Każdy ma jakieś swoje zainteresowania. Moim
zainteresowaniem był mój pokój. Od tygodnia.
Nie wychodziłam z niego, jeśli nie musiałam skorzystać z toalety, bądź lodówki. Już nie mówiąc nawet o opuszczaniu go o wiele dalej. Namotałam. Strasznie namotałam i tym razem przed tym uciekłam, zamiast stawić temu czoło.
Codziennie przyglądałam się tym beżowym ścianom, ciemnym komodom w nowoczesnym stylu i wielkiemu łóżku, na którym spędzałam naprawdę mnóstwo czasu w przeciągu ostatnich stu sześćdziesięciu ośmiu godzin. Powinnam jednak zacząć od początku i wyjaśnić dlaczego siedzę w pokoju i się z niego nie ruszam ani nie mam zamiaru. Otóż, większość osób na pewno kojarzy One Direction, prawda?
Więc (tak wiem, zdania nie zaczyna się od więc) miałam szczęście poznać ich dawno temu na castingu do x-factora. To takie przeciętne, prawda? Jakaś tam dziewczyna spotyka kogoś tam, kiedyś tam i woohoo! Zaprzyjaźniają się. Osobiście nie występowałam tam, ale byłam wsparciem dla mojego przyjaciela, który przeszedł dalej.
Przeszedł dalej i doszedł do czegoś, ale nie zostawił przyjaciół tak jak większość… W ciągu dalszym jest i będzie przyjacielem. Najlepszym pod słońcem właściwie.
I on był początkiem wszystkiego, co dalej się działo. Dzięki niemu poznałam resztę chłopaków. I stało się: zostałam przyjaciółką ich wszystkich. Diana, istotka ludzka, do której można zawsze przyjść z problemami, z pytaniami i całą resztą spraw. Jestem typem człowieka, który nie potrafi odmówić pomocy i zawsze, kiedy tylko mogę – czy to środek dnia czy nocy – pomagam. Powinnam się nauczyć jakoś to ograniczać, bo nie zawsze powinnam reagować właśnie w taki sposób.
Zresztą, wracając do historii… Na początku było naprawdę wspaniale. Zresztą cały czas tak było.
Do momentu, kiedy zdałam sobie sprawę, że jeden z tej całej piątki wariatów, którymi byli bez dwóch zdań i właśnie za to ich kocham, nie jest mi obojętny. Nie jest dla mnie tylko przyjacielem. Ale to zabawne, bo w ciągu dalszym jest przyjacielem. Albo był.
Sama nie wiem, jak to teraz nazwać. Nabałaganiłam i boję się z nim spotkać.
Ponadto, nie odbieram telefonów od tygodnia. Od żadnego z nich. Znaczy, on się do mnie nie odezwał od momentu, kiedy moje uczucia wzięły górę i język mi się „trochę” rozplątał. Trochę za bardzo. Zresztą, nie dziwię się. Po takiej ilości alkoholu, to już nie miało szans, żebym siedziała cicho…
- Diana, masz gościa. – Usłyszałam od rodzicielki, która uchyliła drzwi do mojego pokoju. Uniosłam jedynie brew do góry, spoglądając na nią. Nie żeby co, ale chyba dałam do zrozumienia wszystkim, że chcę siedzieć sama. Aż się podirytowałam. Boże, czuję się spalona w jego oczach i prawdopodobnie będę go unikać do usranej śmierci. Żadna siła nie zmusi mnie do stanięcia z nim twarzą w twarz.
- Nie mam ochoty na gości. – Mruknęłam mocniej naciągając na siebie kołdrę. Miałam na sobie jego koszulkę, którą któregoś razu zwędziłam pod pretekstem: oblałam się i nie mam w czym spać, byłeś najbliżej… I cienkie szorty do kolan w jakieś kijowe, hawajskie kwiatki. I gdyby ściągnięto ze mnie te ubrania, siedziałabym taka, jaką pan Bóg mnie stworzył. Od góry do dołu całkowicie naturalna, bez grama makijażu czy jakichś dziwnych udoskonaleń.
- Nawet na mnie? – Usłyszałam zza mamy i tylko ciężko westchnęłam, pokazując gestem ręki, żeby wszedł do środka. To była ostatnia osoba, z którą zamierzałam się sprzeczać o takie głupoty.
- Po co przyszedłeś? – Spytałam, zerkając kątem oka na chłopaka, który znalazł się w moim pokoju, a który stał się moim jedynym azylem i miejscem, w którym czuję się bezpieczna. Drzwi zamknęły się z cichym stuknięciem. Zamknęłam laptopa i wyciągnęłam z uszu słuchawki. Co prawda nie musiałam nic ukrywać przed Harrym, bo znał mnie na wylot, ale z drugiej strony, po co się bardziej pogrążać?
- Nie dajesz znaku życia od tygodnia, odrzucasz wszystkie połączenia, albo ich wcale nie odbierasz. Wiesz ile masz wiadomości na skrzynce? A ile smsów? Dziewczyno, co ty odwalasz?! – Spytał lekko uniesionym głosem i rzucił się na moje łóżko, prawie miażdżąc mi piszczele.
- Odpoczywam, nie żyję, zaginęłam, nie istnieję, co wolisz. – Mruknęłam, wyciągając z grymasem na twarzy nogi spod niego. Zgięłam je i podciągnęłam kolana pod brodę. Wyjątkowo nie pasowała mi jego obecność.
- Przestań bredzić. Ubieraj się i idziemy na miasto. Nie możesz tu ciągle siedzieć. Jeśli chodzi o to co powiedziałaś, to nikt już o tym nie pamięta. – Och, dziękuję. Właśnie mnie zgasiłeś, Harry. Westchnęłam ciężko i jakimś cudem wyciągnęłam spod niego kołdrę i cała się za nią schowałam, w geście mówiącym, że nie koniecznie coś takiego chciałam usłyszeć. Zresztą, zapewne i tak chciał mnie tylko pocieszyć.
- Dzięki, ale nie. – Prawie warknęłam, czując, że moje oczy zaczynają zachodzić łzami. Mało przyjemnie. Bardzo mało przyjemnie.
- Och, Diana. Mam na myśli to, że nikt nie ma ci nic za złe. Hej… - I nim się zorientowałam, siedziałam wklejona w bruneta, starając się nie rozkleić.
- Niepotrzebnie przyszedłeś, bo nie zamierzam się stąd ruszać jeszcze jakiś czas. Nie chcę. Zgniję tu za własną głupotę. A wam wszystkim na pewno się nie pokażę na oczy. – Wymamrotałam w jego koszulkę lekko łamiącym się głosem. W odpowiedzi poczułam tylko, jak mocniej mnie obejmuje.
- Powinnaś się leczyć, wiesz? Nikt ci nigdy nie powiedział, że uczucia to nic złego? Każdy kiedyś znajduje jakąś osobę, którą obdarza uczuciem. I nie każdy ma odwagę się do tego przyznać. Powinnaś czuć się naprawdę dumna z tego, że nie jesteś tchórzem.
- Harry, to co mówisz jest głupie, wiesz? Zauważyłeś, że ostatnio zbyt wiele czasu z nim spędzałam? I cudem powstrzymywałam się przed zrobieniem wielu rzeczy. Traktował mnie… jak zwykłą przyjaciółkę. A ja głupia się w nim zakochałam, wiedząc, że on szaleje za inną. Tylko idiotka mogłaby coś takiego zrobić. I jeszcze większa idiotka mogła mu to wypalić prosto w twarz.
