.

.

Monday, 11 April 2016

Page 4. Christmas time.

Czysto teoretycznie rozdział miał być dłuższy. Praktycznie? Pierdziele...
Serio. Możecie sobie mówić co chcecie, chociaż moment. Wy nic nie mówicie.
Wiecie co jest najbardziej irytujące? Kiedy poświęca się na coś czas, wkłada się serce w coś co się robi, a nikt nie docenia.
Możecie mi powiedzieć jak to jest, że po ostatnim rozdziale nabiło około 5k wyświetleń więcej, a pod poprzednią notką widzę zaledwie jeden komentarz? Coś się tutaj nie zgadza.
I nie będę przepraszać za moją długą nieobecność, ale byłam w pewnym sensie w trakcie przeprowadzki i układania życia na nowo. Teraz przynajmniej jeszcze dokładniej będę w stanie opisywać pewne miejsca w Londynie, skoro już w nim mieszkam od jakiegoś tygodnia.
Liczę na to, że tym razem docenicie moją pracę, bo powtórzę się po raz kolejny.
Kiedy piszę, robię to dla siebie. Kiedy publikuję, robię to dla was. 
Kubek nigdy nie był historią do zostawienia w zeszycie i nigdy nią nie będzie. Ta historia od samego początku była tworzona z myślą o was. Doceńcie to.

W standardzie nie poprawiłam większości błędów, bo lenistwo bierze górę i znowu się duszę, bo angina postanowiła zrobić come back, a jutro rozmowa o pracę...

Enjoy your meal!

PS #KubekFF dalej działa na tt. I miało być bardziej świątecznie, ale nie pykło. Za to przepraszam, ale mam nadzieję, że wam się spodoba, bo to chwilowo mój ulubiony rozdział.


Uśmiechnęłam się do ekranu, przerzucając włosy na drugą stronę.
- Zepnij je - usłyszałam i zerknęłam na twarz Ashtona na ekranie. Wstał o tak nie ludzkiej godzinie tylko po to, żeby się ze mną zobaczyć zanim wyjdę na świąteczną kolację, którą chłopaki robili w swoim domu, ściągając do Londynu swoje rodziny. Właściwie to była nasza wspólna rodzinna kolacja w gronie najbliższych. Ja szłam z tatą, który tego wieczoru wziął wolne specjalnie po to. Znaczy nie pracowałby, ale miał sam jakąś firmową kolację, z której się wykręcił po tym jak cała piątka ze mną na czele zaczęła się gapić na niego maślanymi oczami.
- Tak? - spytałam łapiąc włosy i przytrzymałem je z boku głowy.
- Dokładnie. Będziesz, właściwie już wyglądasz ślicznie - powiedział uśmiechając się szerzej.
- Ty za to wyglądasz przystojnie - zaśmiałam się. Miał bardzo delikatny zarost na twarzy, poskręcane włosy i nie miał koszulki, co i tak mnie już wpędzało w lekkie zakłopotanie przez to gdzie wędrowały moje myśli. - Skup się, bo zaraz zrobi się z ciebie mokra plama - zaśmiał się. - Oh przestań - mruknęłam od razu schodząc na ziemię.
- Diana! Za dziesięć minut wychodzimy! - usłyszałam za drzwiami swojego pokoju i westchnęłam cicho.
