Sorry. – mruknęłam, po czym wsunęłam do ust marchewkę. Pożerałam jedną za drugą w dość szybkim tempie. Patrzyłam się na nią wzrokiem, który miał oznaczać „naprawdę byłabyś w stanie skrzywdzić mojego Lou?!”
      - Oko. Żryj i pij. A później idziesz spać, bo mamy plany na potem. Musisz się wyspać. – powiedziała a ja jedynie mruknęłam coś pod nosem, nie do  końca zadowolona ze słowa „plany”. Ja nie chciałam nic robić. Chciałam spać i siedzieć z Alexis. Kropka.
      - Czy cię już do reszty popieprzyło? Ja się nigdzie dzisiaj nie wybieram. Czy ty widzisz, jak ja wyglądam? – spytałam unosząc brwi do góry.
      - Dlatego do wieczora zdążysz się wyspać. – jęknęłam przeciągle, wstając z krzesła i odstawiając na blat stołu kubek. Poszłam do holu i wyciągnęłam z walizki laptopa wraz z ładowarką. Rozsiadłam się przy stole ze sprzętem i podłączyłam mojego Bąbla (tak, to jego imię) do kontaktu. Chwilę później czekałam, aż system się uruchomi.
Spozierałam tylko na Alexis, posyłając jej najbardziej litościwe spojrzenie i odwróciłam wzrok do laptopa. Wpisałam hasło do systemu i od razu podłączyłam się pod jej wi-fi, które i tak już miałam zapisane.
Sprawdziłam skrzynkę mailową, wszystkie portale społecznościowe, do których należałam i dodałam nowy wpis na twitterze.
„with Alexis. So much love.” 
Już nawet nie zwracałam uwagi na to, że od momentu wyłączenia sprzętu, przybyło mi jakieś 200 kolejnych osób, które mnie zaobserwowały. Właśnie tym była przyjaźń z One Direction. Należałam do ich świata i chcąc nie chcąc ich fani też mnie dopadali. Na szczęście te wszystkie dziewczyny były naprawdę ogarnięte i czasami aż przyjemnie było z nimi porozmawiać. I chociaż nie dawałam każdej osobie follow back, jeśli ktoś o coś mnie prosił, z reguły to robiłam. Dlaczego nie? Jestem w końcu dobrym człowiekiem.
Sięgnęłam po kubek z kawą i opróżniłam go jednym duszkiem. Nie chciało mi się rozkładać tego na raty.
      - Okej, przebiorę się i mogę iść spać. A ty zgraj sobie te filmy, czy co ty tam chciałaś. – powiedziałam, odstawiając porcelanę na blat i wstałam z krzesła przeciągając się, aż mi kości strzeliły. Wcisnęłam do ust ostatnią marchewkę i poszłam do holu, by zabrać swoją walizkę na górę. Znajdując się przy schodach, złapałam ją za boczny uchwyt i zaczęłam się ciągnąć na piętro. Od razu poszłam do pokoju blondynki, gdzie odłożyłam torebkę na fotel, a walizkę położyłam w rogu pokoju. Otworzyłam ją i wyciągnęłam ulubione szare dresy, które kupiłam z Alexis na męskim dziale, szeroką białą koszulkę i równie szarą, rozpinaną bluzę z kapturem
B. Zaczęłam się rozbierać, poszczególne części garderoby rzucając niedbale na walizkę. Przy okazji sięgnęłam też puchowe skarpetki do spania i założyłam je na nogi, bluzę odkładając na bok, żeby była gotowa na później, jak wygrzebię się już spod ciepłej kołderki. Pięć minut zajęło mi znalezienie odpowiedniego miejsca i zamknięcie oczu. Dosłownie w momencie, kiedy już wygodnie leżałam zakopana pod puchem odzianym w białą poszewkę – oddałam się w objęcia Morfeusza.