- Za przeproszeniem, przestań pierdolić. Tchórzysz teraz. Nic nie poradzisz na to, że się zakochałaś. Ani na to, że się do tego przyznałaś. Nie będziesz wiecznie uciekać, a ja ci gwarantuję, że jeśli się nie ogarniesz, my to zrobimy za ciebie. Wparujemy ci tutaj wszyscy i będziesz musiała stanąć z nami twarzą w twarz. Z nim też. Nawet jeśli będziesz siedzieć w brudnym dresie czy samym ręczniku. Zbieraj się. Zabieram cię stąd na jakiś czas, bo nie możesz siedzieć, słuchać smętnych piosenek w naszym wykonaniu i gapić się na jego zdjęcia. To nic nie zmieni. A jeśli mam być szczery, to jeśli ci zależy – walcz. Czasami szczęściu trzeba pomóc. – Powiedział brunet i odsunął się ode mnie. Patrzyłam na niego jak wstawał i ścierałam ręką małe łzy. Podszedł do mojej szafy, by ją otworzyć i wyciągnął szarą koszulkę, czarne rurki i rzucił mi to na łóżko. – Ubieraj się. I radzę ci to zrobić samej, bo jeśli odmówisz, ubiorę cię łącznie z makijażem albo bez. Albo zwyczajnie zabiorę cię tak, jak siedzisz. Przypominam, że mam nad tobą przewagę. Masz jakieś dwadzieścia minut na ogarnięcie się. A ja pójdę w tym czasie do twojej mamy do kuchni po coś do picia. Czekam tam na ciebie. – Skwitował i już go nie było. Czy miałam szanse na jakąkolwiek walkę z Harrym? Odpowiedź była prosta: nie. Zrezygnowana wyplątałam nogi z kołdry i wstałam, wyciągając z jednej z szuflad czystą bieliznę i zaczęłam się niechętnie ubierać. Nie fatygowałam się nawet za bardzo w makijaże. Tyle o ile zrobiłam delikatne kreski eyelinerem i lekko przeciągnęłam tuszem po rzęsach. Dodałam trochę bronzera na policzki i pomadkę ochronną na usta w ulubionym, truskawkowym smaku. Włosy splotłam w warkocz i założyłam na gołe stopy białe tenisówki. Zabrałam z szafki nocnej telefon i wrzuciłam go do torby, po czym wyszłam z pokoju, zamykając niemalże z trzaskiem drzwi. Nie, w ciągu dalszym nie pasowało mi to, że mam wyjść z domu i iść gdzieś z chłopakiem. Powinnam zacząć się bać tego, gdzie on chce mnie zaciągnąć. W końcu kto wie, co mu siedzi w tej zakręconej główce.
- Możemy iść. – Mruknęłam, pojawiając się w drzwiach kuchni. Styles od razu uśmiechnął się szeroko, a ja miałam ochotę przywalić sobie głową w ścianę. – Rusz się, zanim się rozmyślę. – Rzuciłam zmierzając ku holowi.
- Dziękuję za herbatę i miło było z panią porozmawiać. – Usłyszałam, jak Harry mówi do mojej matki. Chwilę później zabierał z wieszaka swoją marynarkę i zakładał buty. Następnie złapał mnie za rękę i wyciągnął z mieszkania.
- Dowiem się chociaż gdzie idziemy? – Spytałam, już żałując, że nie wzięłam okularów przeciwsłonecznych. Przy nich zawsze były przydatne, nawet jeśli padał deszcz. Nikt przynajmniej nie pisał czy mówił, że coś jest nie tak, bo coś tam. Nie znoszę plotek. A tym bardziej będąc ich częścią.
- W swoim czasie. A teraz chodź i ciesz się ładną pogodą i wspaniałym towarzystwem. – I to chyba tyle z tego, co ja miałam do powiedzenia w tym temacie. Bardzo przyjemnie, prawda? Harry zawsze wiedział jak mnie „uszczęśliwić”. Jęknęłam zrezygnowana i pozwoliłam mu się prowadzić.
Jakiś czas później dotarliśmy do jednej z moich ulubionych knajp w Londynie. Nie dość, że mieli pyszne jedzenie, to jeszcze cenili sobie klientów, dlatego zawsze można było liczyć na dyskrecję w tym miejscu.
Nie musiałam wchodzić do środka, żeby się domyślić, co mnie tam czeka. Sam Harry miałby w nosie, ile nam zdjęć zrobią. Oni musieli tam być, wszyscy. Kilkadziesiąt sekund później okazało się, że miałam rację.
- Harry, jesteś mistrzem. – Usłyszałam od Nialla, który uśmiechnął się w moja stronę szeroko. Moja jedna brew podskoczyła do góry, a na ustach pojawił się grymas. Od razu znalazłam w całym towarzystwie jego. Ale dość szybko zmieniłam kierunek patrzenia.
- Wiem. Mówiłem, że mam dar przekonywania. – Wyszczerzył się brunet, a ja na niego spojrzałam niezadowolona.
- I kłamania – dodałam z zaciętością. – Zaraz wracam. – Powiedziałam odwracając się i nim ktokolwiek się zorientował, odeszłam od nich, podchodząc do baru. – Poproszę najmocniejszego drinka jakiego macie. – Skwitowałam, siadając na krzesełku barowym w oczekiwaniu na swój trunek.
- Dowód poproszę. – Mruknął kelner. Przewróciłam oczami, na koniec patrząc na niego z politowaniem. Wyciągnęłam z portfela kawałek plastiku i podałam mężczyźnie. Byłam o dwa lata starsza od Harry’ego. Za cztery miesiące miałam kończyć dwadzieścia jeden lat. Otrzymałam z powrotem swoje ID, chowając je na miejsce i wyciągnęłam banknot, kładąc go na ladzie. Chwilę później otrzymałam swoje zamówienie. Nawet nie ruszyłam się z miejsca. Czułam tylko, że cała piątka się na mnie patrzy. Wyciągnęłam słomkę z szklaneczki i uniosłam ją do góry, wypijając wszystko jednym duszkiem. Jak mam z nimi teraz siedzieć, potrzebuję pomocy.
- Dzięki. – Mruknęłam, odstawiając pustą szklaneczkę na blat, po czym zeskoczyłam z krzesełka, zostawiając nieco zdziwionego barmana samego. Oblizując usta podeszłam do nich. – Możecie się przestać tak gapić? – Zwróciłam im uwagę, kiedy nie przestawali wytrzeszczać na mnie oczu.
- Taaa… - Mruknął Harry pod nosem, a ja tylko posłałam mu mordercze spojrzenie.
- Lepiej milcz i się więcej do mnie dzisiaj nie odzywaj. – Rzuciłam siadając obok Zayna, który siedział obok Louisa. – Dowiem się o co chodzi i po jasna cholerę wyciągnęliście mnie z domu? – Coś czułam, że to popołudnie wyjątkowo się będzie przeciągać i wyjdę stąd zalana i wnerwiona i tym razem ucieknę gdzieś dalej, niż tylko do swojego pokoju.
- To ty nam powiedz, co to miało być to przed chwilą. – Skwitował Louis, lustrując mnie dokładnie. I zaraz zacznie się cała seria pytań. Normalnie by pewnie wszyscy się śmiali, ale coś zdecydowanie było nie tak, bo siedzieli tak, jakby połknęli deski. Każdy po co najmniej jednej. I było cicho, jak na nich – za cicho. To się nie trzymało kupy. To nie pasowało do tych ludzi.