- Jestem prawie gotowa! - odpowiedziałam odwracając się przez ramię i przygryzałam wargę spoglądając znowu na ekran.
- Obiecaj mi, że się wyśpisz - powiedziałam wbijając wzrok w kamerkę.
- Rozłączę się i idę dalej spać. Jestem mega zmęczony - stwierdził chłopak. Westchnęłam patrząc na niego. Na ślepo sięgnęłam po gumkę żeby związać włosy w prowizorycznego koczka.
- Wiesz, że teraz będę się czuć winna? - spytałam unosząc brew do góry.
- Przestań. Sam chciałem wstać, żeby cię zobaczyć. Odeśpię później, w końcu mam wolne. Boże, nie rób tak - powiedział a ja na moment oderwałam wzrok od lusterka i spojrzałam na niego nie rozumiejąc o co chodzi. - Rozchylasz wargi jak podczas... - chrząknął znacząco w momencie kiedy mój tata pojawił się w moim pokoju. Nie wierzyłam własnym oczom. Ashton się zaczerwienił. Zaśmiałam się cicho kończąc malować usta. - Dobry wieczór - powiedział w końcu do mojego taty.
- Cześć Ashton - odpowiedział tata uśmiechając się szeroko, chociaż wiedziałam, że ciśnie mu się na usta jakiś komentarz, ale uśmiechnęłam się najładniej jak potrafiłam żeby odciągnąć go od tego.
- Minęło dziesięć minut? - spytałam.
- Nie, ale możemy już wychodzić. Dzwonił Harry. Powiedział, że tylko nas brakuje.
- Okej. Daj mi minutkę - powiedziałam. Tata skinął głową i wyszedł z pokoju. Spojrzałam na Ashtona znowu się śmiejąc. Nie moja wina, że wyglądał zawsze tak zabawnie, kiedy się peszył moim ojcem.
- Uciekaj, zadzwoń najwyżej później jak wrócisz, albo jutro - skwitował drapiąc się po policzku.
- Kocham cię, wiesz? - spytałam.
- Ja ciebie też. A teraz możesz mi życzyć kolorowych snów - wyszczerzył się.
- Słodkich i głośnych - powiedziałam puszczając mu oczko i specjalnie westchnęłam w ten specyficzny sposób, który on tak uwielbiał z oczywistych powodów.
- Diana! - upomniał mnie, a ja tylko zaczęłam się śmiać.
- Dobranoc.
- Kocham cię, księżniczko - powiedział i rozłączył się. Westchnęłam chwilę wpatrując się w ekran po czym zamknęłam klapę laptopa wstając. Założyłam czarne szpilki i wrzuciłam pomadkę do torebki, którą zabierałam ze sobą. Wzięłam telefon do ręki i wyszłam gasząc światło.
- Jak on się peszy - zaśmiał się tata, kiedy ja wkładałam na siebie czarny, zimowy płaszcz.
- Wpakowałeś resztę prezentów do auta? - spytałam omijając temat.
- Już dawno. Byłaś tak pochłonięta rozmową, że nawet nie słyszałaś. - Wzruszyłam niewinnie ramionami, uśmiechając się. - Chodź księżniczko, zanim znowu będą się do mnie dobijać, bo ty nie odbierasz... - przewróciłam oczami biorąc torbę w której było ciasto, a właściwie ciasta i paszteciki, które piekłam specjalnie na dzisiaj. Wielka rodzino, nadchodzimy.