~*~


   Blondynka odprowadziła przyjaciółkę wzrokiem patrząc, jak wnosi walizkę na górę. Była zdziwiona tym, że Diana tak zwyczajnie powiedziała o tym, co stało się między nią, a Louisem. Wiedziała, że musi naprostować tego chłopaka, bo chociaż Diana wyglądała, jakby się nie przejmowała, Alexis wiedziała doskonale, co ona przeżywa w środku. Nie chciała patrzeć na to, że jej przyjaciółka traci humor, bo Louis odpierdala i nie potrafi nic postawić jasno żadnej sprawy. Kiedyś mu w końcu wygarnie za to, co robił zielonookiej.
Westchnęła, dopijając swoją już zimną kawę i wstawiła kubki do zlewozmywaka, myjąc je od razu i odstawiając na suszarkę. Chwilę później udała się na górę, by wziąć swojego laptopa na dół. Kiedy weszła do pokoju zauważyła, że Diana już śpi schowana pod kołdrą. Uśmiechnęła się lekko na ten widok i najciszej jak mogła, podeszła do okna, zasłaniając powoli rolety, żeby nie narobić hałasu. W pokoju od razu zrobiło się ciemno, bo żaluzje zrobione były z naprawdę grubej tkaniny w kolorze purpurowym od zewnątrz, a od wewnątrz w białym, więc światło z ulicy prawie wcale nie docierało do jej pokoju nawet w dzień. Po omacku odnalazła laptopa i odłączyła kabel od sieci. Wyszła z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi i zeszła na dół do kuchni, by zająć się  przesyłaniem sobie filmów i muzyki, co obiecała jej śpiąca brunetka podczas ich ostatniej rozmowy. Odnalazła odpowiedni folder na dysku i zaczęła mozolne przesyłanie plików z laptopa do laptopa, w międzyczasie zamierzając się zająć przygotowywaniem obiadu. Jej tata i brat - Ryan mieli wrócić za parę godzin z pracy.
Alexis należała do tych dziewczyn, które naprawdę lubią gotować. Zanim jednak zajęła się sprawdzaniem stanu mięsa czy odpowiednio się rozmroziło, odwróciła obydwa laptopy w swoją stronę, by móc co jakiś czas kontrolować stan. Przesyłała pliki pojedynczo, nie chcąc by cokolwiek się zacięło w międzyczasie. Tym bardziej, że dobrze wiedziała, iż laptop brunetki lubił czasami sobie robić żarty. Zaśmiała się dopiero teraz zwracając uwagę na tapetę dziewczyny. Piątka chłopaków i ona jedna przez nich wszystkich trzymana, a obok wklejone jej zdjęcie z nikim innym jak z Alexis, które zrobiły sobie podczas zakupów. Uśmiechnęła się na to wspomnienie i podeszła do talerza, na którym wcześniej położyła zamrożone surowe steki, które właśnie dzisiaj zamierzała przyrządzić na obiad i do tego dorzucić sałatkę z sosem majonezowym oraz pieczone ziemniaczki. Zapewne od dnia następnego razem z Dianą będą zajmować się gotowaniem, bo oby dwie kochały to robić.
Otworzyła szafkę wyciągając z niej wszystkie potrzebne przyprawy i zaczęła je odkładać na blat w kolejności, którą będzie posypywać mięso.
Odwróciła się raptownie, kiedy usłyszała dźwięk połączenia za sobą. Spostrzegła, że do Diany dzwoni ktoś na skypie. Podeszła bliżej i tylko uniosła do góry brwi, marszcząc przy tym czoło. Styles.
Westchnęła głośno, postanawiając odebrać. W końcu brunetka i tak nie miałaby nic przeciwko.
      - Diana! – chłopak niemalże pisnął, kiedy kamerka się powoli załączała.
      - Nie Diana. Diana śpi. – powiedziała siadając na krześle, które sobie właśnie odsunęła. Uśmiechnęła się do kamerki i pomachała do Harry’ego ręką, który trzymał najwyraźniej laptopa na brzuchu i był jak zwykle roznegliżowany.
      - Alexis. Miło cię widzieć. – powiedział, uśmiechając się, przez co w jego policzkach pojawiły się te przeurocze dołeczki. Blondynka lekko przygryzła wargę na ten widok. Oczywiście za każdym razem pytana przez przyjaciółkę o Hazzę, wykręcała się, że te dołeczki są koszmarne, że on rzyga fluffem na kilometr, ale kiedy go widziała, myślała zupełnie coś innego.
      - Ciebie również, Harry. – uśmiechnęła się puszczając usta.
      - Miałem nadzieję, że porozmawiam z Dianą, bo nie widzieliśmy się wczoraj i tak jakoś, dziwnie było wyjechać bez pożegnania. Ale… Co słychać? – spytał, wciąż patrząc na twarz dziewczyny. Lubił ją, to było widać na każdym kroku.
Kiedy Diana ją poznała i zaczęła mu o niej opowiadać, już wiedział, że będzie lubić tę dziewczynę.
      - Nic, zabierałam się właśnie za obiad, żeby wykorzystać jakoś wolny czas, skoro Diana śpi. Znaczy… - odchrząknęła na chwilę zamyślając – wyrzuciłam ją spać, bo nie spała całą noc, a zaplanowałam nam na dzisiaj zajęcie, więc musi się wyspać. – uśmiechnęła się szeroko już na samą myśl o wieczornym wyjściu na miasto ze swoją przyjaciółką. Dawno nie szła się nigdzie zabawić, bo nie było okazji. A skoro Morris przyjechała, chciała to wykorzystać na tyle, żeby móc spokojnie zaspokoić wszystkie swoje potrzeby bawienia się na następny okres czasu, kiedy brunetka będzie siedzieć w Londynie.
      - Idziecie do klubu?! – uniósł głos do góry Harry robiąc przy tym wielkie oczy. Och, on sam by z chęcią poszedł się zabawić, ale niestety czekała na niego praca.