- Drink. Chciało mi się pić, to kupiłam sobie drinka i go wypiłam, co mogliście zobaczyć, bo bezczelnie się gapiliście. – Dobrze wiedziałam, że jestem nieprzyjemna, ale zupełnie się tym teraz nie przejmowałam, bo należało się im. A najbardziej Harry’emu. Głupia ja, że nie pomyślałam od razu, co on zamierza zrobić. Inaczej by się dobijał telefonem, a skoro już zaszczycił mnie swoją obecnością, musiał w tym być jakiś haczyk.
- Wyluzuj. – Usłyszałam od Liama, który bacznie mi się przyglądał. Czułam się jak jakiś obiekt do badań.
- Z chęcią wrócę do domu. – Odpowiedziałam, podnosząc się z miejsca. Poczułam na nadgarstku silny uścisk Zayna. Po chwili siedziałam już na swoim miejscu.
- Przestań odpierdalać. Nie po to cię tu ściągnęliśmy, żebyś się zachowywała tak, jakby stado os ugryzło cię w dupę. – Wywróciłam oczami. Jakoś Malik mnie nie pocieszył tymi słowami. Zresztą też mi nowość. On nigdy tego nie robił.
- Więc? – Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, a następnie przeniosłam go na resztę, skutecznie omijając tego jednego.
- Chcieliśmy, żebyś do nas dołączyła na czas naszej trasy. – Odpowiedział Liam, a ja wyśmiałam go prosto w twarz. Dosłownie. No chyba w tym momencie sobie robili żarty.
- Jaja sobie ze mnie robicie, prawda? – Spytałam po dłuższej chwili. – Sorry, ale to ja po to odsuwam się, nie odbieram waszych żadnych telefonów, mam was za przeproszeniem głęboko w dupie, a wy wyskakujecie z czymś takim? Naprawdę jesteście posrani do granic możliwości. – Powiedziałam, nie wierząc w to, że właśnie zrobili coś takiego. – Chciałam zauważyć, że ja nie tylko jestem od tego, żeby wysłuchiwać waszych problemów pod tytułem „jakaś laska mnie zaczepiła i pocałowała” czy „co mam zrobić, bo mi się podoba ta i ta laska, a nie wiem, jak teraz na mnie zareaguje”. Czy cokolwiek innego. Czy, do jasnej cholery, któryś z was zauważył, że ja też mam problemy? Mam dość. I nie dzwońcie do mnie. – Wstałam i zwyczajnie skierowałam się w stronę wyjścia, nie czekając na odpowiedź żadnego z nich. Zdenerwowałam się. I czułam pieczenie w oczach, a to oznaczało jedynie moją wielką chęć rozpłakania się. Ale w tym momencie nie bardzo miałam na kogo liczyć, bo im zapewne chodziło tylko o to, żeby mieć swojego „spowiednika” pod nosem. I w tym momencie trafił mnie szlag. Miałam ochotę ukręcić łeb Harry’emu. Za to, że w ogóle mnie tu przyprowadził, chociaż doskonale wiedział, że nie miałam zamiaru z nimi się widzieć i za to, że jest. Nigdy nie sądziłam, że obecność któregoś z nich może tak skutecznie doprowadzić mnie do irytacji.
Wyszłam na zewnątrz i zatrzymałam się, by w myślach policzyć do dziesięciu, zanim wybuchnę na środku ulicy płaczem. Chwilę później ruszyłam, zamierzając iść gdzieś, gdzie mnie nie będzie nikt szukać.
- Diana, stój! – Usłyszałam za swoimi plecami. Cudownie, jeszcze tego mi trzeba było. Jak nic przypłacę ten dzień kolejnym zalewaniem się łzami, użalaniem się nad sobą i stwierdzaniem jaki ten świat jest niesprawiedliwy i do bani.
- Jeszcze ciebie mi brakowało do pełni szczęścia. – Warknęłam, zatrzymując się i lustrując go od góry do dołu. Poczułam, jak moje wnętrzności wykręcają się w tysiąc różnych stron. I wszystko podeszło mi nagle do gardła.
- Nie dałaś nam skończyć mówić. Wróć i porozmawiaj z nami jak człowiek.
- Nie mam zamiaru. Nie po to was wszystkich ignorowałam, żeby taki Harry przyszedł i na nowo wszystko popsuł. Potrzebuję odpoczynku. Za dużo się dzieje. To jest ponad moje siły i jak tak dalej pójdzie, to ja wysiądę. – Opuściłam głowę w dół i odetchnęłam ciężko. Trudno mi było z nim stać twarzą w twarz i normalnie rozmawiać po moich ostatnich miłosnych wyznaniach. Poczułam, jak jego ręka ląduje na moim podbródku i unosi go do góry. I nagle efekt „jest mi niedobrze” zmienił się w te powszechnie znane motylki w dole brzucha i serce nagle przyspieszyło. Zostałam zmuszona spojrzeć mu w oczy. W te cholernie magiczne oczy i przeszło mi właśnie przez myśl, że chciałabym go pocałować. I chociaż w zakładach całowałam się praktycznie z każdym z nich, tu nie chodziło teraz o zabawę. Chciałam go pocałować tak, jak naprawdę całuje się dziewczyna z chłopakiem. Czerpiąc z tej krótkiej chwili jak najwięcej.
- Przestań. To nic ci nie da. Miałem nadzieję, że Harry wszystko ci wytłumaczy. Dla mnie to też nie jest łatwa sytuacja. Ale nie chcę cię tracić. Chcę, żebyś w ciągu dalszym była moją przyjaciółką. – To był kolejny żart. Jak ja miałam być dalej jego przyjaciółką, skoro on już wiedział co ja do niego czuję? Wiedział, jak mogę reagować. I teraz zapewne to widział. Wcześniej jakoś nikt nie zwracał uwagi na to, kiedy się rumienię, a kiedy pozostaje po mnie jedynie coś w stylu papki.
- I miałabym z wami jechać w trasę? Proszę cię. Jeśli chcesz mieć we mnie przyjaciółkę, to lepiej żeby to było na odległość. To nie ma szansy wypalić. Nawet teraz jedyne o czym w tym momencie myślę to… pocałowanie cię. To jest chore. Przykro mi, ale nie ma mnie dla was. Dopóki się nie ogarnę. – Odsunęłam się od niego i odeszłam szybkim krokiem, znikając tuż za zakrętem. Zostawiłam go samego na środku chodnika. A kiedy upewniłam się, że żaden z nich za mną nie idzie, zwyczajnie się rozpłakałam, zatrzymując przy jakiejś bramie. Już pomijam fakt powiedzenia mu znowu prosto w twarz o tym, o czym myślę i czego chcę. Czułam się wprost fatalnie.
Nie wychodziłam z niego, jeśli nie musiałam skorzystać z toalety, bądź lodówki. Już nie mówiąc nawet o opuszczaniu go o wiele dalej. Namotałam. Strasznie namotałam i tym razem przed tym uciekłam, zamiast stawić temu czoło.
Codziennie przyglądałam się tym beżowym ścianom, ciemnym komodom w nowoczesnym stylu i wielkiemu łóżku, na którym spędzałam naprawdę mnóstwo czasu w przeciągu ostatnich stu sześćdziesięciu ośmiu godzin. Powinnam jednak zacząć od początku i wyjaśnić dlaczego siedzę w pokoju i się z niego nie ruszam ani nie mam zamiaru. Otóż, większość osób na pewno kojarzy One Direction, prawda?
Więc (tak wiem, zdania nie zaczyna się od więc) miałam szczęście poznać ich dawno temu na castingu do x-factora. To takie przeciętne, prawda? Jakaś tam dziewczyna spotyka kogoś tam, kiedyś tam i woohoo! Zaprzyjaźniają się. Osobiście nie występowałam tam, ale byłam wsparciem dla mojego przyjaciela, który przeszedł dalej.