*

Oddałam torbę z jedzeniem Hazzie, który jako najmłodszy jak zwykle został wysłany do otwarcia drzwi. Odwiesiłam płaszcz na wieszak, po czym zostawiłam tatę, który dołączył do reszty w salonie, w którym stała wielka choinka, którą wspólnie z chłopakami ubrałam dwa dni wcześniej. Nie pytałam skąd wytrzasnęli dodatkowe stoły i ile czasu zajęło im przesuwanie mebli, żeby się wszystko zmieściło.
- Nie ma El? - spytałam zielonookiego, który szykował półmiski na jedzenie, które przyniosłam.
- Wróciła wcześniej do Manchesteru. Paszteciki na zimno czy na ciepło?
- Właśnie nie wiem, jak myślisz?
- W sumie na ciepło będą chyba lepsze.
- Diana! - usłyszałam pisk za sobą. Kiedy odwróciłam się zobaczyłam bliźniaczki i zaśmiałam się, kiedy z impetem wpadły na mnie. Były zaledwie dwadzieścia centymetrów niższe ode mnie, a miały dopiero po siedem lat.
- Czyli wszystkie przyjechaliście? - spytałam ściskając je. Słyszałam jak za moimi plecami Harry się śmieje.
- Na szczęście zrobiłaś dużo pasztecików. Jest nas prawie trzydzieści osób. Odwróciłam się przez ramię do niego, wyraźnie zaskoczona. - Tomlinsonowie, Horanowie razem z Maurą i Denise, Payne: rodzice i siostry, od Malika siostry i mama, ode mnie mama i Gemma no i jest Danielle.
- Pezz też nie ma? - spytałam zawiedziona akurat brakiem blondynki.
- Nie, stwierdziła, że to za wcześnie - odpowiedział, a ja skinęłam głową.
- Mamy dla ciebie super prezent - powiedziały bliźniaczki, uśmiechając się szeroko. Nie chciałam iść do salonu, żeby się nie przerazić ilością prezentów.
- Tak? Ja też mam coś dla was - stwierdziłam. - Zaraz wrócę Harry, pójdę się przywitać - dodałam i pozwoliłam pociągnąć się za ręce do salonu.  Boże, tu faktycznie był każdy. Najpierw przywitałam się z rodzicami i siostrami Liama, bo byli najbliżej. Później z Horanami i Malikami, bo siedzieli obok siebie. W końcu zostałam wyściskana przez Anne i Gem, a na końcu przywitałam się z Tomlinsonami, obok których usiadł mój tata.
- Ślicznie wyglądasz - powiedziała Jay, a ja się lekko zarumieniłam.
- Chciałabym wyglądać kiedyś jak ty - powiedziała Fizzy, a mi się wyrwało krótkie "awww" i przytuliłam ją do siebie, chociaż była równa wzrostem ze mną, kiedy ja byłam w szpilkach.
- Chodź mała, jesteś potrzebna przy garach - powiedział Malik odciągając mnie do tyłu.
- Marny z ciebie raper - stwierdziłam wywracając oczami.
- Cicho - mruknął prowadząc mnie do kuchni. - Ustaliliśmy z chłopakami, że jak już wszyscy członkowie naszych rodzin pojadą do hotelu, bierzemy Gemme i uderzamy w miasto. Ostatnie nasze wyjście wspólne w tym roku nie licząc Nowego Roku - powiedział uśmiechając się szeroko. Spojrzałam w dół na swój strój i uniosłam brew do góry.
- Wyglądasz dobrze, nie przejmuj się. I każdy już zamówił taniec z tobą.
- A czy ktoś mnie spytał o zdanie w ogóle? - spytałam zatrzymując się na środku kuchni i zostałam złapana za rękę i okręcona wokół własnej osi przez Liama.
- I tak się zgodzisz - stwierdził. Brakowało tu jeszcze Niall i Louisa. Dziwne, że żadna z mam czy żaden ojciec się tu nie znalazł jeszcze "do pomocy". Westchnęłam jedynie, ostatecznie wzruszając ramionami. Zostałam przez nich przegadana. Wykrakałam też fakt braku rodziców w kuchni, bo zjawiła się Jay, zwarta i gotowa do pomocy. Siłą odsunęła Harry'ego od piekarnika, w którym podgrzewały się paszteciki, bo sierota nie wiedział jak wyjąć blachę, nie parząc się przy tym. Każde z nas zrobiło kilka rundek z ciepłym jedzeniem, aż w końcu zasiedliśmy do stołu. Żadne z nas jakoś szczególnie nie było wierzące, ja z tatą nigdy tego nie robiliśmy, ale tym razem każdy z nas pomodlił się przed naszą wielką, wspólną kolacją. A zaczęła Anne. My po prostu się przyłączyliśmy.
- Panie Boże, dziękujemy ci za te wszystkie potrawy na tym stole. Za szczęście, naszych dzieci i wszystko co każde z nas osiągnęło, nawet jeśli było to wychowanie najwspanialszych osób na świecie. Dziękujemy za wszystkie mocno zwarte przyjaźnie, za to, że możemy w takim gronie świętować zbliżające się święta Bożego Narodzenia i wspólnie przygotować się do następnego roku. Dziękujemy też za naszego świątecznego chłopca - powiedziała patrząc na Louisa i chyba każdy z nas spojrzał w jego kierunku, uśmiechając się do niego.
- Który jest Aniołem. Nie tylko z tego względu, że jest moim synem - dodała Johannah.