      - Pomyślałam, ze przyda się jej trochę rozrywki. Mnie zresztą też. Skoro później zobaczymy się dopiero w czerwcu zapewne. – westchnęła ciężko i odgarnęła niesforne blond pasemko, należące do przydługiej grzywki za ucho. – Będzie ci przeszkadzać jak zajmę się obiadem? Ryan i tata wrócą za kilka godzin i Diana może wstanie, a trochę zejdzie mi na smażeniu mięsa. – uśmiechnęła się niewinnie do niego.
      - Czemu mnie tam nie ma? – wykrzywił usta w grymas niezadowolenia. Lubił kuchnię Alexis, miał okazję kilka razy jeść posiłki serwowane przez nią. Ale równie bardzo lubił kuchnię Diany. Ciężko mu się było zdecydować, co smakowało lepiej. – Ale jasne, rób sobie co masz robić, nie mam prawa ci przeszkadzać. – uśmiechnął się do niej lekko.
      - Następnym razem przyjedź z nią czy coś to dostaniesz też jeść, wieczny głodomorze. – zaśmiała się wstając z krzesła.
      - Hej! Ja to nie Niall. To on non stop pochłania niezliczone ilości jedzenia, a nie ja. – oburzył się śledząc mimo wszystko uważnie ruchy dziewczyny. Denerwowało go to, że kamerka się jej zacina, chociaż zapewne była to bardziej wina zanikającego co jakiś czas sygnału z jego strony, bo jechali pewnie przez jakieś pola czy coś.
      - Wy wszyscy jecie dosłownie wszystko. Jak takie świnki. Tylko podstawić wam pod nos jedzenie, a pożrecie wszystko. – powiedziała wciąż się śmiejąc. Oparła się biodrem o szafkę, by być bokiem do laptopa. Zaczęła przyprawiać mięso co chwilę zerkając w stronę kamerki. Dobrze wiedziała, że Harry był chłopakiem, który zdecydowanie lubił dziewczyny i wcale się z tym nie krył. I chociaż był najmłodszy w zespole był chyba najbardziej zdemoralizowany. Zresztą czego można było się spodziewać po nim, skoro przyjaźnił się z Dianą?
      - A co jest złego w tym, że kochamy jedzenie? Co prawda nie tak jak Horan, ale mimo wszystko. – poprawił się na łóżku, siadając wygodniej i ustawił laptopa pod innym kontem. Wyjątkowo był tylko półnagi. Miał na sobie aż bokserki. Tylko dlatego, że kierowca zaczął narzekać, że świeci przyrodzeniem na prawo i lewo. Chłopaki się już przyzwyczaili, więc nic nie mówili na ten temat. Jednak Harry postanowił zrobić przyjemność kierowcy i zakryć tę jedną część ciała, pozostawiając jednak resztę na wierzchu. Ubierze się dopiero wtedy, kiedy będą mieli wysiadać z tourbusa. Nie było jego winą, że zwyczajnie nie lubił do końca chodzić ubrany. Zawsze kiedy miał siedzieć w domu, tam gdzie był jego azyl, w ciuchach, kiedy mógł też pozwolić sobie waletować, wybierał drugą opcję.
Alexis spojrzała w stronę ekranu i uśmiechnęła się szerzej widząc jego nagi tors. Szybko jednak odwróciła wzrok i powróciła do przyprawiania mięsa.
      - Co dobrego zaserwujesz dzisiaj na obiad? – spytał zaciekawiony, przyglądając się dziewczynie, która dokładnie posypywała każdy kawałek mięsa jakimiś przyprawami.
      - Steki z pieczonymi ziemniakami i surówką w sosie majonezowym. – uśmiechnęła się i poczuła nagłe burknięcie w brzuchu. Tak, już była głodna na samą myśl tego, co przygotuje.
      - Och! – jęknął głośno i zrobił smutną minkę. – Zrób więcej i mi przyślij to jakoś. – powiedział wywijając dolną wargę na wierzch, co oznajmiało, że był z tego powodu bardzo niezadowolony. On też chciał zjeść coś tak dobrego na obiad. A zapewne tego dnia skończy się to mrożoną pizzą z mikrofali. Odwrócił głowę w bok słysząc, jak jego przyjaciel się budzi. I w tym momencie zaświeciło mu się światełko w głowie.
Dlaczego Diana nie spała całą noc i dlaczego Louis zaraz po tym, jak wsiedli do gigantycznego autokaru, poszedł spać? Czy to miało coś wspólnego ze sobą? Czy on o czymś nie wiedział, o czymś powinien wiedzieć?
      - Co robisz? – spytał brunet, otwierając oczy.
      - Rozmawiam z Alexis. – odpowiedział i spojrzał na blondynkę, która stała i patrzyła z uwagą w ekran, nasłuchując najwyraźniej tego co się tam dzieje.
      - Diana już jest u niej? – spytał siadając powoli i przeciągnął się mlaskając kilka razy.
      - Jest i śpi. – mruknął Harry marszcząc czoło. Miał nadzieję, że Alexis coś wie i mu powie, bo nie zgadzało mu się coś w tej sytuacji.
      - To dobrze. – Tomlinson wstał i już po chwili nie było go w „sypialni”.
      - Alexis… - zaczął Styles uważnie patrząc w kamerkę. Dziewczyna już wróciła do swojego poprzedniego zajęcia.
      - Hm? – mruknęła kątem oka zerkając w stronę ekranu. Miała cichą nadzieję, że Harry nie zapyta ją o coś, czego powiedzieć mu nie mogła, bo to Diana powinna zrobić.
      - Czy Diana widziała się w nocy z Louisem? – spytał unosząc jedną brew do góry i przymrużył lekko oczy. On natomiast miał nadzieję, że jeśli blondynka coś wie, to się z nim tym podzieli.