Przeszedł dalej i doszedł do czegoś, ale nie zostawił przyjaciół tak jak większość… W ciągu dalszym jest i będzie przyjacielem. Najlepszym pod słońcem właściwie.
I on był początkiem wszystkiego, co dalej się działo. Dzięki niemu poznałam resztę chłopaków. I stało się: zostałam przyjaciółką ich wszystkich. Diana, istotka ludzka, do której można zawsze przyjść z problemami, z pytaniami i całą resztą spraw. Jestem typem człowieka, który nie potrafi odmówić pomocy i zawsze, kiedy tylko mogę – czy to środek dnia czy nocy – pomagam. Powinnam się nauczyć jakoś to ograniczać, bo nie zawsze powinnam reagować właśnie w taki sposób.
Zresztą, wracając do historii… Na początku było naprawdę wspaniale. Zresztą cały czas tak było.
Do momentu, kiedy zdałam sobie sprawę, że jeden z tej całej piątki wariatów, którymi byli bez dwóch zdań i właśnie za to ich kocham, nie jest mi obojętny. Nie jest dla mnie tylko przyjacielem. Ale to zabawne, bo w ciągu dalszym jest przyjacielem. Albo był.
Sama nie wiem, jak to teraz nazwać. Nabałaganiłam i boję się z nim spotkać.
Ponadto, nie odbieram telefonów od tygodnia. Od żadnego z nich. Znaczy, on się do mnie nie odezwał od momentu, kiedy moje uczucia wzięły górę i język mi się „trochę” rozplątał. Trochę za bardzo. Zresztą, nie dziwię się. Po takiej ilości alkoholu, to już nie miało szans, żebym siedziała cicho…
- Diana, masz gościa. – Usłyszałam od rodzicielki, która uchyliła drzwi do mojego pokoju. Uniosłam jedynie brew do góry, spoglądając na nią. Nie żeby co, ale chyba dałam do zrozumienia wszystkim, że chcę siedzieć sama. Aż się podirytowałam. Boże, czuję się spalona w jego oczach i prawdopodobnie będę go unikać do usranej śmierci. Żadna siła nie zmusi mnie do stanięcia z nim twarzą w twarz.
- Nie mam ochoty na gości. – Mruknęłam mocniej naciągając na siebie kołdrę. Miałam na sobie jego koszulkę, którą któregoś razu zwędziłam pod pretekstem: oblałam się i nie mam w czym spać, byłeś najbliżej… I cienkie szorty do kolan w jakieś kijowe, hawajskie kwiatki. I gdyby ściągnięto ze mnie te ubrania, siedziałabym taka, jaką pan Bóg mnie stworzył. Od góry do dołu całkowicie naturalna, bez grama makijażu czy jakichś dziwnych udoskonaleń.
- Nawet na mnie? – Usłyszałam zza mamy i tylko ciężko westchnęłam, pokazując gestem ręki, żeby wszedł do środka. To była ostatnia osoba, z którą zamierzałam się sprzeczać o takie głupoty.
- Po co przyszedłeś? – Spytałam, zerkając kątem oka na chłopaka, który znalazł się w moim pokoju, a który stał się moim jedynym azylem i miejscem, w którym czuję się bezpieczna. Drzwi zamknęły się z cichym stuknięciem. Zamknęłam laptopa i wyciągnęłam z uszu słuchawki. Co prawda nie musiałam nic ukrywać przed Harrym, bo znał mnie na wylot, ale z drugiej strony, po co się bardziej pogrążać?
- Nie dajesz znaku życia od tygodnia, odrzucasz wszystkie połączenia, albo ich wcale nie odbierasz. Wiesz ile masz wiadomości na skrzynce? A ile smsów? Dziewczyno, co ty odwalasz?! – Spytał lekko uniesionym głosem i rzucił się na moje łóżko, prawie miażdżąc mi piszczele.
- Odpoczywam, nie żyję, zaginęłam, nie istnieję, co wolisz. – Mruknęłam, wyciągając z grymasem na twarzy nogi spod niego. Zgięłam je i podciągnęłam kolana pod brodę. Wyjątkowo nie pasowała mi jego obecność.
- Przestań bredzić. Ubieraj się i idziemy na miasto. Nie możesz tu ciągle siedzieć. Jeśli chodzi o to co powiedziałaś, to nikt już o tym nie pamięta. – Och, dziękuję. Właśnie mnie zgasiłeś, Harry. Westchnęłam ciężko i jakimś cudem wyciągnęłam spod niego kołdrę i cała się za nią schowałam, w geście mówiącym, że nie koniecznie coś takiego chciałam usłyszeć. Zresztą, zapewne i tak chciał mnie tylko pocieszyć.
- Dzięki, ale nie. – Prawie warknęłam, czując, że moje oczy zaczynają zachodzić łzami. Mało przyjemnie. Bardzo mało przyjemnie.
- Och, Diana. Mam na myśli to, że nikt nie ma ci nic za złe. Hej… - I nim się zorientowałam, siedziałam wklejona w bruneta, starając się nie rozkleić.
- Niepotrzebnie przyszedłeś, bo nie zamierzam się stąd ruszać jeszcze jakiś czas. Nie chcę. Zgniję tu za własną głupotę. A wam wszystkim na pewno się nie pokażę na oczy. – Wymamrotałam w jego koszulkę lekko łamiącym się głosem. W odpowiedzi poczułam tylko, jak mocniej mnie obejmuje.
- Powinnaś się leczyć, wiesz? Nikt ci nigdy nie powiedział, że uczucia to nic złego? Każdy kiedyś znajduje jakąś osobę, którą obdarza uczuciem. I nie każdy ma odwagę się do tego przyznać. Powinnaś czuć się naprawdę dumna z tego, że nie jesteś tchórzem.
- Harry, to co mówisz jest głupie, wiesz? Zauważyłeś, że ostatnio zbyt wiele czasu z nim spędzałam? I cudem powstrzymywałam się przed zrobieniem wielu rzeczy. Traktował mnie… jak zwykłą przyjaciółkę. A ja głupia się w nim zakochałam, wiedząc, że on szaleje za inną. Tylko idiotka mogłaby coś takiego zrobić. I jeszcze większa idiotka mogła mu to wypalić prosto w twarz.