- Ale ze względu na to, że każdy przy tym stole może potwierdzić, że ma złote serce i zasługuje na miano naszego Anioła - dodałam uśmiechając się, jednocześnie patrząc w jego kierunku, aż nasze spojrzenia się skrzyżowały.
- Za to, że możemy się wszyscy przyjaźnić i mamy tą możliwość bycia jedną, wielką rodziną - dodał mój tata, który teoretycznie miał najmniej wspólnego z tym wszystkim. Uśmiechnęłam się do niego, ściskając mocniej jego dłoń.
- Amen - dodał Bobby. I zaraz po tym zabraliśmy się za jedzenie, podając sobie z ręki do ręki kolejne talerze z potrawami. Zrobiło się głośno, ale przyjemnie. Każdy się cieszył z tego, że mogliśmy spędzać czas razem. Po kolacji, zaczęło się wcześniejsze rozdawanie prezentów. Tego było stanowczo za dużo. Zabranie tego później do domu brzmiało jak wyzwanie, chociaż nim nie było. Cieszyłam się z każdego podarunku, widząc jak tacie zabłysnęły oczy, kiedy odpakował prezent od chłopaków, którym był złoty Rolex. Każdy z nas był naprawdę zadowolony. A potem zrobiło się przykro. Tata zobowiązał się zabrać kogoś do hotelu. Resztę odwoził Zayn i Liam. Ja zostałam z Louisem, Harrym i Niallem żeby ogarnąć ten syf. Razem z Louisem dostarczaliśmy wszystko do kuchni mając za zadanie posprzątać w salonie. Niall chował resztki jedzenia do pojemników i do lodówki, a Harry zajmował się ładowaniem dwóch zmywarek i zmywania reszty, którą trzeba było ogarnąć ręcznie. Bałam się, żeby moja biała sukienka nie została po tym sprzątaniu kolorowa.
- Zapomniałem położyć pod choinką jeden prezent dla ciebie - powiedział Louis, kiedy udało nam się już uporać ze wszystkim. Uniosłam brew do góry po tym, jak zdążyłam się wyprostować znad kanapy, na której poprawiałam poduszki. - Rozmawiałem z Ashtonem i ustaliliśmy, że to ja ci powiem.
- Ale co? - spytałam. Widziałam kątem oka jak Harry idzie na górę, prawdopodobnie się przebrać. Gemma, która miała z nami iść do klubu, powiedziała, że sama dojedzie bo musi się trochę ogarnąć w hotelu. A Niall okupował jedną z łazienek od momentu, kiedy spakował do plastikowego pojemnika ostatni kawałek mięsa.
- Otwórz - powiedział Tommo podając mi błękitną kopertę. Wzięłam ją od niego i rozkleiłam papier. Na złożonym papierze była nazwa trasy koncertowej One Direction. Kiedy otworzyłam ją, zobaczyłam, że to zaproszenie, żebym towarzyszyła im podczas wszystkich koncertów, na których większości supportem będzie...
- Five seconds of summer?! - pisnęłam i od razu rzuciłam mu się na szyję szczęśliwa. - Ale jak?! - spytałam mocno go ściskając. Zaśmiał mi się do ucha, obejmując mnie w pasie.
- Ma się te znajomości, nie? - powiedział śmiejąc się, w momencie kiedy ja zaczęłam całować jak głupia jego policzek, będąc dalej ściskana przez niego, do momentu kiedy nie odwrócił przypadkiem głowy w moją stronę i nie pocałowałam jego ust. Nie wiedziałam co mną kierowało, ale w tamtym momencie nie przeszło mi przez myśl, że to nie właściwe i powinnam się odsunąć. W zamian za to, poczułam miękkość jego warg na swoich i nagle wszystko stało się intensywniejsze. Szczególnie, kiedy objął ustami moją dolną wargę i delikatnie ją zassał, sam wkręcając się w to małe nieporozumienie. To było dziwne, bo nie był Ashtonem, a mimo to, poczułam ścisk w podbrzuszu.
- Boże, Tomlinson. Nie dało się mieć więcej rodzeństwa?! - usłyszeliśmy z korytarza. Liam już wrócił. To dziwne, że żadne z nas nie usłyszało otwierania drzwi. Odsunęliśmy się od siebie patrząc sobie w oczy, chociaż oboje mieliśmy wypieki na twarzy. Chyba oboje nie pojmowaliśmy co się właśnie stało.
- Cokolwiek pierdolisz Payne, bo nie rozumiem jak tak prujesz mordę - powiedział Louis zerkając w stronę wejścia do salonu, akurat w momencie, kiedy Liam się tam pojawił.
- Nieważne, co wam jest? - spytał.
- Nic. Po prostu właśnie się dowiedziałam, że jadę z wami w trasę, ale obawiam się, że więcej tego czasu będę spędzać ze swoim chłopakiem - powiedziałam szeroko i szczęśliwie się uśmiechając.
- Czyli dostałaś już ten prezent. To dobrze. Aczkolwiek uważam, że nie powinnaś nas przez ten czas aż tak ignorować i raz na tydzień chociaż spędzić z nami wieczór - stwierdził ze śmiechem Payno.
- Oczywiście, że spędzi. Tak jak dzisiaj - powiedział Zayn, który pojawił się znikąd. - Gotowi? Bo teraz czas na zabawę!