      - Ja nic nie wiem na ten temat. Diana mi powiedziała, że po prostu nie mogła spać i całą noc oglądała filmy. – nie wiedziała czy to była prawda, ale później powie o tym brunetce, żeby się nie wkopała. I chociaż Alexis nie przepadała za Louisem z prostych względów zresztą, to nie była w stanie powiedzieć Harry’emu prawdy, bo dobrze wiedziała jak to może się skończyć. Diana niejednokrotnie opowiadała jej, co robi Hazza, kiedy wpada w złość, albo coś mu nie podpasuje. A już nie daj Boże, jak ktoś coś zrobi komuś, na kim zależy zielonookiemu.
      - Na pewno? Wiem, że ona mi nie powie. Ale jak ten pajac jej coś zrobił, to mu łeb urwę. – mruknął niezadowolony. I właśnie dlatego Alexis nie mogła powiedzieć ani słowa, bo gdyby Harry zrobił coś Louisowi, a Diana by się o tym dowiedziała, zabiłaby i ją i Harry’ego. A jak nie zabiłaby, to prawdopodobnie obraziła by się na długo. Już raz była taka sytuacja i Alexis nie chciała tego powielać.
      - Na pewno. Diana nic mi nie mówiła. Gdybym coś wiedziała, to pewnie już bym go sama zabiła. – wzruszyła lekko ramionami, spoglądając na laptopa. Miała to szczęście, że wyuczyła się zostawać obojętna na niektóre sytuacje, nie pokazywać swoich uczuć, przez co mogła doskonale kłamać.
      - Liczę na to, że mnie nie okłamujesz, Alexis. – powiedział, a po niej przeszły dreszcze. Jak zawsze zresztą, kiedy wymawiał jej imię w tak specyficzny sposób. I tylko on to potrafił. – Och, muszę kończyć. Wjeżdżamy w jakieś totalne pola i zaraz padnie mi pewnie zasięg, więc skorzystam z okazji i pójdę zjeść jakąś mrożonkę. – uśmiechnął się niemrawo.
Blondynka od razu odłożyła wszystko i wytarła dłonie w ściereczkę po czym podeszła do laptopa i pochyliła się nad nim ostatni raz przyglądając się twarzy Stylesa.
      - Okej, to do zobaczenia. Mam nadzieję, że podróż wam minie szybko i koncerty pójdą dobrze. – uśmiechnęła się do niego i odgarnęła włosy do tyłu.
      - Dzięki. Dobrej zabawy! I ucałuj ode mnie Dianę. I powiedz, żeby się odezwała, jak będzie mieć chwilę. Postaram się do niej zadzwonić później, może zdążę, zanim wyjdziecie. – zaśmiał się, przyglądając się oczom dziewczyny.
      - Na pewno jej przekażę, miło było cię widzieć. – przygryzła delikatnie wargę i posłała mu jeden ze swoich ładniejszych uśmiechów.
      - Ciebie również, pa! – posłał jej buziaka w powietrzu i poczekał na jej reakcję, którą był jeszcze szerszy uśmiech i delikatne rumieńce na policzkach – przynajmniej tak mu się wydawało. Usłyszał „pa” od Alexis i rozłączył się.
Blondynka cała w skowronkach wróciła do przygotowywania obiadu. Skupiła się na tym całkowicie, w międzyczasie włączając jeszcze muzykę w laptopie, jednak zdecydowanie ciszej, niż przedtem. Śpiewając pod nosem, kompletnie zatraciła się w czasie podczas robienia obiadu.
Nim się spostrzegła, zrobiła się piąta. Jej brat wrócił z pracy i jak zwykle zasiadł przed telewizorem zaraz po tym, jak wziął prysznic i ogarnął się trochę. W tym czasie obiad zdążył już dojść do siebie i właściwie mogła to nazwać wczesną kolacją. Przygotowała wszystko i kolejny mężczyzna wrócił do domu – jej tata.
Zadowolona z siebie zaczęła nakładać jedzenie na półmiski. Była ciekawa, czy Diana jeszcze śpi, czy może już zaczęła się budzić. Przespała cały dzień.
Sprzątnęła ze stołu obydwa laptopy i zaniosła je po cichu na górę. Otworzyła drzwi do pokoju i weszła. Diana dalej spała, ale postanowiła, że jednak ją obudzi. Chciała, żeby dziewczyna zjadła ze wszystkimi.
Odłożyła sprzęty na biurko i zapaliła lampeczki zawieszone nad biurkiem, które dały odrobinę światła na pokój. Usiadła na brzegu łóżka i spojrzała na śpiącą przyjaciółkę.
      - Diana… - wyszeptała dotykając dłonią jej ramienia, delikatnie ją szturchając. – Diaaanaaa  - powiedziała nieco głośniej, przeciągając jej imię. Zauważyła na twarzy brunetki lekki grymas. – Wstawaj, śpiochu, obiad na stole. – uśmiechnęła się pod nosem, nie dając jej spokoju. Usłyszała jęknięcie od dziewczyny i westchnęła głośno. – Wstawaj, leniwcu. No już.
      - Odczep się. – mruknęła dziewczyna i naciągnęła na siebie mocniej kołdrę.
      - Masz piętnaście minut na podniesienie się. Później jesz zimne. – powiedziała blondynka wstając i odciągając lekko kołdrę od brunetki. Wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi i zeszła na dół.
      - Gdzie masz Dianę? – spytał starszy mężczyzna, patrząc na swoją córkę.
      - Wstaje. Spała cały dzień, musiała odespać. Zjemy i zaczniemy się ogarniać, bo wychodzimy dzisiaj. – powiedziała dobrze wiedząc, że jak tylko da brunetce coś do „zabawy”, ta od razu przystanie na propozycję.
      - Dobrze, tylko jak będziecie wracać, bądźcie cicho, bo idziemy z Ryanem rano do pracy. – powiedział ojciec dziewczyny i wrócił do przeglądania prasy, której nie miał kiedy przeczytać dzisiejszego dnia.