- Za przeproszeniem, przestań pierdolić. Tchórzysz teraz. Nic nie poradzisz na to, że się zakochałaś. Ani na to, że się do tego przyznałaś. Nie będziesz wiecznie uciekać, a ja ci gwarantuję, że jeśli się nie ogarniesz, my to zrobimy za ciebie. Wparujemy ci tutaj wszyscy i będziesz musiała stanąć z nami twarzą w twarz. Z nim też. Nawet jeśli będziesz siedzieć w brudnym dresie czy samym ręczniku. Zbieraj się. Zabieram cię stąd na jakiś czas, bo nie możesz siedzieć, słuchać smętnych piosenek w naszym wykonaniu i gapić się na jego zdjęcia. To nic nie zmieni. A jeśli mam być szczery, to jeśli ci zależy – walcz. Czasami szczęściu trzeba pomóc. – Powiedział brunet i odsunął się ode mnie. Patrzyłam na niego jak wstawał i ścierałam ręką małe łzy. Podszedł do mojej szafy, by ją otworzyć i wyciągnął szarą koszulkę, czarne rurki i rzucił mi to na łóżko. – Ubieraj się. I radzę ci to zrobić samej, bo jeśli odmówisz, ubiorę cię łącznie z makijażem albo bez. Albo zwyczajnie zabiorę cię tak, jak siedzisz. Przypominam, że mam nad tobą przewagę. Masz jakieś dwadzieścia minut na ogarnięcie się. A ja pójdę w tym czasie do twojej mamy do kuchni po coś do picia. Czekam tam na ciebie. – Skwitował i już go nie było. Czy miałam szanse na jakąkolwiek walkę z Harrym? Odpowiedź była prosta: nie. Zrezygnowana wyplątałam nogi z kołdry i wstałam, wyciągając z jednej z szuflad czystą bieliznę i zaczęłam się niechętnie ubierać. Nie fatygowałam się nawet za bardzo w makijaże. Tyle o ile zrobiłam delikatne kreski eyelinerem i lekko przeciągnęłam tuszem po rzęsach. Dodałam trochę bronzera na policzki i pomadkę ochronną na usta w ulubionym, truskawkowym smaku. Włosy splotłam w warkocz i założyłam na gołe stopy białe tenisówki. Zabrałam z szafki nocnej telefon i wrzuciłam go do torby, po czym wyszłam z pokoju, zamykając niemalże z trzaskiem drzwi. Nie, w ciągu dalszym nie pasowało mi to, że mam wyjść z domu i iść gdzieś z chłopakiem. Powinnam zacząć się bać tego, gdzie on chce mnie zaciągnąć. W końcu kto wie, co mu siedzi w tej zakręconej główce.
- Możemy iść. – Mruknęłam, pojawiając się w drzwiach kuchni. Styles od razu uśmiechnął się szeroko, a ja miałam ochotę przywalić sobie głową w ścianę. – Rusz się, zanim się rozmyślę. – Rzuciłam zmierzając ku holowi.
- Dziękuję za herbatę i miło było z panią porozmawiać. – Usłyszałam, jak Harry mówi do mojej matki. Chwilę później zabierał z wieszaka swoją marynarkę i zakładał buty. Następnie złapał mnie za rękę i wyciągnął z mieszkania.
- Dowiem się chociaż gdzie idziemy? – Spytałam, już żałując, że nie wzięłam okularów przeciwsłonecznych. Przy nich zawsze były przydatne, nawet jeśli padał deszcz. Nikt przynajmniej nie pisał czy mówił, że coś jest nie tak, bo coś tam. Nie znoszę plotek. A tym bardziej będąc ich częścią.
- W swoim czasie. A teraz chodź i ciesz się ładną pogodą i wspaniałym towarzystwem. – I to chyba tyle z tego, co ja miałam do powiedzenia w tym temacie. Bardzo przyjemnie, prawda? Harry zawsze wiedział jak mnie „uszczęśliwić”. Jęknęłam zrezygnowana i pozwoliłam mu się prowadzić.
Jakiś czas później dotarliśmy do jednej z moich ulubionych knajp w Londynie. Nie dość, że mieli pyszne jedzenie, to jeszcze cenili sobie klientów, dlatego zawsze można było liczyć na dyskrecję w tym miejscu.
Nie musiałam wchodzić do środka, żeby się domyślić, co mnie tam czeka. Sam Harry miałby w nosie, ile nam zdjęć zrobią. Oni musieli tam być, wszyscy. Kilkadziesiąt sekund później okazało się, że miałam rację.
- Harry, jesteś mistrzem. – Usłyszałam od Nialla, który uśmiechnął się w moja stronę szeroko. Moja jedna brew podskoczyła do góry, a na ustach pojawił się grymas. Od razu znalazłam w całym towarzystwie jego. Ale dość szybko zmieniłam kierunek patrzenia.
- Wiem. Mówiłem, że mam dar przekonywania. – Wyszczerzył się brunet, a ja na niego spojrzałam niezadowolona.
- I kłamania – dodałam z zaciętością. – Zaraz wracam. – Powiedziałam odwracając się i nim ktokolwiek się zorientował, odeszłam od nich, podchodząc do baru. – Poproszę najmocniejszego drinka jakiego macie. – Skwitowałam, siadając na krzesełku barowym w oczekiwaniu na swój trunek.
- Dowód poproszę. – Mruknął kelner. Przewróciłam oczami, na koniec patrząc na niego z politowaniem. Wyciągnęłam z portfela kawałek plastiku i podałam mężczyźnie. Byłam o dwa lata starsza od Harry’ego. Za cztery miesiące miałam kończyć dwadzieścia jeden lat. Otrzymałam z powrotem swoje ID, chowając je na miejsce i wyciągnęłam banknot, kładąc go na ladzie. Chwilę później otrzymałam swoje zamówienie. Nawet nie ruszyłam się z miejsca. Czułam tylko, że cała piątka się na mnie patrzy. Wyciągnęłam słomkę z szklaneczki i uniosłam ją do góry, wypijając wszystko jednym duszkiem. Jak mam z nimi teraz siedzieć, potrzebuję pomocy.
- Dzięki. – Mruknęłam, odstawiając pustą szklaneczkę na blat, po czym zeskoczyłam z krzesełka, zostawiając nieco zdziwionego barmana samego. Oblizując usta podeszłam do nich. – Możecie się przestać tak gapić? – Zwróciłam im uwagę, kiedy nie przestawali wytrzeszczać na mnie oczu.
- Taaa… - Mruknął Harry pod nosem, a ja tylko posłałam mu mordercze spojrzenie.
- Lepiej milcz i się więcej do mnie dzisiaj nie odzywaj. – Rzuciłam siadając obok Zayna, który siedział obok Louisa. – Dowiem się o co chodzi i po jasna cholerę wyciągnęliście mnie z domu? – Coś czułam, że to popołudnie wyjątkowo się będzie przeciągać i wyjdę stąd zalana i wnerwiona i tym razem ucieknę gdzieś dalej, niż tylko do swojego pokoju.
- To ty nam powiedz, co to miało być to przed chwilą. – Skwitował Louis, lustrując mnie dokładnie. I zaraz zacznie się cała seria pytań. Normalnie by pewnie wszyscy się śmiali, ale coś zdecydowanie było nie tak, bo siedzieli tak, jakby połknęli deski. Każdy po co najmniej jednej. I było cicho, jak na nich – za cicho. To się nie trzymało kupy. To nie pasowało do tych ludzi.
- Drink. Chciało mi się pić, to kupiłam sobie drinka i go wypiłam, co mogliście zobaczyć, bo bezczelnie się gapiliście. – Dobrze wiedziałam, że jestem nieprzyjemna, ale zupełnie się tym teraz nie przejmowałam, bo należało się im. A najbardziej Harry’emu. Głupia ja, że nie pomyślałam od razu, co on zamierza zrobić. Inaczej by się dobijał telefonem, a skoro już zaszczycił mnie swoją obecnością, musiał w tym być jakiś haczyk.
- Wyluzuj. – Usłyszałam od Liama, który bacznie mi się przyglądał. Czułam się jak jakiś obiekt do badań.
- Z chęcią wrócę do domu. – Odpowiedziałam, podnosząc się z miejsca. Poczułam na nadgarstku silny uścisk Zayna. Po chwili siedziałam już na swoim miejscu.
- Przestań odpierdalać. Nie po to cię tu ściągnęliśmy, żebyś się zachowywała tak, jakby stado os ugryzło cię w dupę. – Wywróciłam oczami. Jakoś Malik mnie nie pocieszył tymi słowami. Zresztą też mi nowość. On nigdy tego nie robił.
- Więc? – Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, a następnie przeniosłam go na resztę, skutecznie omijając tego jednego.