*

Głośna muzyka uderzała w nasze ciała, kiedy siedzieliśmy przy jednym ze stolików, który wcześniej zarezerwowali chłopcy. Wszyscy popijaliśmy jakieś alkohole. Zrobiliśmy sobie chwilową przerwę od parkietu. Miałam wrażenie, że będę wracać do domu na boso. Gdybym wiedziała wcześniej, że mieli zamiar wyjść po kolacji do klubu, założyłabym baleriny.  Żaden z nich jednak nie pomyślał o tym, żeby wspomnieć o czymś takim. Jednakże wśród moich prezentów które otrzymałam znalazłam sukienkę, która nadawała się bardziej do klubu niż moja biała sukieneczka, którą ubrałam na siebie na naszą małą wigilię. Przed moim nosem pojawiła się kolejna wysoka szklanka wypełniona po brzegi kolorowym drinkiem zwanym Sex on the beach. Uśmiechnęłam się do Zayna, który mi ją dostarczył. Zagryzłam wargę nim wsunęłam do ust słomkę. Może nie byłam jeszcze mocno wstawiona, ale było mi już wystarczająco fajnie, żeby mieć generalnie wszystko gdzieś, łącznie z faktem, że wszyscy gapili się na nasz stolik. 
- Masz może ochotę zatańczyć? - usłyszałam tuż przy swoim uchu. Odwróciłam głowę w stronę tego anielskiego głosu, który tak lubiłam słuchać, szczególnie kiedy mnie usypiał. Zderzyłam się z nim nosem i wysunęłam słomkę z ust.
- Może mam. Zależy co proponujesz - odpowiedziałam patrząc mu w oczy.
- Na pewno dobrą zabawę, a co dalej to się zobaczy, madame.
- Zatem niech proszę prowadzić, sir - mruknęłam odstawiając szklankę na stolik. Dlaczego z nim flirtowałam? Nie miałam pojęcia, on zresztą też. Przynajmniej tak myślałam. Podałam mu rękę, uśmiechając się do siebie i podniosłam się z kanapy z jego pomocą. Ściskając moją dłoń, prowadził mnie w nieznanym mi kierunku, aż się nie zatrzymał i z lekką siłą przyciągnął mnie do siebie, aż nasze ciała się zderzyły. I znowu poczułam ten dziwny ucisk w podbrzuszu, który powinien być dla mnie alarmem, skoro to zdecydowanie nie był Ashton. Poczułam jak jego ręce zsuwają się po moich plecach, jak palcami dotyka moich pośladków, by ostatecznie ułożyć dłonie na moich biodrach.
Nigdy nie myślałam, że poczuję coś takiego przy innym mężczyźnie niż Ash.
- Jesteś dzisiaj zdecydowanie najpiękniejszą kobietą w tym klubie. I cieszę się, że możemy ten świąteczny wieczór spędzić razem, D.
- Skłamałabym, gdybym nie twierdziła, że ty nie jesteś najprzystojniejszy. I cokolwiek dzisiaj robimy, podoba mi się to - powiedziałam stykając się z nim czołem.
- Kłamstwem by też było, gdybym ja twierdził, że nie podoba mi się to również. - On zawsze wiedział jak sprawić by kobieta poczuła się dobrze, szczególnie kiedy zniżał głos. Aż rozchyliłam wargi z wrażenia, a on to wykorzystał, bo ułamki sekund później nasze usta znowu się połączyły w pocałunku. I ponownie żadne z nas nie myślało w ogóle, że to może być coś niewłaściwego. Po prostu zrobiliśmy to, na co mieliśmy ochotę, nie zważając na żadne konsekwencje.