~*~

   Nie spodobało mi się to, że Alexis mnie obudziła. Przerwała mi tak piękny sen… Jęknęłam głośno i w końcu odkryłam się, słysząc, że blondynka wyszła z pokoju. Otworzyłam oczy i kilkakrotnie zamrugałam oczami, przyzwyczajając się do bladego światła, jakie dawały lampeczki na ścianie. Powoli usiadłam na łóżku  i ściągnęłam z nadgarstka gumkę, wiążąc luźno włosy w coś, co przypominało pół-kitkę i zwlekłam się z łóżka, od razu zakładając na siebie bluzę, zapinając ją szybko pod samą szyję. Wcisnęłam na stopy różowe, puchowe bambosze i wyczołgałam się z pokoju, nawet nie patrząc na zegarek. Ale skoro miałam zjeść obiad ze wszystkimi, to pewnie było już późno. Przeciągnęłam się i od razu poczułam przyjemny zapach jedzenia. Mój brzuch najwyraźniej też to poczuł, bo usłyszałam głośne burknięcie wydobywające się z jego wnętrza.
Powoli zaczęłam schodzić na dół, mając dłonie wciśnięte w kieszenie dresów.
      - Dzień dobry. – powiedziałam, zaglądając do salonu, w którym siedział tata Alexis. Uśmiechnęłam się do niego ciepło, machając również do brata blondynki.
     - Cześć Diana, mam nadzieję, że się wyspałaś. – usłyszałam od rodzica dziewczyny. Pokiwałam twierdząco głową i rozejrzałam się w poszukiwaniach przyjaciółki.
Ją znalazłam dość szybko – w kuchni. Klapnęłam na odsuniętym krześle i wbiłam w nią spojrzenie.
      - Co chcesz? – zapytała z szerokim uśmiechem, na co ja zamrugałam kilka razy oczami i spojrzałam na ekspres do kawy.
      - Jeszcze jedną? Okej, zrobię ci. Zjemy i idziemy na górę się ogarnąć. – powiedziała, na co ja kompletnie opadłam z sił. Naprawdę nie chciało mi się dzisiaj nigdzie wychodzić. Nieważne, że był czwartek, że można było iść i się bawić.
      - Poważnie? Odpuść. – mruknęłam, patrząc na nią smutnym wzrokiem. Miałam nadzieję, że to podziała. Jednak na marne. Dziewczyna pokręciła przecząco głową, na co ja tylko jęknęłam przeciągle.
      - Wiedziałam, że tak będzie, dlatego mam coś dla ciebie. Podpowiem ci, że bardzo to chciałaś i jak byłaś w Londynie w sklepie, to już tego nie było. – oczy od razu mi się zaświeciły wiedząc, co Alexis ma na myśli.
      - Daj! – powiedziałam, od razu ożywiając się. Zamrugałam kilka razy powiekami i uśmiechnęłam się do niej szeroko. – Pójdę wszędzie. A gdzie idziemy? Mogę iść sobie wybrać ubranie?! – spytałam, prostując się na krześle. Blondynka ryknęła śmiechem. I miałam w nosie, że brzmiałam strasznie śmiesznie, że miała ze mnie ubaw. Chciałam dostać to o czym mówiła dziewczyna. I teraz byłam w stanie iść na całą noc do klubów.
      - The Bridge. Tam się dzisiaj kierujemy. Dostaniesz po obiedzie, jak posprzątamy. – powiedziała, śmiejąc się w dalszym ciągu ze mnie, ale ja sobie z tego naprawdę nic nie robiłam. Oczy mi się tylko cały czas świeciły i byłam tego świadoma. Klasnęłam w dłonie uradowana i chwilę później dostałam kawę, którą zrobiła mi Alexis.
     - Kocham cię. – uśmiechnęłam się szeroko i złapałam za kubek, otulając go dłońmi i unosząc do góry, by zatopić usta w gorącym płynie.
     - Głupia jesteś. Ach i Harry kazał przekazać, że będzie do ciebie później dzwonić, bo zadzwonił na skype, ale odebrałam i powiedziałam, że śpisz. I on coś podejrzewa. – wypuściła z siebie słowotokiem dziewczyna, co ja tylko skomentowałam wzruszeniem ramion.
     - I tak się nie dowie. Chyba, że on sam się zgodzi na to, żeby młody mu obił ryj. Harry powinien się zapisać na jakieś zajęcia i dawać upust swoim złym emocjom, bo jest strasznie narwany. – zaśmiałam się, będąc w o wiele lepszym humorze, niż rano, tuż po przyjeździe. Tak, sen jednak dużo mi pomógł. Jakimś cudem kawa wcale nie była tak gorąca, jak myślałam i wypiłam pół kubka jednym duszkiem, odczuwając niesamowite pragnienie. Odstawiłam kubek na blat i wstałam, podchodząc do dziewczyny, żeby pomóc rozkładać jej talerze na stole.
      - A tobie co? – spytała zdziwiona, patrząc na mnie, kiedy zabrałam jej z rąk naczynia. Wzruszyłam ramionami i rozłożyłam talerze na poszczególnych miejscach. Za każdym razem każdy z nich siedział na swoim miejscu. Ja zawsze siedziałam naprzeciwko Alexis. Poustawiałam talerze i zaczęłam rozkładać serwetki po to, by po chwili zabrać od dziewczyny również sztućce.
      - Zajmij się nakładaniem jedzenia. A ja zaparzę herbatę do obiadu. – powiedziałam zadowolona, rozkładając wszystko tak, jak powinno leżeć i wzięłam się za herbatę. Alexis w tym czasie nałożyła pieczone ziemniaki na półmisek i steki na drugi. Postawiła również na środku surówkę z moim ulubionym sosem. Oblizałam się nieświadomie na widok i zapach naszego obiadu.
Chwilę później do kuchni wpadł Ryan, a za nim przyszedł ich ojciec. Ja postawiłam przed każdym szklankę z brązowym, półprzeźroczystym płynem i usiadłam na swoim miejscu, zacierając dłonie. Poczekałam na swoją kolej, żeby nałożyć sobie ziemniaczki i z radością odpowiadając smacznego, zabrałam się za jedzenie. Pierwszy raz od naprawdę dawna milczałam podczas jedzenia. Tak mnie to pochłonęło, że nie byłam w stanie przestać tego jeść. Dopiero kiedy na moim talerzu zostały pustki, rozejrzałam się po trzech pozostałych osobach, licząc na to, że ktoś mi powie, gdzie zniknęło moje jedzenie. I znowu wszyscy zaczęli się śmiać. Tym razem jednak to mnie zgasiło. Wypiłam do końca kawę i osłodziłam herbatę, biorąc się za picie jej. Nie ruszało mnie nijak łączenie płynów.
      - Dziękuję. – powiedziałam stawiając pustą szklankę na stół. Zaraz za mną Ryan również podziękował, odstawiając pustą szklankę. Alexis i jej tata skończyli równo. Nikt nie siedział przy stole. Każdy wrócił do swoich zajęć, jedynie ja i blondynka zostałyśmy, żeby posprzątać. Musiałam wziąć prysznic, jeśli miałyśmy dzisiaj gdzieś wyjść. Zmywałam szybko naczynia niczym robot, chcąc dostać już swój prezent, którego nie mogłam się doczekać.
      - Skończyłam. – powiedziałam, odstawiając na suszarkę ostatni talerz. Odwróciłam się do dziewczyny i uśmiechnęłam szeroko, wycierając wilgotne dłonie w dresy.
      - To ty pójdziesz się umyć do mnie, a ja skorzystam z łazienki dla gości, tylko zabiorę swoje rzeczy. I pomożesz mi coś wybrać na dzisiaj.
      - Okej! – znów klasnęłam w łapki szczęśliwa i już mnie nie było. Poleciałam na górę i od razu wpadłam do pokoju dziewczyny, zapalając duże światło i dopadłam jej szafę. Uwielbiałam jej ubrania, ciekawe czemu w sumie, skoro sama jej je wybierałam.