- Chcieliśmy, żebyś do nas dołączyła na czas naszej trasy. – Odpowiedział Liam, a ja wyśmiałam go prosto w twarz. Dosłownie. No chyba w tym momencie sobie robili żarty.
- Jaja sobie ze mnie robicie, prawda? – Spytałam po dłuższej chwili. – Sorry, ale to ja po to odsuwam się, nie odbieram waszych żadnych telefonów, mam was za przeproszeniem głęboko w dupie, a wy wyskakujecie z czymś takim? Naprawdę jesteście posrani do granic możliwości. – Powiedziałam, nie wierząc w to, że właśnie zrobili coś takiego. – Chciałam zauważyć, że ja nie tylko jestem od tego, żeby wysłuchiwać waszych problemów pod tytułem „jakaś laska mnie zaczepiła i pocałowała” czy „co mam zrobić, bo mi się podoba ta i ta laska, a nie wiem, jak teraz na mnie zareaguje”. Czy cokolwiek innego. Czy, do jasnej cholery, któryś z was zauważył, że ja też mam problemy? Mam dość. I nie dzwońcie do mnie. – Wstałam i zwyczajnie skierowałam się w stronę wyjścia, nie czekając na odpowiedź żadnego z nich. Zdenerwowałam się. I czułam pieczenie w oczach, a to oznaczało jedynie moją wielką chęć rozpłakania się. Ale w tym momencie nie bardzo miałam na kogo liczyć, bo im zapewne chodziło tylko o to, żeby mieć swojego „spowiednika” pod nosem. I w tym momencie trafił mnie szlag. Miałam ochotę ukręcić łeb Harry’emu. Za to, że w ogóle mnie tu przyprowadził, chociaż doskonale wiedział, że nie miałam zamiaru z nimi się widzieć i za to, że jest. Nigdy nie sądziłam, że obecność któregoś z nich może tak skutecznie doprowadzić mnie do irytacji.
Wyszłam na zewnątrz i zatrzymałam się, by w myślach policzyć do dziesięciu, zanim wybuchnę na środku ulicy płaczem. Chwilę później ruszyłam, zamierzając iść gdzieś, gdzie mnie nie będzie nikt szukać.
- Diana, stój! – Usłyszałam za swoimi plecami. Cudownie, jeszcze tego mi trzeba było. Jak nic przypłacę ten dzień kolejnym zalewaniem się łzami, użalaniem się nad sobą i stwierdzaniem jaki ten świat jest niesprawiedliwy i do bani.
- Jeszcze ciebie mi brakowało do pełni szczęścia. – Warknęłam, zatrzymując się i lustrując go od góry do dołu. Poczułam, jak moje wnętrzności wykręcają się w tysiąc różnych stron. I wszystko podeszło mi nagle do gardła.
- Nie dałaś nam skończyć mówić. Wróć i porozmawiaj z nami jak człowiek.
- Nie mam zamiaru. Nie po to was wszystkich ignorowałam, żeby taki Harry przyszedł i na nowo wszystko popsuł. Potrzebuję odpoczynku. Za dużo się dzieje. To jest ponad moje siły i jak tak dalej pójdzie, to ja wysiądę. – Opuściłam głowę w dół i odetchnęłam ciężko. Trudno mi było z nim stać twarzą w twarz i normalnie rozmawiać po moich ostatnich miłosnych wyznaniach. Poczułam, jak jego ręka ląduje na moim podbródku i unosi go do góry. I nagle efekt „jest mi niedobrze” zmienił się w te powszechnie znane motylki w dole brzucha i serce nagle przyspieszyło. Zostałam zmuszona spojrzeć mu w oczy. W te cholernie magiczne oczy i przeszło mi właśnie przez myśl, że chciałabym go pocałować. I chociaż w zakładach całowałam się praktycznie z każdym z nich, tu nie chodziło teraz o zabawę. Chciałam go pocałować tak, jak naprawdę całuje się dziewczyna z chłopakiem. Czerpiąc z tej krótkiej chwili jak najwięcej.
- Przestań. To nic ci nie da. Miałem nadzieję, że Harry wszystko ci wytłumaczy. Dla mnie to też nie jest łatwa sytuacja. Ale nie chcę cię tracić. Chcę, żebyś w ciągu dalszym była moją przyjaciółką. – To był kolejny żart. Jak ja miałam być dalej jego przyjaciółką, skoro on już wiedział co ja do niego czuję? Wiedział, jak mogę reagować. I teraz zapewne to widział. Wcześniej jakoś nikt nie zwracał uwagi na to, kiedy się rumienię, a kiedy pozostaje po mnie jedynie coś w stylu papki.
- I miałabym z wami jechać w trasę? Proszę cię. Jeśli chcesz mieć we mnie przyjaciółkę, to lepiej żeby to było na odległość. To nie ma szansy wypalić. Nawet teraz jedyne o czym w tym momencie myślę to… pocałowanie cię. To jest chore. Przykro mi, ale nie ma mnie dla was. Dopóki się nie ogarnę. – Odsunęłam się od niego i odeszłam szybkim krokiem, znikając tuż za zakrętem. Zostawiłam go samego na środku chodnika. A kiedy upewniłam się, że żaden z nich za mną nie idzie, zwyczajnie się rozpłakałam, zatrzymując przy jakiejś bramie. Już pomijam fakt powiedzenia mu znowu prosto w twarz o tym, o czym myślę i czego chcę. Czułam się wprost fatalnie.
~*~
Ta
dziewczyna sprawiała, że miałem coraz większy mętlik w głowie. Nie miałem
pojęcia, co mam z nią zrobić. Oczywiście, że ją uwielbiałem. Kto by nie
uwielbiał Diany. Ta dziewczyna jest naprawdę wyjątkowa i drugiej takiej nigdzie
się nie znajdzie. Ale nie potrafiłem o niej myśleć jak o dziewczynie.
Przyzwyczaiłem się, że ona jest, po prostu. Nie umiem sobie wyobrazić, co jeśli
jej nie będzie. Każdy by powiedział: biegnij za nią.
Ale ja nie mogłem. Ja miałem ją za przyjaciółkę, chciałem żeby tak było w ciągu dalszym. Ale dobrze wiedziałem, że nie mogę myśleć samolubnie. Widziałem w jej oczach ból, kiedy wpatrywałem się w te zielone tęczówki. Patrzenie na mnie z tak bliska sprawiało jej ból. A ja nie chciałem, żeby dziewczyna cierpiała. Nie zasłużyła na to.
Wróciłem do środka knajpy i podszedłem do stolika.
- Diana z nami nie pojedzie. Nie jest w najlepszym stanie. Powiedziała, że się odezwie, jak się zrobi trochę lepiej. – Skwitowałem, odpowiadając na wszystkie pytania, które mogłyby się za moment posypać.
- Jakbyś nie wiedział, że się nie zrobi, chyba, że się stanie cud. Naprawdę tak mało ją znasz czy tylko udajesz? – Usłyszałem od Harry’ego. Nie odezwałem się ani słowem, tylko zająłem swoje poprzednie miejsce.
Poczułem się właśnie fatalnie, bo uświadomiłem sobie, że prawdopodobnie będzie przeze mnie płakać. To zawsze tak działało. Westchnąłem ciężko i wbiłem wzrok w stolik nie zamierzając się odzywać. Nie widziałem sensu.