Muszę się przyznać, że Alexis kiedyś nazwała mnie swoja stylistką. Mnie to jak najbardziej odpowiada, bo kocham to robić. Nim się poznałyśmy, blondynka sama przyznała, że było jej wszystko jedno, w czym chodzi i jak wygląda. Niestety ja zrobiłam jej pranie mózgu. A wtedy też przyjechała do mnie i wróciła z drugą walizką ubrań do domu. Zdenerwowała się i poszłyśmy na zakupy. Kazała mi nie patrzeć na koszty, tylko wybrać jej takie ubrania, w których wyglądałaby naprawdę dobrze. Dlatego jej szafa była wypchana samymi najlepszymi ciuchami, skromnie mówiąc. I to wcale nie za kosmiczne sumy.
Westchnęłam głośno odnajdując sukienkę, na którą w końcu przyszła pora, a która jeszcze nie widziała światła dziennego. Krótki, czarny kombinezon z dekoltem w kształcie nieco mocniej i bardziej na okrągło wyciętego serca, do którego przyszyty był szyfon, który przy końcu dekoltu lekko się marszczył. Na górze ozdobiony był jakimiś świecącymi kamyczkami. Kombinezon był wiązany na szyi i całe plecy miał wycięte. Kiedy tylko go zobaczyłam, od razu się w nim zakochałam. Tak samo jak Alexis zresztą. Dodałam do tego zwykłą czarną marynarkę i dorwałam się do części mebla, w której znajdowały się buty. Wybrałam wysokie czarne szpilki na dużej platformie
C i wszystko położyłam jej na łóżku.
      - I do tego załóż te długie kolczyki ode mnie. -  uśmiechnęłam się szeroko i podeszłam do swojej walizki, skąd wyciągnęłam krótki top, który przypominał nieco gorset na szerokich ramiączkach z wyciętymi bokami, które zasłonięte były czarnym, cienkim szyfonem, szorty z kolekcji Rihanny i ulubioną, krótką ramoneskę, sięgającą również pasa. Mój mózg w tym momencie produkował się na tak szybkich obrotach, że nie musiałam się długo zastanawiać nad butami i dodatkami. Klasyczne czarne szpilki ze złotym czubkiem, kolczyki w kształcie złotych, dużych i długich krzyży i odwróciłam się, trzymając wszystko przy sobie w stronę dziewczyny, która stała w drzwiach i patrzyła na mnie, kiedy ja przechodziłam po pokoju jak burza. Raz w prawo, raz w lewo. Czekałam grzecznie na swój prezent.
      - Jesteś pojebana. – powiedziała, kręcąc głową i podeszła do komody, skąd wyciągnęła torebeczkę z jednego z naszych ulubionych sklepów – River Island. Wyciągnęłam z torebki złoty, cienki półksiężyc na czarnym, grubym, skręconym sznurku
D. Pisnęłam cicho i rzuciłam się dziewczynie na szyję ucieszona.
      - Dziękuję, dziękuję, dziękuję! – pisnęłam jej do ucha, na co zostałam siłą odepchnięta.
      - A teraz spadaj pod prysznic. Masz ręczniki? – powiedziała, śmiejąc się z mojej reakcji na prezent. Pokręciłam przecząco głową i podreptałam za dziewczyną do pomieszczenia, w którym od razu położyłam na wierzchu mój prezent. Idealne zwieńczenie dzisiejszego stroju. Wróciłam się do pokoju po czystą bieliznę, kosmetyczkę i przygotowane ubranie.
      - Ach, A. Nie zakładaj przypadkiem stanika pod tą sukienkę, bo wszystko się popsuje. I nie martw się, ja też nie zakładam. – puściłam jej oczko, odkładając wszystkie drobne rzeczy na blat obok umywalki, a ubrania położyłam na muszli klozetowej, którą uprzednio zamknęłam.
      - Wiem. Tu masz ręcznik i szykuj się. Za maksymalnie dwie godziny wychodzimy. Suszarka jest jak zawsze w szafce. Miłego mycia się. – powiedziała, zabierając swój ręcznik i żel wraz z gąbką i wyszła zamykając za sobą drzwi i zostawiając mnie sam na sam ze sobą. Rozebrałam się i szybko wskoczyłam do kabiny, biorąc najpierw ulubioną myjkę i żel oraz szampon, które ze sobą przywiozłam. Miałam zamiar pachnieć orchideą i jagodami. Zresztą jak zawsze. Odkręciłam ciepłą wodę i pozwoliłam, by kropelki tego płynu zaczęły spływać po moim ciele. Nie wiem, ile czasu siedziałam pod prysznicem, ale jakiś czas później wytarta już w kremowy, puchowy ręcznik wcierałam w siebie balsam z tego samego zestawu, z którego pochodził żel. Spoglądając w lusterko, co chwilę uśmiechałam się pod nosem. Czułam jakąś dziwną energię w sobie. Może to przez to, że się wyspałam, może przez kawę, może przez pyszny obiad albo prezent, ale właśnie poczułam nieodpartą chęć wyjścia do ludzi i zabawienia się. Wszystko robiłam machinalnie. Kiedy tylko balsam wchłonął się w moją skórę, założyłam na siebie ubranie i zaczęłam robić sobie makijaż. Postawiłam na klasyczne kreski na górnej powiece i mocno wytuszowane rzęsy. Na policzki nałożyłam nieco bronzera, by wzmocnić odrobinę efekt odstających kości policzkowych i na usta nałożyłam mocno czerwona szminkę.
Jeden zero dla mnie, że wczoraj pomalowałam paznokcie na srebrny, metaliczny kolor, w których mogłam się przejrzeć. Rozpuściłam w końcu włosy i zaczęłam je rozczesywać, po czym uruchomiłam suszarkę, przy okazji lekko je podkręcając i układając, żeby nie bawić się w nic bardziej skomplikowanego. Czułam się ładnie i pewnie siebie. Kiedy włosy były już suche, założyłam dodatki i spryskałam się ulubionymi, mocnymi perfumami, które dostałam od Harry’ego na gwiazdkę. Calvin Klein – Euphoria. Jeden z kilku zapachów, które mnie idealnie opisywały. Zostawiłam wszystko w łazience i wyszłam z niej, trafiając na Alexis, która na ślepo podpinała z tyłu włosy. Wyglądała cudownie w tym stroju. Makijaż również miała genialny, zrobiła sobie delikatny smoky-eye, a na ustach miała malinową szminkę.
      - Jesteśmy zajebiste. – powiedziałam, nie mogąc się powstrzymać. Pomogłam jej wpiąć wsuwki we włosy, które podtrzymywały zrobionego lekko niechlujnie koka, który dodawał uroku jej wyglądowi.
Spakowałyśmy do małych torebek najpotrzebniejsze rzeczy i mogłyśmy wychodzić. Okazało się, że dochodzi już dwudziesta pierwsza. A chociaż nie był to jeszcze weekend, było wiadome, że w The Bridge impreza, pomimo wczesnej godziny, już się rozkręca. Założyłyśmy buty na nogi, oraz kurtki i spojrzałyśmy w lustro zadowolone. Alexis oznajmiła mi, że wezwała taksówkę na dziewiątą, więc akurat zdążyłyśmy zejść na dół, kiedy nasz pojazd zatrzymał się pod czerwonymi drzwiami.
      - Wychodzimy! – powiedziała głośno blondynka, kiedy byłyśmy już przy drzwiach. I nie czekając na odpowiedź, zamknęła za sobą i wsiadła za mną do taksówki.
      - Dokąd? – zapytał taksówkarz, spoglądając na nas w lusterku.
      - Hythe Bridge Street, poprosimy. Pod klub The Bridge. – powiedziałam, wyciągając z torebki telefon, by pstryknąć nam fotkę i dodać ją na twittera. Tak, byłam uzależniona w pewnym sensie i tak, chciałam pokazać, że mimo wszelakich rozterek sercowych umiem wyglądać wspaniale i dobrze się bawić. Nie napisałam gdzie jedziemy, ale że zamierzamy dobrze się bawić. Uśmiechnęłam się do blondynki, chowając telefon i wystawiłam rękę do niej, chcąc zrobić tak zwanego „żółwika
. Oxfordzie! Nadchodzimy.



__________________________
1;2 Są to teksty, z mojego prywatnego bloga, nieco przerobione na potrzeby tego opowiadania.

A pic.
B pic.
C pic.
D pic.

5 comments:

  1. Dotarłam do końca. Trochę ponarzekałam i byłam przerażona tym, że nie widzę końca, ale w końcu przeczytałam ostatnie słowo "Nadchodzimy". Szczerze? Owszem, jestem miłośniczką długich rozdziałów, ale jedenaście stron w Wordzie to chyba nawet na mnie za dużo. I to nie dlatego, że się nudziłam podczas czytania. To dlatego, że mam natłok myśli w głowie i nie wiem, na którą się bliżej rozwodzić. Poza tym, ja za godzinę, góra dwie powinnam leżeć w łóżku ze słuchawkami, a więc pora na czytanie przy końcówce mojego dnia to nie najlepsze rozwiązanie.

    Nie lubię Louisa. Albo inaczej. Ten człowiek działa mi na nerwy. Cytuję mojego sms'a, za którego się na mnie obraziłaś: "Zero w nim mężczyzny. Baba w ciąży. Kup mu ogórki kiszone i śledzia, może to mu dobrze zrobi". Jestem pełna podziwu dla Harry'ego i Alexis, że nic dotąd z tym nie zrobili i mają cierpliwość do jego pogrywania. Ja wiem, że mu również jest ciężko, że nie tylko Diana jest w trudnej sytuacji, ale do jasnej cholipki, Louis Tomlinson jest mężczyzną, to po pierwsze. Po drugie, czy to zabawa, czy też nie, nie podoba mi się sprawdzanie siebie, gdzie przy tym traci Morris na nerwach. Niech jej chociaż w takim razie leki zafunduje, do sanatorium wyśle, jeżeli rzeczywiście ma ze sobą problem i nie potrafi się określić.
    Mówiłam, że będę na niego marudziła, to pomarudziłam.

    Znowu się śmiałam w najmniej odpowiednich momentach, które wymagały powagi, współczucia, smutku. Oczy mi się zaszkliły zaś w momencie, gdzie normalnie rozpierałaby mnie radość i na ustach malował się szeroki uśmiech. Tak, to ja - zawsze wpasowująca się w sytuację.