- Ściąganie jej tutaj było złym pomysłem. Musimy wymyślić coś innego. Nie możemy pozwolić na to, żeby zniknęła. Bez niej to nie będzie już to samo. – Powiedział Liam. Ja nawet nie chciałem odpowiadać na to pytanie. Zacząłem się zastanawiać, czy chłopaki nie zaczną w końcu nastawiać się przeciwko mnie. W końcu to, jakby nie patrzeć, z mojej winy. Bo Diana poczuła coś do mnie, bo przeze mnie siedziała w domu, przeze mnie nie chciała nigdzie jechać, przeze mnie wszystkich ignorowała. Przeze mnie nie było jej teraz z nami. Przeze mnie atmosfera zrobiła się nieco bardziej napięta. No to fajnie. Negatywne działanie podziałało w dwie strony. Żyć nie umierać.
- Pójdę do niej później porozmawiać z nią na spokojnie. – Skwitował Harry. Fakt, był jej przyjacielem od lat. My wypożyczaliśmy jego przyjaciółkę. Ja wiem, że to dziwnie brzmiało, ale taka była prawda.
- Idź. Ty masz na nią dobry wpływ. Nie powinna się załamywać, bo jestem debilem. – Westchnąłem ciężko, zerkając na kumpla. Czułem się jak skończony idiota przez to, do czego doprowadziłem dziewczynę, która była mi tak bliska, a jak się teraz okazuje jednak tak daleka.
- Dobrze wiesz, jak to naprawić. – Odpowiedział brunet, a ja wywróciłem oczami. No przecież nie zmuszę się do uczucia. Albo inaczej. Dopóki nie odkryję, czego sam chcę od życia. Bo tu nie chodziło o to, że Diana mi się nie podobała, czy coś z nią nie tak. Była atrakcyjną, szczupłą brunetką o zielonych oczach, nieprzeciętnym poczuciu humoru i rzadko spotykanej energii, którą zarażała każdego, kto tylko zbliżył się do niej. Ponad to uwielbiałem spędzać z nią czas, bo zawsze, ale to po prostu zawsze było to coś niesamowitego i nigdy nikt z nas się nie nudził. Poza tym można było na niej polegać. Zawsze. Najwyraźniej mój mózg jest pusty, skoro nie potrafię do końca dostrzec tego, co tracę. I że ja głupi wcześniej nie zauważyłem tego, jak ona na mnie patrzy. Przecież to się tak bardzo różniło od tego, jak traktowała innych.
- Kto jak kto, ale ty powinieneś wiedzieć, że nic na siłę. – Powiedziałem i zabrałem swoją kurtkę, wstając. - Spadam. Muszę coś jeszcze załatwić. – Dodałem, zakładając materiał na siebie. A prawda jest taka, że nie chciałem z nimi siedzieć. Nie teraz. I nie czekając na odpowiedź – wyszedłem z lokalu, kierując się w swoją stronę.
Ale ja nie mogłem. Ja miałem ją za przyjaciółkę, chciałem żeby tak było w ciągu dalszym. Ale dobrze wiedziałem, że nie mogę myśleć samolubnie. Widziałem w jej oczach ból, kiedy wpatrywałem się w te zielone tęczówki. Patrzenie na mnie z tak bliska sprawiało jej ból. A ja nie chciałem, żeby dziewczyna cierpiała. Nie zasłużyła na to.
Wróciłem do środka knajpy i podszedłem do stolika.
- Diana z nami nie pojedzie. Nie jest w najlepszym stanie. Powiedziała, że się odezwie, jak się zrobi trochę lepiej. – Skwitowałem, odpowiadając na wszystkie pytania, które mogłyby się za moment posypać.
- Jakbyś nie wiedział, że się nie zrobi, chyba, że się stanie cud. Naprawdę tak mało ją znasz czy tylko udajesz? – Usłyszałem od Harry’ego. Nie odezwałem się ani słowem, tylko zająłem swoje poprzednie miejsce.
Poczułem się właśnie fatalnie, bo uświadomiłem sobie, że prawdopodobnie będzie przeze mnie płakać. To zawsze tak działało. Westchnąłem ciężko i wbiłem wzrok w stolik nie zamierzając się odzywać. Nie widziałem sensu.
- Ściąganie jej tutaj było złym pomysłem. Musimy wymyślić coś innego. Nie możemy pozwolić na to, żeby zniknęła. Bez niej to nie będzie już to samo. – Powiedział Liam. Ja nawet nie chciałem odpowiadać na to pytanie. Zacząłem się zastanawiać, czy chłopaki nie zaczną w końcu nastawiać się przeciwko mnie. W końcu to, jakby nie patrzeć, z mojej winy. Bo Diana poczuła coś do mnie, bo przeze mnie siedziała w domu, przeze mnie nie chciała nigdzie jechać, przeze mnie wszystkich ignorowała. Przeze mnie nie było jej teraz z nami. Przeze mnie atmosfera zrobiła się nieco bardziej napięta. No to fajnie. Negatywne działanie podziałało w dwie strony. Żyć nie umierać.
- Pójdę do niej później porozmawiać z nią na spokojnie. – Skwitował Harry. Fakt, był jej przyjacielem od lat. My wypożyczaliśmy jego przyjaciółkę. Ja wiem, że to dziwnie brzmiało, ale taka była prawda.
- Idź. Ty masz na nią dobry wpływ. Nie powinna się załamywać, bo jestem debilem. – Westchnąłem ciężko, zerkając na kumpla. Czułem się jak skończony idiota przez to, do czego doprowadziłem dziewczynę, która była mi tak bliska, a jak się teraz okazuje jednak tak daleka.
- Dobrze wiesz, jak to naprawić. – Odpowiedział brunet, a ja wywróciłem oczami. No przecież nie zmuszę się do uczucia. Albo inaczej. Dopóki nie odkryję, czego sam chcę od życia. Bo tu nie chodziło o to, że Diana mi się nie podobała, czy coś z nią nie tak. Była atrakcyjną, szczupłą brunetką o zielonych oczach, nieprzeciętnym poczuciu humoru i rzadko spotykanej energii, którą zarażała każdego, kto tylko zbliżył się do niej. Ponad to uwielbiałem spędzać z nią czas, bo zawsze, ale to po prostu zawsze było to coś niesamowitego i nigdy nikt z nas się nie nudził. Poza tym można było na niej polegać. Zawsze. Najwyraźniej mój mózg jest pusty, skoro nie potrafię do końca dostrzec tego, co tracę. I że ja głupi wcześniej nie zauważyłem tego, jak ona na mnie patrzy. Przecież to się tak bardzo różniło od tego, jak traktowała innych.
- Kto jak kto, ale ty powinieneś wiedzieć, że nic na siłę. – Powiedziałem i zabrałem swoją kurtkę, wstając. - Spadam. Muszę coś jeszcze załatwić. – Dodałem, zakładając materiał na siebie. A prawda jest taka, że nie chciałem z nimi siedzieć. Nie teraz. I nie czekając na odpowiedź – wyszedłem z lokalu, kierując się w swoją stronę.
I że niby oczekujesz czegoś koherentnego z mojej strony? No to żebyś się nie zdziwiła, jak tego nie zobaczysz xD ewentualnie możesz sobie wyobrazić, że to zrobiłam. Twoja wyobraźnia działa w obecnym momencie lepiej, niż moja o_O A czy ja już mówiłam, że chcę HxA? nie? naprawdę?? O_O
ReplyDeleteEkhem... nie, ja naprawdę nie mam nic mądrego dzisiaj do powiedzenia. Prawdopodobnie dlatego, że już od godziny powinnam smacznie spać i nie myśleć o tym, że ten stary dziad jutro może do mnie do pracy przyjść. Emmm... No. Co ja tam miałam powiedzieć... Ten ktoś, którego nie zdradziłaś, kim jest, to jest osioł. Nie mam nic więcej do powiedzenia. AMEN. xD
bardzo ciekawie sie zaczyna :) zainteresowalas mnie i bede czekac na kolejny rozdzial (: xoxo
ReplyDeleteZaprosiłaś mnie do zajrzenia tutaj, więc dlaczego miałam tego nie zrobić. Jestem więc, przeczytałam pierwszy rozdział i mogę naskrobać kilka słów od siebie.
ReplyDeleteNie wiem, kogo stronę bardziej trzymam - Niallera czy Diany. Rozumiem ich obojga. Nie potrafię się zmuszać do jakiegokolwiek uczucia tak samo jak Horan - wiele razy boli mnie serce, gdy muszę komuś odmówić, zgasić kogoś zapał tylko dlatego, że ja nie odwzajemniam tego uczucia, nawet nie lubię tego kogoś na tyle, żeby móc angażować się w związek. Przyjaźń powinna pozostać przyjaźnią. Została ją nazwana nie po to, aby zmieniała się po czasie w miłość. Co do Diany - mam równie długi język jak ona i niestety nie umiem na długo pozostawić w sobie uczuć, którymi kogoś darzę. A jak darzę, to nie ma wyjścia, ten ktoś musi o tym wiedzieć. Tyle, że jak się dowie, to ja pozostaję sama ze swoim rozczarowaniem i złością na samą siebie, że jestem głupia i naiwna. Mam jednak wątpliwości, czy pozostawianie samej siebie i odcinacie się od przyjaciół jest dobrym lekarstwem na złamane serce. Czy ona naprawdę chce stracić pozostałych członków zespołu tylko dlatego, że jeden Horan nie odwzajemnia jej uczuć? Powinna się zastanowić poważnie nad decyzją o wyjeździe. A nóż, może zaowocuje on w coś miłego dla jej serduszka, co ją pocieszy, uskrzydli...
Co do pisowni. Nie wyłapałam żadnego błędu, tekst jest spójny, masz bogate słownictwo i unikasz powtórzeń, poza tym podobają mi się opisy przeżyć wewnętrznych i przede wszystkim dialogi. Nie dość, że estetycznie napisane, to jeszcze niebanalne. Myślę, że ze swoimi umiejętnościami możesz dużo osiągnąć, dlatego pisz, rozwijaj się i pokazuj nam, co masz do zaoferowania. Moją ciekawość zdobyłaś, na pewno tutaj wrócę, musisz tylko dawać mi znać o pojawiających się nowościach.
Uściski, @highwaytosmile z bloga wsteczne-lusterko.blogspot.com
Kolejna Twoja bohaterka, która zyskała moją sympatię. Może ma na to wpływ porównywanie własnych doświadczeń? Może nie koniecznie takich samych, ale podobnych. Rozczarowania bolą. Niestety tak bardzo bolą, że doskonale rozumiem Dianę, że tydzień odcinała się od świata...No i co ten alkohol robi z ludźmi? Sponiewiera niewinnych skazując ich na cierpienie. Cierpienie z własnej głupoty, nazywajmy rzeczy po imieniu. Szkoda mi jej. Naprawdę bardzo mi jej szkoda. Serce nie sługa, nie zawsze idzie w parze z rozumem i racjonalnym myśleniem. Zwykle rządzi się jakimiś swoimi prawami, które jak zwykle się okazuje - wcale nie są dla nas dobre. Ale cóż zrobić? Taka nasza natura.
ReplyDeleteNie wiem czym, ale czymś mnie bardzo poruszyłaś w tym tekście. Nie wiem czy opisem, czy ogólnym zarysem, czy doborem słów, nie wiem, po prostu nie umiem powiedzieć, co mnie wzruszyło. Za pewne przy kolejnym czytaniu to wychwycę, ale to moment, zwykle długo zabieram się do powtórnego czytania, o czym już za pewne wiesz. Doczekanie się komentarza od Maggie, graniczy z cudem i wymaga cierpliwości. Ale to jest ten rodzaj cudu, który zwykle się iści.
Co do męskiej części, to nie przeszkadza mi kim są bohaterowie. Sądzę, że kiedy tekst jest dobry nie ma różnicy kogo dotyczy. Zresztą, nie osądza się książki po okładce czy po tym, czego dotyczy opis na niej (chyba mówię mało spójnie...musisz mi wybaczyć, sypiam 4 godziny dziennie...). Tak więc tym, że mogło mi się nie spodobać ze względu na dobór bohaterów z owego zespołu - w ogóle się nie martw. Może nie jestem ich wielką fanką, nie będę ukrywać, (ale skąd mam wiedzieć, skoro może przesłuchałam jeden utwór), nie zważa to na to, czy tekst mi się podoba czy nie. Nie przesadzajmy. Nie jesteśmy w przedszkolu. Ani nie uważam siebie za osobę ograniczoną. Wręcz przeciwnie, lubię nowe doznania.
Lanie wody. Przejdźmy do konkretów.
Co do wybranka nieszczęśliwego serca Diany, to rozumiem go także, ale tylko z tego względu, że traktuje ją tylko jako przyjaciółkę i chce żeby tak pozostało. Okej, to zrozumiałe.
Jednak, ostatnimi czasy, ktoś mądry powiedział mi, że w przyjaźniach damsko - męskich w sytuacji kiedy jedna strona deklaruje głębsze uczucia, miłość i te sprawy, to wówczas nigdy nie były to relacje czysto przyjacielskie. Ale nie wiem, nie jestem ekspertem w tej dziedzinie i co ja tam mogę wiedzieć. Wspominam o tym, bo tak się zastanawiam co będzie dalej. Czy jednak będą razem? Czy zdecyduje się "awansować" (jak to brzmi...ale nic lepszego nie przyszło mi do głowy, wybacz) awansować Dianę z przyjaciółki na swoją dziewczynę? Jak to dalej się potoczy? Jestem strasznie ciekawa. Informuj mnie na bieżąco.
Pozdrawiam i trzymam kciuki ;D
Maggie.
Cześć, to ja.
ReplyDeleteNa wstępie chciałam napisać, że nienawidzę Oli i swojego zwyczaju czytania komentarzy. Kurwa. Byłam przekonana, że "on" to Louis, totalnie pewna, dopóki nie trafiłam na spoiler. Wr.
Przechodząc dalej: nie poszłam dzisiaj do szkoły, zwijałam się w łóżku nie powiem z jakich powodów, ale od rana wiedziałam, że dzięki temu wieczorem będę miała czas na zajrzenie tutaj. I cieszę się, że to zrobiłam. Nie rozczarowałaś mnie, z resztą nigdy nie wątpiłam w Twoje umiejętności, bo skoro Oli Cię tak dobrze ocenia musisz być świetna.
Strasznie, przeogromnie podoba mi się ten 'pamiętnikowy styl'. Z każdym słowem czuję, że Diana wpuszcza mnie do swojego świata i pozwala chłonąć z niego wszystkie emocje. Oczywiście to wszystko dzięki Twoim słowom, świetnie dobieranym. Szkoda, że zostały mi jeszcze tylko 3 rozdziały do przeczytania, bo czuję, że ta historia nie rozwinie się tak szybko. Za takim wydarzeniem jak odrzucenie przez przyjaciela, w którym się zakochałaś może kryć się niemal wszystko. To może przydarzyć się każdemu, prawda? A jednak z tego na pewno wyniknie coś poważniejszego. I już nie mogę się doczekać, aż odkryję co to będzie!