    Tak czy siak, mam cichą nadzieję, że Diana odpocznie i będzie miała okazję do zregenerowania sił, odsunięcia na bok postaci Louisa i zajęcia myśli czymś znaczniej przyjemniejszym i zapewniającym mniej trosk. Jestem naiwna, bo przecież on jej spokoju nie da. Dalej będzie próbował, sprawdzał, myślał, a i tak nie da to żadnego efektu, zanim nie urodzi, to znaczy, nie zmądrzeje. Pokładam nadzieje w Alexis lub Hazzie - zaprogramujcie TommoBota jeszcze raz.

    Od spraw technicznych. Brakowało mi przecinków w niektórych miejscach, wyłapałam dokładnie jedną literówkę i zmieniłabym to zdanie: z "Czułam się ładnie i pewnie siebie" na "Czułam się ładna i pewna siebie".

    Dostałam to, na co tak długo czekałam. Ale nie jestem zaspokojona, chcę już piąty rozdział, więc... Siadaj do jego produkcji. I pobijaj rekordy w długościach rozdziałów. Tylko dawaj mi je do przeczytania w odpowiedniejszych porach.
    Ściskam, Liv.

    ReplyDelete
  2. Polać tej na górze, bo też Lucka nie znoszę. Alleluja! Myślałam, że tylko ja mam nierówno i uważam tego człowieka za bezdusznego, infantylnego kretyna, który myśli, że wszystko może być tak, jak jemu się w głowie roi. Ej i bez fochów. Każdy ma prawo do własnej opinii na temat bohaterów (przypominam, że ja na początku sama swojej Nataszy nie lubiłam, a co dopiero ktokolwiek inny). No ale nieważne. Też się zastanawiam, czemu go jeszcze nikt nie pobił, ale doooobra, milczę ;x
    I tak prawdę powiedziawszy, mój komentarz będzie krótki, bo wolę sobie moje pytania pozostawić dla siebie, bo jeszcze się za bardzo wściekniesz i przestaniesz pisać, czy co xD więc napiszę tylko tyle, że też mam naprawdę wielką ochotę na kolejny rozdział. Aha, a co do tego przeskoczenia z jednego miesiąca na drugi, to jestem za, bo chcę, żeby w końcu coś się zaczęło dziać, wyjaśniać, bo teraz to taka stagnacja. Nie wiem do końca, jak to wyjaśnić, bo nie mam na myśli, że nudne. Po prostu... Znasz mnie. Ja wszystko widzę po swojemu, nie? Dlatego nie nadaję się na to, by z kimś pisać. Bo bym się wiecznie wykłócała, a przecież nie o to chodzi.
    I przez ciebie mam ochotę na steki, a u babci dostanę tylko kaszę z mięsem z kurczaka w sosie koperkowym i z dodatkiem kości ;x Elo.
    I poczułam się zazgonowana, że przez inną tematykę mojego bloga, w linkach mnie nie ma :( Idę się stłamsić.

    ReplyDelete
  3. Och sama z chęcią poszłabym na imprezę z dziewczynami!
    Zastanawia mnie, czemu tak właściwie on nie poszedł za Dianą.
    Czemu ona udaje, że jest wszytko ok..
    Byłam na miejscu Lou, wybierałam i sprawdzałam swoje uczucia. To co czuje Diana, przeraziło mnie i dało do myślenia. Czemu ona ucieka.. Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej.
    Czekam z niecierpliwością! Chce więcej!

    ReplyDelete
  4. Dopiero teraz przeczytalam rozdzial, bo nie mialam w ogole czasu :C Post jak zwykle swietny :)) Chcialabym umiec pisac tak jak ty... Ahh, te moje marzenia...
    Postepowanie Lou jest troche dziwne... Nie wiem po co caluje Diane jak nie jest pewny swoich uczuc i tylko robi jej nadzieje... Dobrze, ze przy Dianie jest teraz Alexis :)) Czekam na nastepne + ciekawa jestem czy Diana pozna kogos fajnego w klubie :))
    -@andzelikaab

    ReplyDelete
  5. Przyznam, faktycznie tego dużo! Ale jakoś łatwo mi poszło. Może dzięki temu, że masz bardzo przyjemny, lekki styl. Mam tylko ten problem, że nie umiem szybko czytać na komputerze, oczy mnie bolą, więc spokojnie pomalutku sobie czytałam.

    I muszę przyznać, że ten rozdział podobał mi się najbardziej ze wszystkich. Nie wiem właściwie dlaczego, przecież chłopców było mało i w ogóle. Po prostu... Może przez te trzy poprzednie rozdziały zdążyłam się wystarczająco wczuć? W każdym razie, masz mnie!

    Kocham Cię za te 'wstawki'. Wzruszyły mnie. Pierwsza spowodowała, że oczy zaszły mi łzami, a na drugiej wybuchłam. Znam powód, czuję się podobnie. Ujęłaś w słowa moje uczucia, które dzisiaj z resztą wezbrały i mi się przypomniały po moich siedmiu kolejkach Finlandii. Dziękuję, dobrze, że sobie wyleciały.

    Ostrzegałaś mnie przed błędami, ale nie widziałam tu żadnych albo po prostu nie zauważyłam. Nie raziło mnie nic w oczy, więc spoczko.

    Teraz czekam na jutro i piąteczkę!

    PS *GODZINA 22:29*
    Hahaha właśnie zobaczyłam Twój tweet i zdałam sobie sprawę, że napisałam komentarz i go nie opublikowałam :o Przeczytałam, poszłam pisać, ale przycisku to wcisnąć już nie łaska... Więc wciskam i jeszcze raz dziękuję, za przyjemną lekturę! Oby tak dalej :)

    ReplyDelete